4 lipca 2018

#250


-Mamusiu, dasz mi wodę utlenioną?- Spytałam siedząc na ziemi w salonie i obcinając paznokcie u stóp.  Rozłożyłam się tam gdy oni z tatą oglądali film po części żeby spoglądać na film, po części żeby po prostu z nimi być.
-Jesteś niezdara i ucięłaś palca?
-Nie, paznokieć mi wrasta- wystawiłam mu przekornie język. –Nie musisz tak we mnie wątpić.
-No nie wiem od kiedy przecięłaś sobie pupę mam wątpliwości- śmiał się gdy mama klepnęła go ostrzegawczo wracając z wodą o którą prosiłam.
-Pokaż Skarbie- przechyliła się przez tatę i spoglądając na mnie w dół.
-Zobacz- położyłam stopę na podłokietniku dając im szansę obejrzeć mojego palucha. –Nic wielkiego.
-Ropa ci się sączy- tata ścisnął go mocno.
-AŁA!- Krzyknęłam zaskoczona.
-Trzeba to było zrobić wcześniej, to by nie bolało- poczochrał mnie za co obrzuciłam go oburzonym spojrzeniem które tylko go rozbawiło.

                Ojciec zdecydowanie miał rację, mój paznokieć wrastał kolejny raz więc wypadało to załatwić. Zadzwoniłam tego popołudnia i umówiłam się do chirurga, na następny dzień. Podzieliłam się tym z rodzicami wieczorem.
-To zrobię sobie wolne jutro po południu- mama wyjęła kalendarz z torebki. –O nie, nie zrobię, muszę być w pracy- spojrzała na tatę.
-Na mnie nie licz- podniósł ręce- ja jestem zajęty. Nawet Rafał jest mi potrzebny jutro. Mówiłem, jutro mam najgorszy dzień w tym miesiącu.
-Marek?- Mama nie dawała za wygraną.
-Nie- ojciec kręcił głową.
-No big deal –zapewniłam- wezmę taksówkę.
-A jak będziesz się źle czuła po znieczuleniu?- Spojrzeliśmy na mamę z tatą.
-To miejscowe, -odezwał się- masz rację, Arek ma urlop, zadzwonię do niego. Chyba może cię odebrać to pół godziny.
-Nie, tato, to bez sensu. Serio, dam radę mam 25 lat i potrafię zamówić taksówkę. Spoko.
-Zamknij się, zadzwonię.- Widziałam już, że podjął decyzję.
-Nie, sama zadzwonię, nie muszę żebyś wydawał polecenia służbowe. Poproszę go ładnie.
-Zapłacę mu przecież- obruszył się jakbym uważała, że go wykorzystuje, co robił. Tyle, że nie rozbił tego zupełnie za darmo. Wolałam jednak sama załatwić sobie tą sprawę. Może nawet nie będzie mógł a ja powiem, że może i dadzą mi wrócić taksówką. Zobaczymy.
-Ja zadzwonię- poszłam na górę po telefon.

-Hej, wybacz, że dzwonię, mogę zająć chwilę?- Zapytałam gdy odebrał.
-No, co tam?- Przeszedł do konkretów.
-Byłoby mi miło gdybyś mógł jutro wyświadczyć mi małą przysługę.
-Co z tym oficjalnym tonem, zabiłaś ojca i chcesz się pozbyć zwłok?
-Nie- zaśmiałam się- Głupio mi, że mącę ci urlop, ale mój ojciec się uparł, żeby cię w to wciągnąć. Mam jutro zbieg i uparli się z mamą, że ktoś musi mnie odebrać z przychodni.
-Poważne?
-Nie, wytną mi paznokieć, ale nie dam rady prowadzić, że świeżym szwem na stopie. Może boleć. Mógłbyś mnie odebrać i podrzucić do domu?
-Spoko, nie ma sprawy. Zrobię ci tą małą przysługę.
-Tata ci zapłaci.
-Nie ma potrzeby, to nic takiego- zapewnił, a ja wiedziałam, że i tak doliczą mu ekstra pół dnia pracy, tata nie rzucał słów na wiatr. Ustaliliśmy godzinę i pożegnaliśmy się.

                Przechodziłam już zdzieranie paznokci i wycinki klinowe, ale tym razem jakoś wyjątkowo się rozkleiłam, nie bardzo wiedziałam czemu, ale jak lekarz stwierdził, że będzie ciąć i podał mi znieczulenie to zaczęłam chlipać jak ostatnia ciota. Byłam sobą zawiedziona. Urocza pielęgniarka, zaraz zaczęła mnie pocieszać a ja w odwecie zaczęłam bardziej płakać i przepraszać bo byłam zawstydzona swoją reakcją. W końcu obie się roześmiałyśmy że się tak gorliwie zapewniamy.
-Spoko, nic mi nie będzie, jestem weteranem. Przepraszam, sama nie wiem czemu- zapewniłam uśmiechając się już. Wydmuchałam nos i wzięłam głęboki oddech, dwadzieścia minut minęło czas na zabieg.

                Miałam dzwonić do Arka, że już skończyłam zabieg, ale stał przy samych drzwiach. No bo czego innego można się było po nim spodziewać poza perfekcją?
-No cześć- uśmiechnął się jakby chciał poderwać laskę w barze.
-No cześć- odpowiedziałam tym samym i złapałam go za przedramię które oferował.
-Jak się masz? Zanieść cię?
-Bez przesady- przewróciłam oczami, -po prostu pozwól mi się podpierać.
-Ok. –Poczłapaliśmy powoli do windy. Miałam jedną bosą stopę bo nie chciałam wkładać nic na palec który był świeżo zszyty. Z windy już prostą drogą dotarliśmy do auta i do domu. Arek był świetnym towarzyszem podróży, opowiadał o siostrze, mamie, przyszłym szwagrze a ja słuchałam z zainteresowaniem. Był taki ożywiony, ten mięśniak kochał swoją rodzinę. Byłam zachwycona jego opowieściami.
-Mogę wejść?- Spytał niepewnie pod drzwiami mieszkania.
-Liczyłam, że pomożesz mi się ulokować i podasz przeciwbólowe tabletki- spojrzałam błagalnie.
-Nie chciałbym naruszać prywatności twojego ojca.
-Nie żartuj- roześmiałam się. –Powierzył ci córkę, ufa ci. –Zapewniłam.-Poza tym to naprawdę zaczyna boleć jak wrzód na tyłku.
-Kieruj- poprosił biorąc mnie na ręce. Tym razem nie protestowałam. Usadził mnie w salonie na sofie, podłożył poduszki pod obolałą nogę, żeby była powyżej reszty mojego ciała i przyniósł wodę i tabletki przeciwbólowe, które moja mama zostawiła na blacie.

                Arek zebrał się szybko a ja zaczęłam przerzucać kolejne filmy żeby zabić czas. Mimo, że wzięłam tabletki ból nie ustępował, właściwie to zaczęła mi nawet pulsować głowa i mdliło mnie.
-Cześć Kwiatuszku!- Krzyknęła moja bratowa.
-Hej –jęknęłam leżąc na sofie i wmawiając sobie, że chcę przeżyć kolejne minuty.
-Tak źle?
-Nie, palec nie jest bardzo uciążliwy. Głowa mi pulsuje i mdli mnie.
-Będziesz rzygać?- Położyła mi dłoń na czole.
-Bardzo możliwe- zapewniłam ją. Wystawiła Zośkę z wózka i ją rozebrała a sama poszła po miskę dla mnie. –O Boże- jęknęłam wymiotując do pustego kubka po herbacie. –Sorry. –Jęknęłam wycierając buzię chusteczką i patrząc jak moja zdezorientowana bratowa stoi z miską w ręku.
-Nela, jakie przeciwbólowe leki wzięłaś?- Przyjrzała mi się i zgarnęła opakowania za stolika.
-Nie wiem, mama naszykowała coś tam.
-To jest na tramalu!
-Marek jest uczulony na tramal. –Mruknęłam. –Ja na orzechy.
-Może ty też, co wy macie w głowach?- Mruknęła pod nosem i poszła do kuchni. Wróciła z butelką wody i kazała mi ją wypić. Tak długo mnie poiła aż mało nie pękłam. Nie bardzo działał mój mózg, nie wypiłabym nic gdybym wiedziała. Później poszła ze mną do łazienki i kazała mi wymiotować. Tak długo jak tylko byłam w stanie zachować świadomość. Wyrzuciłam z siebie  wszystko przy poklepywaniu mnie po plecach i zmuszaniu do kolejnych prób.
-Jak się macie?- Oprzytomnił mnie głos mojego brata.
-Chujowo, ale stabilnie. –Odpowiedziała mu żona, -zanieś ją do salonu niech poleży. Okazało się, że twoja siostra jest uczulona na tramal. Najprawdopodobniej, bo miała takie same objawy jak ty.
Mama uznała, że Olka jest wybawicielem, zbawicielem, znawcą, znachorem i generalnie Bogiem i że życie mi uratowała. No dobra, trochę racja. Łeb mi pulsował i rzygałabym pewnie jak kot gdyby nie ona, albo może mniej bym rzygała.