Nie pamiętam nawet co się stało że następnego dnia
jechałam do pracy sama, ale w wyjątkowo wkurzający sposób miał to być moment
zapalny mojej sytuacji z psycholem. Jechałam spokojnie główną drogą gdy z pod
porządkowanej wyjechał na mnie Pan psychol wbijając się w moje nadkole.
Wycofałam się na krawężnik najbliżej jak się dało i zamknęłam się w aucie. Tata
by się wściekł gdybym usiłowała coś z nim załatwiać. Przez telefon
poinformowałam Arka gdzie jestem i co się stało, miałam czekać więc czekałam
przy akompaniamencie pukania w szybę i nerwowego pociągania za klamkę.
Zadzwoniłam jeszcze do Tomka i taty, nie przerywając sobie rzecz jasna akcji
filmu który nagrywały moje okulary. Spoglądałam na Pana co jakiś czas
powtarzając mu spokojnie że ma odejść i że wszystko załatwimy po przyjeździe
policji, mojego adwokata i ochrony i żeby zszedł z ulicy bo jest niebezpiecznie
tak stać na samym brzegu krawężnika.
Na moje szczęście na miejscu pierwszy był Arek. Wyskoczył
z taksówki koło mojego auta więc otworzyłam mu tylko szybę żeby podać dokumenty
takie jak prawo jazdy, oc, ac i dowód rejestracyjny. On załatwiał wszystko.
-Rejestrator- poprosił pukając w szybę. Odpięłam
urządzenie od przedniej szyby i podałam my bez zbędnego gadania. Tomek pojawił
się po chwili z Wiktorem i jeśli mam być szczera do końca ilość złości jaka z
niego kipiała przerażała mnie a widziałam już mojego męża wściekłego. Mrugnęłam
do niego i się uśmiechnęłam ale nie zareagował na to. Wyrzucał patrolowi który
podjechał że się nie spieszyli.
-Tomek, daj spokój- wysiadłam żeby go ciut uspokoić.
-Wsiądź do samochodu- powiedział spokojnie Arek a Tomek
rzucił mi szybkie spojrzenie które gdybym miała interpretować brzmiało „Nie waż
się teraz stawiać”.
Po całym wkurzającym zamieszaniu, opowiadaniu co i jak i
skorupce ochronnej mogłam wrócić do pracy w towarzystwie Tomka, Arka i Wiktora.
-Idę do pracy, Arek mi starczy- zapewniłam gdy
przechodziliśmy koło kancelarii. –Wracaj do siebie- stanęłam twarzą w twarz z
trzymającym mnie kurczowo mężem.
-Mogę Cię odprowadzić. –Zapewnił.
-Wiem, że się martwisz. –Patrzyłam mu prosto w oczy. –Nie
ma powodu. Drugi raz tego samego dnia nie spróbuje. –Ściskałam jego dłoń.- Proszę,
nie rób z tego nic wielkiego. Nie dajmy mu zawładnąć naszym życiem.
-Uważaj na siebie żona- musnął moje czoło delikatnie i
ruszył w stronę kancelarii z towarzyszącym mu Wiktorem.
-Cześć Krzysiu- witam kierownika Sali przechodząc koło
niego.
-Pani Kierownik- uśmiecha się –wszystko dobrze?- Marszczy
brwi przyglądając mi się.
-Miałam stłuczkę, nic poważnego- zapewniam.
-Jaką stłuczkę?- Agnieszka zainteresowana staje przy
barze.
-Nic takiego, wracajcie do pracy- odpowiada jej za mnie
Arek co też mnie wkurza. Czy on musi być do tego stopnia irytujący?
-Psychol który mnie prześladuje wjechał dziś w moje auto
swoim, dlatego wszyscy mamy takie spięte tyłki. Spodziewajcie się dziś Tomka, Niewidzialnych, Przemka, Kleo, może
nawet mojego ojca, cholera wie. –Przewracam oczami i spoglądam wyzywająco na
Arka, na twarzy ma wypisaną irytację.
-O Boże to straszne!- Piszczy Agnieszka.
-Nie jest tak źle- zapewniam. Kątem oka obserwując Arka
odbierającego telefon i wchodzącego na zaplecze. Nie zdejmuje ze mnie wzroku.
Świetnie. Pół godziny później okazuje się, że mam już umówioną pełną obdukcję i
całą masę badań, które zajmą mi pięć lat. Trafia mnie szlag gdy w drzwiach
szpitala spotykam Piotra i Kleo.
-Kurwa- mruczę poirytowana- no dajcie spokój. –Cedzę
przez zęby.
-O Boże, źle wyglądasz- Kleo jest cała zestresowana.
Ogląda mnie uważnie. Rozcięty łuk brwiowy i otarcia od pasa nie są aż tak
przerażające na ile wskazuje jej przerażone spojrzenie.
-Spóźnimy się- mruczę ciągnąc ją za sobą. Piotrek na
szczęście daruje mi załamywanie rąk i trzyma się z dala.
Po obdukcji wracam już z samym Arkiem do restauracji i z
przyjemnością zaharowuje się na śmierć. Robię papierkową robotę na cały
następny tydzień i poprawiam folder z opcjami wynajmu. Poprawiam cennik który
miałam zrobić już od trzech miesięcy i nawet wymieniam wszystkie żarówki na
ledowe. Miałam to zrobić w tamtym tygodniu a później zabieram się za
reorganizację chłodni. Przerzucam skrzynki i zmieniam wszystko bo już od
dłuższego czasu irytuje mnie to, że nie jest to ustawione bardziej logicznie.
-Może ci jednak pomóc?- Rysio, szef kuchni przychodzi już
trzeci raz i przerażony patrzy jak przerzucam worki z warzywami.
-Rysiu, proszę cię- podnoszę się i patrzę na niego oczami
pełnymi łez. –Nie teraz.
-Mogę… -zaczyna ale ja wiem, że nie mogę sobie na to
pozwolić. Nie dać wejść temu psycholowi do mojej głowy.
-Nie, poradzę sobie- mówię ostro i wracam do przerwanej
czynności dając się obserwować pełnymi empatii oczami.
-Krzysiek rozliczył wszystkich, masz do zrobienia tylko
kopertę, ale wszystkie papierki są też wydrukowane. –Arek oznajmia wchodząc na
kuchnię w której uparcie szoruje czysty przemysłowy okap.
-Która jest godzina?
-Za dziesięć pierwsza- mówi szybko rzucając okiem na
zegarek.
-Ok., mogą iść do domu. –Oznajmiam mu i chwytam za
szczoteczkę do zębów.
-Nie, już to zostaw- łapie mnie za rękę. –Ubieraj się
zabiorę cię do domu. –Ciśniemy się na spojrzenia.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić!- Oburzam się.
-Cały dzień pozwoliłem ci się katować a teraz pojedziesz
uspokoić męża, bo on też jest w tym bagnie. –Patrzy na mnie wkurzony.
-Bagno to dobre określenie- przytakuje i wyrywam
szczoteczkę z jego ręki. –No idź im powiedz, że mają iść. Ogarnę tylko to i
idziemy. Daj mi pięć minut.
-Będę na górze Pani Hartman. –Zapewnia profesjonalnie mój
goryl zupełnie jakbyśmy się nie spierali przed chwilą.
Jestem odprowadzona pod same drzwi mieszkania i obejrzana
w progu przez Przemka.
-Nic mi nie jest- marudzę gdy wkurzająco długo mnie
skanuje.
-Idziesz spać?- Pyta wyraźnie zmartwiony.
-Taki mam plan- mruczę zrzucając z siebie bluzę i
zostawiając ją w salonie. –Tomek śpi?- Pytam.
-Nie, przed chwilą był jeszcze w kuchni. Dużo dzisiaj
gadał przez telefon.
-Dzięki- odpowiadam łagodniej i idę do sypialni.
-Botki na obcasie czy traperki?- Pyta pokazując mi moje
buty.
-Obie lubię- odpowiadam odruchowo a on obie pary pakuje w
worki i wkłada do walizki. Mojej największej podróżnej walizki.
-Co robisz?- Patrzyłam jak układa moje ubrania na łóżku.
–Sprzątasz?
-Pakuje cię. – Popatrzył na mnie, widocznie opadły mu
ramiona jakby był zrezygnowany.
-Coś konkretniej?- Pocałowałam go w policzek i usiadłam
obok ciuchów.
-Rozmawiałem z tatą, uważamy, że najwyższa pora żebyś
pojechała do Szczecina i zniknęła temu świrowi trochę z oczu. Martwimy się o
ciebie.
-Ok.- Wzruszyłam ramionami.
-Serio?- Uśmiechnął się szeroko.
-I tak nie mam władzy, nie ma co się upierać, szkoda
tylko, że ze mną nie porozmawialiście. –Wiedziałam, że upieranie się nic nie
da, ale irytowało mnie, że tak załatwiają wszystko poza mną. Jestem
wystarczająco twarda, żeby znać szczegóły i nie zwariować. Wolałabym, żeby dali
sobie siana z tą ochronną bańką. Może ten Szczecin to nie najgorszy pomysł będę
miała trochę wytchnienia i normalności.
-Nie gniewaj się- prosił stojąc obok i badając moją
reakcję.
-Nie ułatwiacie mi tego. Nie gadajmy o tym, nie ważne.
–Pokręciłam głową, nie miałam siły na kłótnię. –Jestem taka zmęczona.
–Położyłam się na narzucie. –Zostaw to, spakuje się rano.
-Macie rano wyjechać.
-Zdążę, nie martw się. –Zapewniłam. -Ja pracuje, nie mogę tak po prostu wyjechać.-
Próbuje argumentu który z góry skazany jest na przegranie tej dyskusji, ale
zawsze warto spróbować.
-Już wszystko
załatwiłem kochanie. Nie martw się. Ciocia już od dawna szkoli Krzyśka na taką
okazję, trochę go przypilnuje i chłopak da radę.
-Jak to Krzyśka
szkoli? Zwalnia mnie?- Usiadłam na łóżku zaskoczona. Chciało mi się płakać.
-Nie, Nela, kto
zwolniłby najbardziej wydajnego pracownika? Dostajesz urlop.
-Nie zwalnia
mnie?
-Nie Kochanie-
szatyn stał na wprost mnie z moimi koszulkami w ręku. –Musisz pojechać do
szczecina żeby dać się sytuacji trochę rozjaśnić. Jak ciebie nie będzie to
przestanę tańczyć wokół tego frajera i dobiorę mu się do dupy z każdej możliwej
strony. Michał już od dawna kombinuje co i jak zrobić. Pojedziesz?- Klęknął na
jedynym konie i patrząc mi w oczy.
-Mam inne
wyjście?
-Kłócić się ze
wszystkimi których Kochasz. Kleo obiecała, że najdzie czas żeby do ciebie
podjechać, od dawna chciałaś zobaczyć się z Markami i Zosią