9 sierpnia 2015

#241 (fikcja)

Siedziałam w gabinecie przy laptopie i skrobałam, żeby oczyścić umysł, nic wielkiego, ale mój mózg wyrzucał zbędne myśli i to pomagało. Miałam na uszach słuchawki i pewnie dlatego nie usłyszałam mojego męża. Gdy złapał mnie za ramię wykręciłam mu rękę bo się przestraszyłam.
-Przepraszam!- Rzuciłam się na kolana obok Tomka wspartego na jednym kolanie i patrzącego na mnie z małym wyrzutem.
-Żadnej przemocy w domu- skarcił mnie jak dziecko, nie mogłam powstrzymać uśmiechu, on też. -Dupek z ciebie żona, zbiłaś mnie- pomasował nadgarstek wstając. -Co robisz?
-Piszę, nudzę się.
-Powinnaś spać. Jutro wcześnie wstajesz.
-Ale nie chce mi się spać, potrzebowałam trochę czasu i odsiania myśli.

Wszystko co poniżej to historia którą napisałam tej nocy, całość to fikcja literacka

W sobotę wstałam wcześnie, miałam ranną zmianę w restauracji. Uszykowana wsiadłam do samochód z Arkiem i pojechałam do pracy. Po drodze zamówiłam bukiet kwiatów i wysłałam je Tomkowi do domu. Powiedzmy sobie szczerze świeże kwiaty zawsze ładnie wyglądają w domu, a okazanie zainteresowania mężowi zawsze się zwraca. „Dopieszczony facet to hojny facet” jak mawia moja mama.
-Kupiłaś sobie kwiaty?- Zaśmiał się Arek.
-Nie łajdaku, kupiłam kwiaty mężowi.
-Facetowi?
-Tak, ostatnio jak sprawdzałam mój mąż miał wszystkie narządy na miejscu. Nie dostałeś nigdy kwiatów? Ja też nie daje mu ich codziennie, on jest w tym ze sto razy lepszy, ale chyba fajnie dostać coś takiego, to forma okazania zainteresowania.
-Ja nigdy nie dostałem. To trochę dziwne, nie żałuje.
-Co w tym dziwnego?
-Kwiaty daje się kobietom.
-Nie. Kwiaty daje się z wielu okazji nie tylko kobietom. –Wiedziałam, że się nie dogadamy bo on miał już swoje zdanie, więc trochę na złość kupiłam mu kwiaty po drodze. –Udanych Walentynek mój ulubiony karku- wręczyłam mu bukiet i dałam buziaka.
-Co ja mam z tym zrobić?- Był rozdarty, jak każdy żołnierz uwielbiał gdy ktoś mu udowadniał, że go ceni, a z drugiej strony był zawstydzony tym, że dostał kwiaty od kobiety.
-Zjeść- przewróciłam oczami.

-Ten twój mąż jest uroczy- Stwierdziła Aga, moja kelnerka przynosząc mi czekoladki do biura.
-Przyszedł?- Spytałam zaskoczona.
-Nie, odebrałam od kuriera. –Wyjaśniła kładąc pudełko na biurku, było owinięte czerwoną wstążką z serduszkami. Zajrzałam na opis czekoladek, były jedne z orzechami, więc tych musiałam unikać ze względu na uczulenie.
-Arek na sali?- Spytałam, bo mój ochroniarz dzisiaj bardzo się nudził.
-W toalecie chyba- Aga wzruszyła ramionami. –Lecę, do pracy- oznajmiła widząc klientów siadających przy stoliku w jej sekcji.
-Dzięki! -Jak przystało na miłośnika czekolady od razu otworzyłam pudełko i omijając orzechowe wybrałam pralinkę. –Dzięki Kochanie- Włożyłam ją do ust i dałam się czekoladzie powoli rozpuszczać. Wybierając jednocześnie numer męża.
-Hej Śliczna, dzięki za kwiatki!- Odezwał się odbierając.
-Dzięki za czekoladki- oznajmiłam zadowolona patrząc jednocześnie w monitor komputera. Przegryzłam dwa razy czekoladkę wypełniając sobie ciszę po drugiej stronie łącza. Tomek najwyraźniej coś robił w międzyczasie więc dawałam mu chwilę usiłując pogryźć skamieniałe karmeliki które ze zdziwieniem odkryłam wewnątrz czekoladki, były wyjątkowo twarde.
-Nie wysyłałem ci nic dzisiaj- w końcu odezwał się mój mąż a ja poczułam krew w ustach. Metaliczny smak rozszedł się po języku. Skamieniałam ze strachu i rzuciłam telefon na biurko biegnąc do łazienki.
-Nela?- Minęłam zdziwionego Arka przy barze i wbiegłam do toalety wypluwając wszystko do umywalki. –Co się dzieje? Wszystko ok.?- Arek położył mi rękę na ramieniu patrząc jak wypluwam z siebie krew i drobinki szkła. –Co to jest?! –Chciał spłukać krew ale go powstrzymałam.
-Zostaw, czekoladki nie były od Tomka. –Wyjaśniłam szybko dalej plując do umywalki.
-Jakie czekoladki?!- Był wściekły.
-Aga odebrała od kuriera. –Wyjaśniłam nabierając wody do ust z drugiej umywalki.
-Jak to kurwa odebrała i po prostu ci je dała?! Ile ja mam im tłumaczyć?!- Wrzeszczał wkurwiony. –Pokaż, -Złapał mnie za szczękę i odwrócił w swoją stronę.
-Czekaj- chciałam się odwrócić, ale wcisnął mi palce w zawiasy szczęki tak, że ją otworzyłam na oścież. –Połknęłaś coś?
-Nie- odpowiedziałam z szeroko rozwartymi ustami. Jego telefon wydzwaniał natrętnie.
-Na pewno?
-Tak- grzebał mi palcami w buzi, jakby mógł to zdiagnozować. Odepchnęłam jego ręce. Wyszedł bez słowa. Spojrzałam na siebie w lustrze, przebiegły mi przez głowę pierwsze myśli od momentu w którym rzuciłam telefon na biurko. Na serio mało nie zrobił mi krzywdy. Ten koleś jest bardziej niebezpieczny niż myślałam, sądziłam, że to świr, ale nie on nie jest świrem, on chce mojej śmierci. Przez ten cały czas nie dotknął Tomka, nie pojawiał się w pobliżu, nie kontaktował się z nim. Mnie natomiast chciał martwą. Cholera w co ja się wpakowałam. Patrzyłam sobie w oczy i szybko zbierałam w sobie, bieg z kancelarii nie zajmował więcej niż siedem minut w szoku pewnie krócej. Zaraz wpadnie tu i będzie się czół winny, nie mogłam mu dać powodów do zmartwień. Mój adwokat musiał myśleć racjonalnie. Arek wrócił z alkoholem miał przy uchu telefon. Pokazał mi żebym przepłukała usta jednocześnie dzwoniąc na policję.
-To nie był wypadek i to nie były zwykłe czekoladki !- Krzyczał do słuchawki. –Czekam na patrol i dzwonię do adwokata. –Wkurzony tłumaczył coś, najwyraźniej ktoś go przekonywał, że wyolbrzymia. –Dobrze, dziękuję, dowidzenia. –Rozłączył się. –Musimy pojechać na pogotowie. Nie wiemy czy szkło było czyste. To nie była jedyna czekoladka ze szkłem. –Znów otworzył mi usta i zajrzał. –Nie krwawisz mocno.
-Gdzie ona jest?!-Usłyszałam męża.
-Tomek- Wiktor otworzył drzwi i wskazał nas.
-Nela! Co się stało?!
-Spokojnie. Spokojnie- złapałam Tomka za ramiona i patrzyłam mu prosto w oczy. –Spokojnie, ochłoń. Nic mi się nie stało.
-Kurwa! Jak to się nie stało! Co tu się do cholery dzieje! Jak ty do kurwy nędzy jej pilnujesz?! –Wrzeszczał wkurzony na mojego osobistego ochroniarza.
-Przepraszam, byłem w toalecie gdy przyszedł kurier. Wiem, że to moja wina, Przepraszam Panie Hartman. –Arek nie pozwolił sobie już na swobodne zachowanie wobec Tomka.
-Przecież ona mogła już dawno nie żyć!- Szatyn jakby nie widział skruchy Arka dalej się na nim wyładowywał. –Jak to się kurwa mogło zdarzyć! Ufałem ci! Wierzyłem, że moja żona jest bezpieczna!
-Proszę cię, przestań, to nie jego wina. –Stanęłam przed Tomkiem zasłaniając mu widok na Arka. –Poszedł do toalety a ja głupio uznałam automatycznie, że z okazji walentynek czekoladki bez podpisu są od ciebie. Nie pomyślałam, to moja wina a nie jego. –Przekonywałam go patrząc mu w oczy.
-Przestań mnie uspokajać! Kto przyjął tą paczkę?
-Agnieszka, nie wiedziała…- zaczął tłumaczyć Arek, ale Tomek nie zamierzał go słuchać.
-Agnieszka!- Tomek wychylił się z łazienki. –Możesz mi powiedzieć jak to się stało, że Nela dostała paczkę, przed sprawdzeniem jej przez Arka?! –Wkurzony miażdżył ją wzrokiem.
-Ja, ja…- zaskoczona jego gwałtownością nie bardzo wiedziała co powiedzieć. –Nie pomyślałam, sądziłam, że to od ciebie- chyba docierało do niej powoli zaczynała rozumieć co się stało. Arek musiał im już coś wspomnieć, bo wiedziała o czym mówimy. –Przepraszam Nela, nie chciałam.
-Wiem- pokiwałam głową –nie przejmuj się, jesteśmy trochę na krawędzi przez to wszystko.
-Przepraszam Tomek.
-Wracaj do pracy- otworzył jej drzwi i patrzył wyczekująco. Uśmiechnęłam się do niej delikatnie mimo, że Tomek nie starał się uspokoić.
-Jedziemy do szpitala, muszę mieć pewność, że wszystko ok. Arek zajmie się policją, jak będą potrzebować niech na nas czekają. –Oznajmił mój mąż.
-Nie, zabiorę się z Arkiem. Ty zostań, przydasz się. –Zapewniłam Tomka. –Nie martw się, obiecuję, poradzimy sobie. –Pocałowałam go w policzek i poszłam się ubrać.
-Nie musiałaś mnie wyciągać, to moja wina- oznajmił mój kark.
-Och już daj sobie siana z tą winą, wszyscy jesteśmy wkurzeni, wiesz, że on nie ma ci za złe. Nie chcę mi się już przekonywać ciebie, że nie musisz się kajać- oznajmiłam wychodząc z restauracji.

Sprawa na pogotowiu przeciągałaby się w nieskończoność w związku z tym pojechaliśmy do pana Huberta. On załatwił mi szybką konsultację z kumplem. Pół godziny po telefonie do ojca Kasjana wychodziliśmy już z gabinetu. Wszyscy byli już postawieni w stan pogotowia, Arek właśnie zbladł na widok swojego telefonu, jeśli miałam wątpliwości czy to na pewno mój ojciec to znajome wrzaski utwierdziły mnie, że Arek rozmawia z szefem. Spojrzałam na niego współczująco, wolałabym, żeby tego nie przechodził, ale nie mogłam się pakować w sprawy służbowe ojca. Było mi wstyd za tą całą ochronną otoczkę.
-Tato, proszę przestań już. Błagam cię- wychyliłam się w stronę telefonu który Arek trzymał przy uchu gorliwie przytakując. –To nie jego wina, to ja byłam nieostrożna, dajcie mu już spokój. –Po kilku kolejnych przytaknięciach mój ochroniarz podał mi telefon i otworzył mi drzwi do auta.
-Tomek już większość załatwił, jedź do domu. Cieszę się, że nic ci nie jest.
-Dobrze tato- nie miałam nawet siły się z nim kłócić.