22 marca 2015

#238

W środę obiecałam zrobić catering na trening Kasjana. Chłopaki mieli grać z jego podopiecznymi więc chcieli zrobić z tego fajne wydarzenie i zintegrować trochę drużynę bruneta.
-Weźcie się do roboty!!!- Wrzeszczał Kasjan gdy przyjechałam z trakcie rozgrzewki. –Po co wam dzisiaj królisie skoro zamierzacie się obijać?! Taką leserką im nie zaimponujecie! Do roboty! Chcecie coś osiągnąć? Wasze nędzne truchła mają być waszą świątynią a na razie to tipi tylko! Myślicie, że topowi piłkarze opierdalali się na treningu?! Nie!!!- Wrzeszczał kiedy oni się rozgrzewali.
-Kowalski na glebę i pompujesz, jeszcze ktoś zamierza pierdolić coś pod nosem?! –Wykrzyczał w twarz jednemu z chłopaków. Nie dyskutował, odszedł od grupy i padł na glebę i zaczął pompować bez dyskusji. –Pytam czy ktoś jeszcze?!
-Nie trenerze!- Odpowiedzieli chórem. Z jednej strony chciało mi się śmiać, ale byłam też pod wrażeniem, że tak go słuchają. Świetnie ich dyscyplinował.
-Ty!- Wybrał sobie następną ofiarę. –Ty jesteś sam czy z królisią? –Wrzeszczał mu na uchem.
-Sam.
-Dobry wybór! Żenujący jesteś! Postaraj się bardziej.
-A ty?- Zgarnął kolejnego.
-Ja nie jestem sam trenerze!
-Królisia wstań!- Krzyknął w stronę trybun. Niepewnie podniosła się jakaś szatynka.
-Tak?
-Zawsze jest taki żałosny?- Zasięgnął jej opini.
-Nie jest żałosny.
-Po prostu potwierdź- chłopak pokręcił głową.
-Nie jest!- Oburzyła się.-Nie jesteś.
-Gratuluje, nie potrafi się zamknąć. -Zwrócił się do chłopaka. –Siadaj- odpowiedział dziewczynie. –Na glebę! –Znów krzyknął dzieciakowi do ucha. Usiadłam na trybunach i przyglądałam się rozbawiona. –Znam taką jedną co też nie potrafi się zamknąć. Nie Nela?- Spojrzał na mnie zadowolony. Pokazałam mu więc środkowy palec. –Też chcesz pompować?
-Pfff- padłam na trawę i zaczęłam robić pompki.
-Właśnie tak ma być! Wy też powinniście tak ćwiczyć- spojrzał na dziewczyny swoich podopiecznych. Niewidzialni rozgrzewali się pod jego komendami a Karoli i Kleo jeszcze nie było. Paweł dyskutował z Roksaną parę metrów dalej. Gdy drugi skończył pompować też pozwoliłam sobie wstać.
-Ile zrobiłaś pompek?- Spytał mnie brunet.
-Sto siedemnaście.
-Gratuluje robisz pompki wolniej niż ten kurdupel – wskazał mnie drugiemu z dyscyplinowanych chłopaków. –Nie żeby nie była najbardziej męską kobietą jaką znam- roześmiał się z Niewidzialni z nim. –Ale ciągle zrobiłeś sto pompek wolniej niż ona. Złożę się, że drugiej setki byś nie wytrzymał.
-Wytrzymałbym, ale ta Pani raczej nie.
-O założymy się? Mogę zrobić dwie stówy!- Obruszyłam się. –Na kościach!
-Raz widziałem jak pompowała z krwawiącymi dłońmi –odezwał się Młody, nie zwracając się do nikogo konkretnego.
-Możemy- zachęci chłopak.
-Świetnie. Zapraszam -uśmiechnęłam się zrzucając kurtkę. Nie byłam pewna czy zrobię ponad sto pięćdziesiąt pompek, to była największa liczba jaką robiłam ostatnimi czasy, ale nie regularnie. Wiadomo.
-Ustalimy jakieś zasady? –Kapitan drużyny zapalił się do sędziowania. Szybko dogadaliśmy się co i jak i nie minęła minuta a ja pompowałam z jakimś dzieciakiem na wprost mnie. Boże, czemu ja robię takie rzeczy z własnej woli? Po pięćdziesięciu byłam dość zmęczona plusem było to że mój przeciwnik też nie wyglądał jakby był w formie. Powoli myślałam już o daniu sobie spokoju z tym konkursem, ale szczęśliwe zrządzenia losu przerwało nam w dość wygodny dla mnie sposób. Kuba machając rękoma upadł na mnie i pchnął mojego konkurenta.
-Nela!- Krzyknął tylko zaskoczony.
-Buba! -Ja też pisnęłam leżąc już na murawie przygnieciona przez przyjaciela.
-No dobra, nie marnujmy czasu trudno, musisz się pogodzić że się dziś nie dowiesz. –Kasjan podał mi rękę żebym pomóc wstać. Spojrzałam na uśmiechającego się Tomka.
-Pchnąłeś go- szepnęłam zaskoczona.
-Nie lubię jak moja żona przegrywa- pocałował mnie i pobiegł za resztą. Karola z Kleo właśnie wchodziły na boisko. Kasjan aż zagapił się na żonę.
-Cześć- podeszła do niego jakby nie prowadził treningu.
-Cześć- odpowiedział jej i znów krzyknął na chłopaków żeby ruszyli tyłki przy trenowaniu. Usiadłam na trybunach.
-Boże jaki on jest sexi- jęknęła jedna z dziewczyn więc odwróciłam się w jej stronę i uśmiechnęłam.
-Przykro mi, to jego żona- uświadomiłam ją gdy Kasjan pochylił się nad Karoliną i ją delikatnie pocałował. Później coś jej powiedział i klepnął ją w tyłek wracając do prowadzenia treningu.
-Proszę mu tylko nie mówić- dziewczyna która była zadurzona w Kasjanie spojrzała na mnie błagalnie.
-Spoko, musiałabym później wytrzymywać z jego i tak już rozrośniętym ego. –Wyjaśniłam uśmiechając się.
-Rozbuchane ego, mówisz o Kasjanie?- Kleo podchodząca do mnie z Karoliną podłapała moje ostatnie słowa.
-No a o kim?- Karolina roześmiała się głośno.
-Dziewczyny twierdzą, że jest sexowny.
-Boże, tylko mu nie mówcie, serio- Brunetka spojrzała błagalnie na dziewczyny tym razem to one były rozbawione.

Po meczu zwróciłam uwagę na jednego z podopiecznych Kasjana, jadł łapczywiej niż reszta i jakoś marniej wyglądał. Nie mogłam się odwrócić, aż w końcu chłopak zwrócił uwagę, że się na niego gapię.
-Masz ochotę na jeszcze jednego?- Spytałam siadając obok i podając mu burgera. Sama wzięłam też swojego.
-Jeśli jeszcze są- widać było,  że musiał być głodny. Nawet buzia wyglądała na odrobinę za szczupłą, dopiero teraz to zauważyłam.
-Jasne- wepchnęłam mu jedzenie w rękę.
-Pani mąż to sympatyczny facet.- Zaczął z pełną buzią, chyba czując się zobowiązany do zagadania mnie.
-Całkiem- pokiwałam głową uśmiechając się. –Myślisz, że potrafi jeszcze grać?
-Jest ok.- Teraz on się uśmiechał. –Bardziej myśli, że dalej jest kapitanem niż na serio jest, ale nie jest najgorszy. –Roześmiałam się przypominając sobie komendy które chłopaki wykrzykiwali podczas meczu.
-Musisz być dla nich łagodny, dawno nie grali razem- otrzepałam się wstając z trybun –pozwól mi otrzeć ich łzy. –Pomachałam do niego i wybierając się w stronę Niewidzialnych.
-Uratowaliśmy ci dupę co?- Kuba uśmiechnął się z daleka.
-No, mogłam przegrać, moje ego mogłoby nie wytrzymać. –Wyszczerzyłam się tuląc spoconego męża. –Kasjan, ten młody wygląda na głodnego, wiesz coś o tym?- Spytałam bruneta, bo siedział mi w głowie ten chłopak.
-Nie, Marcin? O nim mówisz?
-Tak, ten na trybunach.
-Będę go miał na oku- zapewnił.

Wieczorem siedziałam przy komputerze i pisałam popijając cydr. Właściwie miałam wstać dolać go sobie, ale nie chciało mi się ruszyć tyłka, chwilę później pojawił się mój mąż ze schłodzoną do połowy pełną butelką.
-No hej- odezwałam się przerywając na moment pisanie.
-Nie chcesz już tego zostawić?- Spytał napełniając mój kieliszek i całując kark.
-Nie, ale kończę już, daj mi parę minut.
-Skończ już- jęknął jak znudzone dziecko.
-Odwal się mecenasie, co?- Spojrzałam na niego uśmiechając się. Był taki piękny! Ubrany tylko w spodnie od dresu, boso, delikatnie owłosiony brzuch i klatka piersiowa proporcjonalne, szerokie ramiona, tatuaż na torsie i ta cholernie przystojna twarz. Zapatrzyłam się.
-Chodź do łóżka, wiem że mnie pragniesz- pociągnął mnie za rękę.
-Jasne- zapewniłam obejmując go w pasie.
-Rozbiorę cię z tej sukienki a później wycałuje każdy milimetr twojego ciała- obiecywał patrząc mi prosto w oczy gdy obejmując się szliśmy do sypialni.
-Ała.- Warknęłam gdy uderzyłam o ścianę bo on zagapiony we mnie nie trafił w drzwi.
-Zamknij się- parsknął śmiechem i schylił się łapiąc mnie pod kolanami, oplótł się moimi nogami. –Zamknij się będę cię wykorzystywał.
-Na co czekasz- zdjęłam sukienkę zaraz po tym jak zamknął za nami drzwi sypialni. Mieliśmy zdjąć resztki ubrań gdy zaczął dzwonić mój telefon. Było chwilę przed dwudziestą, może Niewidzialni chcą gdzieś wyjść? Jak nie odbiorę będą upierdliwi, albo co gorsza przyjadą. M J

-Co tam Roxie?- Odebrałam ciągle całowana przez Tomka.
-Nie mogę się dodzwonić do Karoliny ani do Kleo, dasz radę podjechać po moich rodziców na dworzec? Proszę?- Była zdruzgotana, w głosie dało się wyczuć rozpacz.
-Jasne, coś się stało?...  Słonko? -Ponagliłam bo oddychała ciężko jakby powstrzymując się od płaczu.
-Jesteśmy z małym w szpitalu, oblał się wrzątkiem- zawyła przerażona.
-Odbiorę ich tylko prześlij mi informacje smsem, jak będziesz już coś wiedziała daj znać- odpowiadałam wkładając na siebie ubrania.
-Dzięki, będą na dworcu za pół godziny mniej więcej- wychlipała i rozłączyła się.
-Co jest? –Po mojej minie Tomek wiedział, że coś jest nie tak.
-Filip jest w szpitalu, oblał się wrzątkiem. –Tłumaczyłam wciągając spodnie i dzwoniąc do Arka. –Jadę na dworzec PKP, spotkamy się na miejscu, to awaryjna sytuacja. Tomek będzie ze mną.
-Nagrywaj drogę nie wysiadaj póki mnie nie będzie.
-Tak jest-rzuciłam aparat na łóżko bo zajęte ręce zwalniały moje ruchy, a Roxie potrzebowała mnie już. Koło mnie Tomek miał już na sobie bluzę i wkładał skarpetki. Na jednej nodze poskakiwałam wkładając już adidasy wyjęte z szafy.

-Nela!- Mama Roksany wychwyciła mnie w tłumie.
-Cześć- uśmiechnęłam się całując jej policzki, zaraz za nią stał tata. –Miło was widzieć.
-Co się dzieje? Gdzie Roksana? Z Pawłem dobrze?- Tata od razu wyczuł że coś nie tak.
-Obawiamy się, że nie mamy dobrych wiadomości. –Tomek miał poważną minę witając się z nimi. Wyjaśniliśmy im pokrótce zdarzenie. Zdecydowali, że chcą jechać do szpitala więc tam zajrzymy najpierw.
-Pani Hartman- Arek wskazał mi kierunek w którym mieliśmy iść. Normalnie poszlibyśmy najkrótszą drogą, ale moja ochrona ostatnio wprowadziła zasadę nieszablonowych podróży i cały czas wprowadzała to w życie.
-Nela! Cóż to za specjalne traktowanie?- Pani Bianka była zaskoczona.
-To długa historia- pokręciłam głową bo nie chciałam się zagłębiać. Nie dyskutowaliśmy zbyt wiele wszyscy zastanawialiśmy się jak ma się Filip.



6 marca 2015

#237

-Pozdrowienia od Ady- oznajmił Przemek wchodząc do kuchni.
-Dzięki, co u niej?- Zainteresowałam się nakładając kolację na talerze.-Zawołaj tylko Tomka proszę.
-Ok. –Szatańsko się uśmiechnął, odwrócił głowę z stronę drzwi i rozdarł papę na cały Kraków- TAAATOOO!
-Miałam na myśli podejście do gabinetu- uniosłam brew patrząc na zadowolonego przyjaciela.
-Co tam?- Mój mąż pojawił się po chwili.
-Mama mówi, że kolacja gotowa. Zbiła już tamtego Pana, dużo się siłowali w parterze. –Przemka nie opuszał dobry humor.
-Pachnie świetnie- pochwalił Tomek. –Pomóż mamie wyjąć sztućce- pogonił Przemka do roboty.
-To co u Ady?- Chciałam znać jakieś plotki.
-Super, zrobiliście na niej świetne wrażenie. Konrad z Sylwią przypadli jej bardzo do gustu. Dogadała się z nimi.
-Długo z nią rozmawiasz.
-Bo to takie mielenie wszystkiego przez słuchawkę jak z Tobą, mogę w międzyczasie posprzątać i wszystko inne, ona też tak robi.
-Bardzo cię lubi.
-Ja ją też- odpowiedział normalnie.
-Przemek…
-Nie, nie rób love story, to dobry ziomek.
-Chciałam tylko wiedzieć- uniosłam ręce w geście poddania.

-Nie nooo- Magda jęknęła z samego rana po zalogowaniu się do systemu kasowego.
-Co?- Wyszłam z biura, bo często zdarzały nam się awarie. Nic wielkiego, ale wkurzało mnie to coraz bardziej.
-Nie odpalimy już tego chyba- odezwała się patrząc na krzaczki zamiast normalnego podglądu sali. Byłam wkurzona, bo mimo kilu prób, niewiele się mi zmieniło a system zarządzał całym przepływem informacji w restauracji, bez tego byliśmy zmuszeni do przyjmowania płatności jedynie w gotówce i noszenia kartek z zamówieniami na kuchnię. Do dupy, wszystko było utrudnione i zniechęceni klienci.
-Coś pomóc?- Zainteresował się Arek. No tak, zapomniałam wrócił na posterunek. Moje dni spokoju się skończyły.
-Nie, chyba że jesteś komputerowym ninją. –Oznajmiłam wybierając numer do Młodego.
-Chyba nie. –Pokręcił głową.
-Co jest?- Spytał od razu Łukasz.
-Padł mi system w restauracji, mógłbyś rzucić okiem?
-Powinnaś zadzwonić do serwisu. Mogę przyjechać, ale stracisz jakąś gwarancję.
-Młody, ja już dawno jestem po gwarancji. Potrzebuje pomocy, bo ten serwis to ciecie.
-Ok., mogę być za dwadzieścia minut, bo jestem na mieście u klienta.
-Kocham Cię- rzuciłam rozłączając się.

-O Pani! Kto to tak Pani spierdolił- Młody grzebał w moim systemie kasowym zdziwiony.
-No weź!- Obruszyłam się. –Nie mów, że tak źle.
-Nasyfione jak po gotowaniu Kasjana- uśmiechnął się. –Zrobię ci to chyba- oznajmił. Otworzyliśmy już restaurację, nie mogliśmy sobie pozwolić na czekanie, ale praca była wkurzająco trudna. Zdarzyli nam się klienci, którzy rezygnowali przez brak możliwości uregulowania należności kartą, jeszcze przed złożeniem zamówienia. Kelnerki miały za zadanie informować wszystkich na wejściu. Mimo to znalazł się jakiś niezadowolony z niewiadomego powodu Niemiec. Usiłowałam mu wyjaśnić wszystko, ale mój niemiecki był bardzo podstawowy. Zaskoczył mnie za to Arek który nagle podniósł się od stolika gdy po raz koleiny zaczęłam się plątać i płynnie wyjaśnił mężczyźnie o co chodzi. Używając przy tym słów których na sto procent w życiu nie słyszałam.
-Myślisz, że możesz pozwolić mu zrobić przelew na twoje konto, żeby płatność była uregulowana? –Spytał mój stu procentowo profesjonalny ochroniarz.  
-Jasne, przeproś go proszę jeszcze raz i powiedz, że zaraz mu wydrukuje numer konta.
-Ok., leć ja się nim zajmę. –Zapewnił i wrócił do pogawędki z moim klientem.

-Jesteś wielki- zaskoczona dyskutowałam z Arkiem za barem.
-No to akurat widać- Młody był ewidentnie skory do żartów.
-Mam na myśli, ze jego język jest wspaniały- spojrzałam na narzeczonego przyjaciółki,  zdębiał co mnie usatysfakcjonowało. –Nie wiedziałam, że mówisz po niemiecku.
-Bo to ja mam wiedzieć wszystko o Tobie a nie ty o mnie- uśmiechnął się.

-No, chyba działa- Magda podeszła do mnie gdy rozmawiałam ze stałymi gośćmi.
-Serio? Bardzo przepraszam muszę wracać do obowiązków.
-Młody mówi, że działa.
-Zrobiłeś?- Spytałam zaskoczona.
-Wątpiłaś?- Szczerzył się dumny ze swojego wyczynu.
-Działa!- Usłyszałam Magdę logującą się. –O jak szybko działa! Genialnie! Nie mogliśmy tak od początku? Taki jesteś zdolny- stanęła w progu mojego biura. –Nie chcesz…
-Magda, zobacz czy nie ma cię na sali, zostaw Młodego w spokoju. Nie ten adres.- wzniosłam oczy do nieba. –Myśliwa.
-Pędzę Szefowo.

Mieliśmy dziś imprezę, więc spędziłam cały dzień w pracy, kimnęłam się nawet chwilę w biurze, bo potrzebowałam odetchnąć. Jak do tej pory mieliśmy dobrą passę i nikt mnie nie gnębił, mieliśmy nadzieję, że tak zostanie na dłużej.
-Zamknąłem, jesteśmy sami, potrzebujesz czegoś?- Spytał Arek koło czwartej.
-Nie, jeszcze z pół godzinki. Skończę formalności i możemy spadać. –Zapewniłam przekładając papierki. Miałam niestety najwyżej piętnaście minut spokoju, bo ktoś dobijał się do drzwi jakby się paliło. Wściekłam się, zdążyłam już wyłączyć podgląd monitoringu chwyciłam kastet i poszłam na salę zobaczyć o co chodzi. Lepiej jeśli ten dupek siedzi w domu.
-Kochanie?- Tomek wyglądał na ciut zdziwionego.
-No co?! –Warknęłam napastliwie.
-Po co ci ten kastet?
-Żebyś mi nie przeszkadzał- wzniosłam oczy do nieba. –Czemu tak walisz?
-Bo nikogo nie widziałem, a staliśmy już chwilę z Wiktorem.-Wyjaśnił a nasza ochrona już spokojnie siedziała przy stoliku nieopodal którego stał mój mąż.
-Bezsensowne wyjaśnienie. –Stwierdziłam. –Pocałuj mnie i daj spokój.
-Nie tak szybko- objął mnie w pół i uśmiechnął się. –Zostaw ten kastet, bo się nie boję. Serio, napadłabyś na niego, mógłbym cię z tego nie wybronić. Jesteś dość groźna, jak na taką małą babkę.
-Jestem i jak trzeba będzie to skopię twój tyłek. Puść mnie, muszę skończyć.
-Nie, pójdziemy do domu- zarzucił mnie na swoje ramię.
-Chyba cię powaliło koleś! –Oburzyłam się. –Puszczaj. Bo ci kastetem w nery przyłożę.
-Idziemy- zarządził a chłopaki podnieśli się od stolika i tak mu przyłożyłam w nery, nie kastetem ale zawsze. Niech sobie nie myśli.