25 kwietnia 2016

#245

-Uważaj na siebie i nie zrób nic głupiego-prosiłam Tomka stojącego w dresie pod naszą klatką.
-Głupie rzeczy robię tylko z tobą- zapewnił. –Jedź, nie ma na co czekać- pochylił się i pozwolił mi się opleść rękoma. Wisiałam mu na szyi i całowałam go głośno, wpijałam się z jego usta z pasją i mruczałam zachwycona. –No już spadaj- postawił mnie na ziemi i uśmiechnął się. –Już tęsknię- zapewnił.
-Michał jak coś mu się stanie- spojrzałam na mężczyznę. –Przysięgam zabije cię.
-Damy sobie radę- Pułkownik który przyleciał wczoraj wieczorem stał z rękoma założonymi na głowę- Jedź już nie mogę dłużej słuchać tego mlaskania.
-Jak zajdzie ci za skórę to daj mi znać, zwolnimy go najwyżej- zapewniłam męża i mrugnęłam do pułkownika. Byłam mu cholernie wdzięczna za to że przyjeżdża opiekować się Tomkiem. Mieli się z Michałem zmieniać i pomagać mojemu mężowi dobrać się do tyłka psychola w każdy możliwy sposób.
-Ok., trzymaj się- musnęłam usta męża po raz ostatni i wsiadłam za kółko audi Tomka. Z tyłu siedział Wiktor a obok mnie Arek na fotelu pasażera.
-Nie zatrzymuj się z nimi w lesie jak ze mną. –Mruga mi mój rozbawiony mąż.
-Marzyłam o tym- mruczę sarkastycznie –Narka - posyłam mu buziaka i ruszam do Szczecina. Prowadzę oczywiście jak Kubica, w końcu mam audi więc cisnę ile wlezie. Pierwszą przerwę robimy po dwóch godzinach chłopaki głodnieją więc zatrzymujemy się koło Opola i zaliczamy McDonalda.
-Wyspałeś się już?- Pytam Wiktora.
-Mniej więcej- odpowiada popijając kawę. –Prowadzisz dużo lepiej niż myślałem. Zrelaksowałem się, nie sypiam raczej w samochodzie jak ktoś prowadzi.
-Sypiasz tylko jak sam prowadzisz- Arek podchwytuje i wciska pół burgera do ust. Śmiejemy się razem, Wiktor po służbie jest o wiele bardziej przystępny niż w jej trakcie.
-Możemy się zamienić- proponuje ten twój rogal z kulkami wygląda na wygodny- proponuje bo nie spałam zbyt wiele.
-Pewnie.
-Lecisz na jego rogala?!- Arek brzmi na oburzonego, lubię tę jego przystępną głupotę. Przypomina mi Kasjana. –BTW -oświadcza że odbiega od tematu. –Obiecałaś mi podrzucić teksty z tym całym Chrisem. Ciągle nic nie dostałem a podobno jestem jego ucieleśnieniem.
-Nie wierz we wszystko co mówi Kleo. –Przewracam oczami.
-Obiecałaś- dąsa się.
-Powinnam mieć coś przy sobie. Nie marudź, coś ci podeślę. –Ucinam bo nie chce mi się o tym dyskutować. Zachodzimy jeszcze na stację która jest obok. Wiktor idzie płacić za benzynę a ja uświadamiam sobie że muszę iść do toalety. Rzucam w niego energetykiem, łapie bez problemu i kupuje go bez mrugnięcia okiem. Gdy wychodzę z toalety kasjerka z którą flirtuje obrzuca mnie niechętnym spojrzeniem. –To mój goryl, rób z nim co chcesz- zapewniam chwytając puszkę.
-Tomek jest dużo taktowniejszy- stwierdza rozbawiony Wiktor gdy wracamy do samochodu.
-Ktoś musiał być dorosły- uśmiecham się.

Budzę się po godzinie, rogala Wiktora mam pod policzkiem solidnie obślinionego. Zamykam usta i patrzę na kierowcę. Uśmiecham się bo w odtwarzaczu jest moja płyta i widzę, że Wiktor podśpiewuje pod nosem piosenkę z Króla Lwa.
-To urocze, że śpiewasz Disneya.
-Tylko frajerzy nie płakali po Mufasie- oznajmia z wyrazem twarzy prawdziwego twardziela, Arek śmieje się głośno. –Ty spać nie chcesz? -Wiktor patrzy na niego rozbawiony.
-Trochę, ale boję się przesiąść na tył. –Uśmiecha się radośnie.
-Dawaj, będzie cieplej- zapraszam.
-Jak gdzieś staniemy.
-Nie możesz przejść między fotelami?
-Czy ja wyglądam na ciebie? Nie zmieszę się.

-Fuu- budzi mnie jęk Arka. Tym razem ślinię jego ramię. –Ile możesz wytworzyć płynu w trakcie jednej drzemki.
-Sorry- mruczę. –Kawa?- Pytam Wiktora z nadzieją.
-Za pięć kilometrów będzie Orlen.
-Super, Orlen ma drugą najlepszą kawę w Polsce!
-A gdzie jest pierwsza?
-W mojej restauracji- śmieje się trzymając fotela kierowcy. –Wyjmij mi z podłokietnika gumy- proszę czując, że Arek układa się już do następnej drzemki. –Czekaj przesiądę się to będzie ci wygodniej- informuje i przechodzę na przód.
-Małe barki jednak czasem się przydają- kiwa z uznaniem Wiktor.
-Nawet nie wiesz- śmieje się.

-Zostaw nas na Kościuszki, damy radę- namawia Arek.
-Przestań, podrzucę cię i zawiozę Wiktora. –Przewracam oczami –to tylko kawałek a wy będziecie już w domu.
-Nie ma takiej potrzeby. –Zapewnia Wiktor.
-Zamknąć się, zawiozę was do domów i tyle. Nie chcę nic więcej słyszeć.
-Tak jest Pani Pułkownik- odkrzykują razem a mi chce się śmiać. Dzięki nim i nowej drodze jazda nie była tak upierdliwa jak się bałam. Na Arka czeka siostra, stoi pod blokiem i rzuca mu się na szyję gdy tylko wysiada z auta.
-Chudy- cieszy się ściskając go a my z Wiktorem ryczymy ze śmiechu. Można o Arku powiedzieć wiele rzeczy, ale że jest chudy, nigdy.
-To Nela- przedstawia mnie a ja robię kilka kroków i witam się z uroczą blondynką.
-Miło cię poznać- ściskam jej rękę.
-Panią też Pani Hartman- zapewnia oficjalnie.
-Nela, proszę- poprawiam ją szybko gdy Arek rozbawiony trąca mnie łokciem w żebra. –Zbieraj się Wiktor, moja rodzina też jest niecierpliwa- szybko chcę zniknąć żeby dać Arkowi od siebie odpocząć. –Dzięki- obejmuję go za szyję. –Miłego urlopu- życzę mu jeszcze i macham wskakując na miejsce kierowcy. Później odwożę jeszcze Wiktora i kieruję się do domu, zupełnie sama, słuchając bardzo głośno muzyki i upajając się wolnością.

-Mamo?- Pytam stając w progu. Otworzyłam sobie starymi kluczami, ale wita mnie tylko pustka więc zamykam za sobą drzwi i rozglądam się po mieszkaniu. Pięknie, nie ma nikogo. Biorę więc szybki prysznic i przebrana w świeże ciuchy jadę odkurzyć i umyć auto po podróży. W między czasie dzwonię do męża żeby zapewnić go o tym, że bezpiecznie dotarłam do rodzinnego domu.
-Hartman do Wartina- oznajmiam na portierni firmy ojca.
-Proszę Pani Hartman-słyszę brzdęk domofonu i otwieram drzwi. Pierwszą osobą jaką widzę po przekroczeniu progu jest mój brat.
-Nela- ściska mnie i przygląda się uważnie mojej lekko sinej twarzy. –Jak się masz?- Przygląda mi się z niepokojem i troską.
-Przestań bo pomyślę, że dorosłeś- odpycham jego dłoń którą trzyma mnie za buzię. –Gęba nie szklanka- zapewniam. –Nic mi nie jest- dorzucam dla jego spokoju. –Zrób mi herbatę- ciągnę go za łokieć.
-Nie chcesz zajrzeć do ojca?
-Pewnie i tak już mu cyborgi zameldowały, poza tym ma pełne biuro. –Wskazuje ludzi stojących nawet wokół drzwi biura taty.
-Idź, już dzisiaj pytał czy będziemy z Olką na kolacji. Daj mu się ucieszyć.
-Ok.- kapituluję i ruszam w dobrze znanym kierunku. Pukam w futrynę przeciskając się między karkami. –Chciałam tylko powiedzieć, że już jestem- uśmiecham się do taty.
-Córcia- podnosi się choć spodziewałam się tylko skinienia przy takim tłumie pracowników. Przytula mnie i ogląda jak Marek. –Jak się czujesz?
-Tato, wszystko ok., to tylko twarz- przekonuje speszona oględzinami przy wszystkich.
-Twoja twarz- warczy.
-Nie chciałabym przeszkadzać będę u Marka. –Staram się wycofać.
-Nie przeszkadzasz- zapewnia. –Zostań- opiera się o biurko i obejmując mnie ramieniem kontynuuje. Zauważam Rafała w grupie pracowników, bez wydawaniu dźwięku patrzy na mnie i powtarza „ciota” kilkukrotnie. Odpowiadam mu fuckiem przy swoim biodrze. „Bardzo odważne” kontynuuje. Uśmiecham się tylko, nie chcę ściągać więcej uwagi niż to konieczne, wiem, że moglibyśmy gładko przejść do wyzwisk i szarpaniny, gdybyśmy się poczuli zbyt swobodnie.
-No dobra, do roboty i nie spieprzcie nic bo… -zostawia groźbę w powietrzu, ale oni już chyba wiedzą czym to się skończy.
-Hej- Rafał zostaje z nami i podchodzi do mnie, żeby mnie przywitać. Całuje jego policzek i przytulam się na chwilę. –Fajnie, że jesteś.
-Nie miałam za dużo do powiedzenia- wznoszę oczy do nieba.
-Trzeba przyznać, że Wojtek spieszył się do twojej teściowej- śmieje się.
-Nie wątpię- przewracam oczami.
-Do roboty- pogania go mój ojciec.
-Pułkowniku- salutuje mu jakby byli w wojsku i odchodzi.
-Tyran- posyłam tacie uśmiech numer jeden i siadam z brzegu jego biurka. –Co słychać?
-Może być, wszystko jest ok., tylko jak zwykle z tobą kłopoty.
-Sorry?
-Wojtek się tym zajmie.
-Czemu nie ty? Jestem pełna podziwu dla twojej powściągliwości. –Staram się żartować, bo widzę, że jego to gryzie.

-Bo ja bym się nie powstrzymał, zbyt osobiste. –Tłumaczy a ja zsuwam się z biurka i siadam mu na kolanach obejmując go za szyję.