26 lutego 2015

#236

Kasjan z Młodym na życzenie dziewczyn wymieniali blat w kuchni w mieszkaniu które wynajmowali. Właściciel wyłożył kasę na materiał, a oni zgodzili się dla wygody swoich pań odwalić całą robotę. Wiedziałam, że będą to robić, ale nie bardzo czułam potrzebę kontroli nad tym projektem. Sprawdziłam za to czy Kleo zjadła swoje drugie śniadanie. Zadzwoniłam i tak długo ją męczyłam póki nie byłem pewna, że nie bajeruje.
-To może wpadniesz do nas po pracy?- Spytała nim się rozłączyłyśmy
-Zobaczę jak się wyrobię, jeśli wyjadę zgodnie z planem to mogę cie zabrać z pracy.
-No dobra, byłby super. –Zgodziła się zadowolona. Stanęłam więc na głowie, żeby się wyrobić i równo o piętnastej stanęłam na parkingu pod jej biurem. Wyszła po jakichś dziesięciu minutach z kolegą z pracy, rozmawiali o czymś a ona wyraźnie usiłowała się od niego uwolnić. Teraz wiedziałam czemu Łukasz na niego narzeka, ewidentnie przyczepił się do niej.
-Kleo!- Krzyknęłam wysiadając i machając jakbym chciała dać znać, ze jestem.
-Hej- wyszczerzyła się podchodząc.
-Dawaj bo czekam, mamy plany. –Ponagliłam ją w nadziei, że facet się odpieprzy.
-Cześć Tytus- przedstawił się.
-Cześć Nel- uścisnęłam jego dłoń. –Jedziemy?- Nie poświęciłam mu większej uwagi.
-Jasne.
-Łukasz mówił, że coś planuje na wieczór, już ci zazdroszczę- zaczęłam łgać. –Masz ten nowy katalog sukien ślubnych, czy ci podrzucić?- Cisnęłam oczywiste tematy mające dać znać kolesiowi, że ma się odczepić bo jest zajęta.
-Może namówisz koleżankę- zwrócił się do Kleo, z niewiadomego powodu ciągle sądził, że ciągle jest nam potrzebne jego towarzystwo.
-Na co?- Przewróciłam oczami w stronę przyjaciółki nim odwróciłam się w jego stronę.
-Chcieliśmy iść jutro na drinka po pracy, zamykamy duży projekt, Kleo miała sporo zasług.
-Możesz iść przecież Słonko, to świetny pomysł. Łukasz przecież chciał poznać twoich znajomych. –Uśmiechnęłam się.
-Młody nie może, pracuje.
-To może ja Tobą pójdę?
-Nie ma sensu Nela, odpuszczę tym razem, nie chcę żeby twoja ochrona musiała iść z nami.
-Nie zrobiłem jakiejś gafy mam nadzieję, nie jesteś Beyonce, czy coś?- Spytał mnie nagle zbyt zainteresowany.
-Nie, mam na głowie jednego natrętnego typa i pozwolenie na broń, w związku z tym mój ojciec, ex komandos, postanowił dać mi ochronę, żebym nikogo nie zastrzeliła za naprzykrzanie się. Rozumiesz?
-Jasne, jasne- pokiwał głową.
-Myślisz, że mógłbyś nam dać zamienić parę słów, mamy sporo do przegadania w sprawie ślubu a ja mam niewiele czasu.
-Jasne- powtórzył kolejny raz. –Na razie Kleo-pomachał mojej przyjaciółce. –Trzymaj się- spojrzał jeszcze na mnie.
-Na razie, miło było cię poznać- pomachałam mu wsiadając do auta i odjeżdżając. –Młody ma racje to frajer. Ślini się na ciebie tak że zaraz zalej nas tsunami. –Prychnęła rozbawiona patrząc na mnie jak bym wyolbrzymiała.
-Co za różnica.
-Burczy Ci w brzuchu? –Spytałam mierząc ją czujnie.
-Nie, no mówiłam Ci zjadłam. Kasjan dzisiaj miał gotować, jak znam życie będzie jakaś smażenina, więc spoko. Zaraz zjem coś znów, nie martw się. Nie było tak źle z tym jedzeniem, nawet byli pod wrażeniem, że mam swoją. –Uśmiechnęła się.
-Co poza tym?
-Ok., nie wiem dobrze. Żyję. –Odpowiedziała jak zwykle. –Młody jest czarujący, wiesz? Jego ewidentnie też jara to, że weźmiemy ślub. Rozważam uderzenie w strunę jego ojca.
-Uuu no to nie będzie miło- poprawiłam się w fotelu. –Ale co chcesz?
-Mamy wziąć ślub, a ja nawet nie wiem jaki jest ten facet. On nawet nie wie o moim istnieniu ani nic, w końcu nigdy nie uchylał się od płacenia alimentów, może nie jest tak źle. Może tylko Łukasz ma taki jego obraz, bo jest rozżalony. Chciałabym spróbować się z nim spotkać. Jakby nie było gdyby nie ten facet to nie byłby go na świecie. Może udałoby mi się ich jakoś pogodzić.
-Nie rozpędzaj się, ok. Wiesz, że on nie znosi tego tematu. Nie naciskaj tylko proszę.
-Wiem przecież. –Obruszyła się.
-Wybacz, nie złość się- poklepałam ją po nodze. –Chcę dobrze. –Zadzwonił mój telefon. –Co tam Misiu?- Odebrałam połączenie od mojego głównego ochroniarza.
-Czeka na ciebie u Kleo pod blokiem.
-Mam tam nie jechać? Poprosić chłopaków żeby zeszli?
-Nie, podjedź, zobaczymy czego chce. Jeśli się przyczepi, zadzwonimy na policję.

Podjechałyśmy pod blok, zaparkowałam i już widziałam jak stoi na chodniku i czeka. Michał podszedł do moich drzwi i je otworzył, po drugiej stronie samochodu wyrósł Wiktor i poczekał aż Kleo wysiądzie.
-Jak Wam mija dzień?- Spytałam zaglądając do bagażnika i wyjmując ciasto. Zahaczyłam o cukiernię w drodze do Kleo.
-Fenomenalnie- zapewnił mnie Michał. –Nie dyskutuj, prosto do wejścia.
-Wiktor zabierz najpierw Kleo- poprosiłam.
-Nela- przyjaciółka chwyciła mnie za rękę, ale wyrwałam się. Chciałam zminimalizować jej kontakt z nim, za nic nie chciałam, żeby facet wpływał też na ich życie.
-Pani Hartman… -zaczął gdy tylko podeszliśmy.
-Moje podopieczna, nie życzy sobie kontaktu z Panem. –Oznajmił Michał.
-… nie odpowiedziała Pani ma ją korespondencję. Liczyłem na rewanż.
-Proszę odejść, albo wezwiemy Policję.
-Nel, nie pozbędziesz się mnie tak, potrafię być cierpliwy.
-Pani Hartman, chce tylko spokoju, proszę odejść.
-Nic o niej nie wiesz- Facet powoli tracił zimną krew. –Porozmawiaj ze mną!
-Żadnych komentarzy. Proszę odejść bo naprawdę wezwiemy policję. To co Pan robi to łamanie prawa.
-Nie odpuszczę ci ty mała zdziro. –Wysyczał. Arek otworzył nam drzwi od wewnątrz i poczekał aż wejdziemy z Wiktorem.
-Cześć Śliczne, co słychać?- Zamknął za nami drzwi od klatki i przywołał windę.
-Wspaniale, dzień jak co dzień- odpowiedziałam mu przyglądając się Kleo.
-To naprawdę przytłaczające i niemiłe- znów złapała mnie za rękę. Patrzyłam na nią beznamiętnie, przytuliła mnie mocno zanim jeszcze dojechałyśmy na odpowiednie piętro. –Nie daj się.
-Nie żartuj. –Uśmiechnęłam się blado. –Dzwonimy na policję?- Spytałam chłopaków.
-Najpierw odtransportujemy was, zejdziemy na dół i zadecydujemy.
-Cześć!- Krzyknęłyśmy wchodząc do mieszkania.
-Nie wyglądajcie przez okno, lepiej niech nie wie które to. –Pouczył mnie Wiktor.
-Jasne- kiwnęłam głową, znałam dryl. Teraz poczekają aż zamknę drzwi i zejdą na dół.

Michael Buble który śpiewał w mieszkaniu gdy weszłyśmy, nie zagłuszał krzyków pod domem, trudno był rozpoznać pojedyncze słowa, ale kłótnia była agresywna. Westchnęłam zdejmując szalik i wchodząc głębiej do korytarza. Karola siedziała w objęciach Kasjana na krześle a brunet mruczał jej do ucha tekst piosenki. „And don't forget who's takin' you home And in whose arms you're gonna be”
-Kochanie- śmiała się trzymając go za buzię. -Jesteś uroczy.
-Ty jesteś urocza- skradł jej buziaka i dopiero wtedy mnie zobaczył. –W czym mogę ci pomóc? Teraz świadczę już mężowe usługi specjalne. –Spytał a mi było głupio, że ich podglądałam. Sama nie lubiłam gdy ktoś obserwował nachalnie mnie i Tomka.
 -Sorry, po prostu fajnie się na was patrzy, cieszę się, że zorganizowała ci tak szybko ślub. Poprawiło ci się. Zdecydowanie bardziej ci do twarzy w kagańcu- wyszczerzyłam się.
-Gdyby mnie odchodziła twoja opina pewnie bym się przejął. –Droczył się ze mną przez cały czas tuląc do siebie żonę. Karola była w siódmym niebie, gdy ją ściskał i nie zmierzała sobie przeszkadzać, mimo, że jej facet właśnie przechodził w fazę głupoty. Miał mi coś odpowiedzieć, ale ktoś zadzwonił do drzwi. Miałam nakrzyczeć na Kleo, że otwiera kiedy ten świr jest w pobliżu, ale za drzwiami stał Arek.
-Złapaliśmy go i dzwonimy na Policję, potrzebujemy cię. –Oznajmił bez wstępów. –Pamiętasz co masz mówić?
-Prawdę, co się dzieje. –Odpowiedziałam.
-Czego masz nie mówić?
-Że się nie boje, że jestem bohaterem i że chętnie go skopię jak mi pozwolą i że gardzę ochroną.
-Świetnie, to idziemy- znów owinęłam szyję szalikiem.
-Uważaj, na nią- Kasjan stał już w progu pokoju gdy wychodziliśmy.
-Jestem podwładnym Pułkownika- odpowiedział mu zamiast wyjaśnień i zapewnień.

Kolejne spotkanie z policją nie należało do najmilszych, Panowie nie do końca rozumieli o co tyle krzyku, skoro facet chodzi za mną. Mam przecież ochronę i nic mi się nie stało, więc po co im produkować niepotrzebne wezwania. Nic takiego według nich się nie stało. Na szczęście Michał jest już ekspertem jeśli chodzi o kontakty z Policją, wyjaśnił im sprawę w paru niemiłych słowach, strasząc przy okazji upierdliwym prawnikiem, który jak się przypadkiem zdarzyło jest moim mężem. Faceci na szczęście zaczęli współpracować, spisali wszystkie zeznania, nie męcząc mnie zbytnio, bo Michał napastliwie odpychał ich wszelkie lekceważące pytania. Czułam się jakbym była wewnątrz tornada, z pozoru wszystko było spokojnie, ale we wszystkich nas buzowały emocje. Mój prześladowca siedział w radiowozie i składał swoje zaznania, za pewne się wymigując a ja byłam od niego odgrodzona Wiktorem i Arkiem stojącymi uparcie zaraz obok mnie tworząc kokon bezpieczeństwa. Rozumiałam czemu tata tak wierzył w Michała, miał sporo jego umiejętności a przy okazji chłodniejszą głowę, nie pozwalał sobie na wybuchy mimo że wiele spraw go wkurzało, był bardzo bystrym facetem i szybko kojarzył fakty. W sumie całość sprawy mnie relaksowała, teraz był nasz czas na zacieśnianie pętli na szyi Pana Góreckiego. Teraz to może on poczuje jak to jest z nami igrać. Chłopaki zabronili mi chociażby spogląda na niego, mam go traktować jakby nie istniał. Okazało się jednak, że musimy zrezygnować z łażenia za nim, bo on też może oskarżyć chłopaków o stalking a nie chcemy mieszać w potencjalnych dowodach i zeznaniach.

-Odbiorę cię, zadzwoń jak będziesz potrzebować. –Michał odstawił mnie na miejsce.
-A co z Arkiem?
-Moje kompetencje nie są wystarczające?- Uniósł brwi i uśmiechnął się szeroko.
-Dopiero zdecyduje- droczyłam się z nim. –Ok., zadzwonię. Dzięki za wszystko. –Odezwałam się gdy staliśmy na progu.
-Drobiazg, byłaś zaskakująco zdyscyplinowana.
-Chciałabym, żeby to wszystko skończyło się tak szybko jak tylko się da. Będę współpracować.
-Super, to damy ze wszystkim radę- poklepał mnie po ramieniu. -Co tam hałasuje? Zaniepokoiły go odgłosy dochodzące z mieszkania.
-Chłopaki remontują kuchnię- wyjaśniłam i żegnając się na razie weszłam do mieszkania.  Zastałam dziewczyny siedzące przy stole w kuchni. Chłopaki akurat rozbierali stare szafki. Obaj byli profesjonalnie przygotowani, wliczając w strój pasy na narzędzia i okulary ochronne na oczy.
-Cześć Robole- powitałam ich. Kasjan zastygł z młotem w ręku.
-Jak poszło?- Czekali na moją odpowiedź.
-Dobrze, a jak wam idzie?
-Dziewczyny się ślinią, szafki nie stawiają oporu, myślę że szybko nam pójdzie z nową zabudową- zapewnił mnie Młody gdy dosiadałam się do dziewczyn.
-Na co czekacie? Do roboty- ponagliłam.

-Jaki on jest seksowny- jęknęła Karolina a Kasjan uśmiechnął się pod nosem, chciało mi się z nich śmiać, choć gdyby to był Tomek to pewnie też by mi się podobało. 

21 lutego 2015

#235

„Smutno mi, narzeczoną dziś nie potrafię być, córką nie potrafię... Cierpię gdy, cudzą rolę muszę grać
ale czy będąc sobą bliskich zasmucić mam. Kto odpowiedź może dać...? „ W słuchawkach brzmiało Lustro z Mulan a ja pierwszy raz od dawna szłam sama do pracy. Bruk starego miasta prowadził mnie do restauracji. Było przyjemnie, mimo, że siąpił deszcz.
-Jestem- zameldowałam Michałowi smsem, że dotarłam do pracy, to był nowy sposób na raporty, każda droga miała być dokumentowana. Na szczęście poza tym byłam wolna, choć mój tata nie był zadowolony. Praca, jak praca dużo biegania i dość wyczerpująca, ale miło było wreszcie być normalną. Za to po pracy umówiłam się z przyjaciółmi na kawę. Zajrzeliśmy do naszej kawiarni (z dużymi lożami, podstawa wiadomo) ale był tłok więc zdecydowaliśmy się kupić ciasto i jakieś inne babeczki i pojechać do nas. Staliśmy przy ladzie chłodniczej i dyskutowaliśmy co mamy ochotę zjeść i czego ile wziąć. Ponieważ Kasjan zjadłby wszystko co tylko ma w sobie masę cukru to stał z Karolą pod witryną i czarował ją jak zwykle. Musiało być miło być Kasjanem, mając cały czas wpatrzoną w siebie żonę i mogąc się z nią cały czas wymieniać płynami ustrojowymi wszelkiego rodzaju. Miałam aż ochotę się roześmiać, Karolina uśmiechała się szeroko i odpowiadała mu coś przekornie na zaczepki, ale brunet i tak co chwilę się pochylał, żeby całować swoją całkiem świeżo upieczoną żonę.
-Przestań wreszcie mlaskać Brunet- przewróciła oczami Kleo.
-Daj mu żyć, ożenił się.-Chichrałam się spoglądając na moją zdegustowaną przyjaciółkę.
-Dobry trenerze- Kasjanowi najwyraźniej przerwał któryś z jego podopiecznych, za nim stało jeszcze trzech innych. Wszyscy zagryźliśmy wargi i odwróciliśmy się w stronę ciast.
-Dobry- Kasjan nie tracił rezonu. –Co wy tu robicie?
-Wchodzimy do cukierni?- Odpowiedział jeden z nich.
-Gratuluję świetnie Wam poszło.
-O dzień dobry trenerze- zobaczyli Pawła. –Piątka- jeden z chłopaków wystawił rękę do Filipa a ten przybił mu piątkę.
-Dzień dobry- kłaniali się też Roksanie a ona grzecznie im odpowiadała. –Długo to trwa? Warto czekać? -Patrzyli niechętnie na nas wszystkich
-Spoko, już wychodzimy, wszyscy jesteśmy razem- zapewnił ich Paweł. –To reszta naszych kumpli z drużyny- wskazał chłopaków.
-Może zagramy na jakimś treningu?- Zaproponowali chłopcy.
-Czemu nie, rodzinne spotkanie z Królisiami, na wysiłkowym?- Spytał Paweł. –Jak wam pasuje?- Spojrzał na nas. Podnieśliśmy wszyscy kciuki do góry. –Na razie chłopaki- pożegnał ich gdy wychodziliśmy z cukierni. Zachwyceni zaślinionym Kasjanem zawyliśmy ze śmiechu kierując się do aut.
-Nie będą się nabijać?- Spytała Karolina tuląc się do boku bruneta.
-Niech spróbują, to pokażę im trening dla prawdziwych mężczyzn. –Zapewnił a ona uśmiechnęła się szeroko.
-A ty się na tym znasz?- Klepnęła go w ramię Kleo.
-A ty?- Oddał jej.
-Raczej.
-Właśnie widzę- podniósł jej rękę i zaczął mierzyć bicepsy. –Nawet twoje udo nie jest większe.
-Moja siła jest tu- puknęła go w głowę i zwiała za Łukasza.

-Gdzie dokładnie jesteś?- Usłyszałam Michała gdy wsiadaliśmy do aut, podałam mu więc dokładny adres. –Coś ważnego?
-Tak, wsiadaj w auto i odjeżdżaj, już!
-Mamy się zmywać- wskoczyłam do auta i patrzyłam jak Tomek na siłę wpycha się w sznurek aut w korku. –Nie bardzo jest jak, bo stoimy w korku. –Odpowiedziałam spokojnie.
-Włóż okulary i złącz nagrywanie. –Rozkazał.
-Wygrzebałam okulary z torebki i włożyłam jakieś dwie minuty później zobaczyłam Pana prześladowcę idącego chodnikiem i rozglądającego się
-Nie odpuści- powiedziałam do męża, trzymającego dłoń na moim kolanie.
-Nie należy do łatwo zniechęcających się. –Przyznał ruszając, bo zapaliło się zielone. Podjechaliśmy trochę do przodu, ale i tak nie udało nam się załapać na tą zmianę. Odwróciłam się patrząc za samochodami Niewidzialnych. –Spokojnie Piotrek z Kubą są bezpośrednio za nami, z nim na pewno gdzieś jest Michał, odwróć głowę –powiedział zdejmując mi gumkę z włosów. Zablokował też drzwi. Nie chcieliśmy konfrontacji, ale w razie jakiegoś wypadku lepiej było być przygotowanym. Dopiero teraz wpadł mi w oko Michał, szedł powoli za swoim celem i obserwował go uważnie. Położyłam głowę na ramieniu Tomka i odwróciłam się w drugą stronę, skala tego przedsięwzięcia zaczęła mnie przytłaczać. –Nie przestrasz się. Idzie. –Szepnął Tomek. Dłonie kolesia uderzyły o karoserię a ja mimo  wszystko podskoczyłam. Tomek na szczęście jak zwykle zachował trzeźwość umysłu, zamigał i zjechał na bus pas tuż przed radiowozem. Panowie nie omieszkali nas zatrzymać. Facet szybko się rozpłynął w fali przechodniów.
-Zdaje sobie Pan sprawę, że nie jest Pan uprzywilejowanym kierowcą?- Spytał policjant gdy podszedł do nas po tym jak zjechaliśmy na chodnik.
-Przepraszam Panie władzo, chciałem tylko jak najszybciej zabrać stąd żonę.
-A co się dzieje?
-Znów naprzykrza jej się pewien mężczyzna i zaczyna ją to bardzo stresować.
-Nie może pan jechać pasem dla autobusów, mimo wszystko.
-Zapłacę każdy mandat i oddam prawko dla spokoju mojej żony. Jeśli to będzie potrzebne. –Tomek przez  dłuższą chwilę tłumaczył mu sytuację. Ja milczałam, wiedziałam, że on powie im dokładnie tyle ile trzeba i zadba o wszystko. Po dwudziestu minutach byliśmy wolni a mój mądry mąż dostał tylko pouczenie.
-Jak poszło?- Spytał Piotrek gdy podjechaliśmy pod nasz blok.
-Ok.- zapewnił go Tomek. –Pokazałem im krótkie filmiki z tego co nagrała Nela- wygrzebał klucze z kieszeni i otworzył drzwi na klatkę. Było nas za dużo na windę więc ruszyliśmy schodami jak zawsze. –Wyjaśniłem im co i jak. Zgłosiłem sprawę, teraz tylko musimy raportować każdy jego wybryk i zakaz zbliżania mamy jak w banku. Dzwonimy za każdym razem jak się pojawi do momentu w którym każdy Karkowski gliniarz nie będzie znał tej sprawy. Ten dupek się nie wywinie.
-Wszystko ok.?- Spytał Michał parę minut później.
-Tak, nic się nie stało, zniknął zaraz jak zatrzymała nas policja.
-Daj mi Tomka.
-Ok.
-Nie martw się, buziaki.
-No pa, twardzielu- uśmiechnęłam się i podałam mężowi telefon. Zginął w gabinecie, żeby pogadać na spokojnie.

-Dalej ci się ręce trzęsą jak dzwonisz do klientów?- Zagadnęłam Kleo bo udało mi się ją złapać samą.
-Nie, ale w brzuchu mi burczy.
-A co jesz w pracy?
-Nic- wzruszyła ramionami. Siedziałam z nią na jednej sofie i gapiłam się co jakiś czas mrugając, po chwili dopiero przyjęłam, że to już  koniec tłumaczeń a ona na serio nie je.
-Jak to nic? Młody, ona serio nie je?- Spojrzałam na przyjaciela z mieszaniną niedowierzania i złości.
-Jak nic? Robię jej śniadanie.
-W pracy.
-Nie no robi sałatki. –Przysiadł na oparciu „naszej” sofy.
-Ale oni tam w biurze nic nie jedzą ewentualnie piją jogurt naturalny. Nie lubię jogurtów naturalnych. –Zaczęła dopiero tłumaczyć.
-I nie zauważyłeś, że nie zjada tych sałatek?- Wsiadłam na Młodego.
-Nie przeszukuje lodówki- odpowiedział mi z rozdrażnieniem. –Kotku, nie możesz po prostu nie jeść przez osiem godzin. To nie zdrowe. Powinnaś cokolwiek zjeść w tej pracy, przecież nie zabierasz sałatki jarzynowej w litrowym słoiku po ogórkach. Albo białej kiełbasy w worku i cebuli do zjedzenia jak jabłko. –Parsknęłam śmiechem, nie mogłam od tych opisów. Uśmiechnął się do mnie.
-Bo tam jest kuchnia, ale nikt tam prawie jej nie używa, nie wiem- wzruszyła ramionami. –Nie chce się tak wybijać, głupio mi.
-Nie ma mowy, żebyś ty nie jadła w pracy- znów się oburzyłam.- To głupie Kleo.
-Nie, po prostu się wstydzę. Oni nie jedzą.
-A u mnie się nie myją i co też mam tak robić?- Spojrzał na nią krytycznie Młody.
-Nie, to nie tak- wyglądała na sfrustrowaną. –Bo gdyby oni zrobili mi jakiś dzień wprowadzający i oprowadzili po tym całym budynku i powiedzieli że tu się je i że można to inaczej, ale tak to jakoś mi dziwnie.
-Posłuchaj, weźmiesz jutro tą sałatkę i zjesz ją normalnie jak człowiek po połowie pracy a jak ktoś się zdziwi, albo obruszy to zrobimy tam taki wjazd z Młodym, że się dopiero zdziwią.
-Jaki wyjazd?- Przez oparcie przewiesił się Kuba.
-Wjazd- poprawił go Młody. –Kleo nie je w pracy bo nikt nie je.
-To dość niemądre- Kuba przyjrzał jej się uważnie.
-No weź, już jestem skarcona- objęła go za szyję. –Nie mów mi niemiłych rzeczy- uśmiechnęła się patrząc na niego. –Ty zawsze jesteś miły- szczerzyła się gdy ją obejmował.
-My jesteśmy niemili- obruszył się Łukasz.
-Nie, nie. Ty jesteś idealny- uklęknęła tak, że siedziała mi na biodrach, ale na mojej twarzy były jej piersi a ona całowała Łukasza.
-Ciut utknęłam we friend zone- ucisnęłam piersi przyjaciółki i obróciłam głowę na bok uwięziona między nimi. Kuba się roześmiał patrząc na nas a ja nie miałam zbyt wiele do zrobienia. Czekałam aż skończą. –Młody to ja!- Ostrzegłam bo sunął dłonią po boku moich żeber.
-Ciii może nikt się nie domyśli- wymruczał w usta mojej przyjaciółki, która ubawiła się jak norka przez to zdanie i usiadła znów na tyłku obok mnie.
-Ja bym się domyśliła- popatrzyłam na niego podnosząc głowę do góry.
-Oj tam jak byliśmy sami nie byłaś tka stanowcza- objął mnie zadowolony.
-Zawsze jestem zadowolona jak jesteśmy sami- roześmiałam się.
-Żona- Tomek przeskoczył przez oparcie sofy i rzucił się na mnie. –Kocham Cię- pocałował mnie przygniatając też Kleo do sofy. Siedziała teraz na końcu z nogami Tomka na kolanach a ja na początku przytulona do niego. Podpierał się na łokciach po moich bokach.
-Ja ciebie też, ale uważaj na łokieć. Bo znów będziesz narzekał jak będę go smarować. – Ostrzegłam bo ostatnią rzeczą jakiej bym chciała to cierpienie mojego męża.
-Chciałam powiedzieć- zaczęła głośno Roksana.
-Będziesz miał rodzeństwo?- Kasjan trzymał Filipa na Kolnach i grał w nim w łapki więc postanowił od razu się dowiedzieć.
-Nie, zamknij się- odpowiedział mu Paweł.
-Dzieci nie są takie złe- brunet patrzył uśmiechnięty na małego, który też się szeroko uśmiechał. –Nie? Ciebie nawet lubię to może i następnego w kolejce bym polubił.
-To sobie zrób- odpowiedział mu Sylwia. Teraz już wiedziałam gdzie zginęli z Konradem, poszli z Karoliną pokroić ciasto i zrobić coś do picia, taki ze mnie dobry gospodarz. Chce ci się pić? Jest samoobsługa.
-Mogę kontynuować?- Upewniła się Roxie.
-Dawaj- zachęciłam. –Dziękuje- spojrzałam na Sylwię i Karolinę. Kiwnęły mi tylko, żeby znów nie wchodzić rudej w zdanie.
-Chciałam tylko powiedzieć, że w przyszłym tygodniu przyjeżdżają moi rodzice.
-Ty nigdy tak nie mówisz- zauważył Młody. Myślałam, że mówi do Kleo ale patrzył na mnie.
-Bo ja też rzadko wiem, ze przyjeżdżają. –Uśmiechnęłam się. –Myślałam żeby zaprosić Marka z Olą, ale na razie dam sobie na wstrzymanie, nie chcę żeby Olka z małą musiały gdzieś się spinać i uciekać przed tym psychopatą. Chociaż chętnie bym je już zobaczyła.
-A Marka nie?- Zakpiła Kleo.
-Marka też- przyznałam szczerze.




16 lutego 2015

#234

Kończyłam piec chleb gdy do domu wrócił Tomek, Arek otworzył mu drzwi, coś tam szeptali w korytarzu, później Tomek wziął prysznic i przyszedł do mnie przebrany w dres.
-Cześć- cmoknął mnie w czoło i uśmiechnął się. –Co ci pomóc?
-A co chcesz zrobić? Orkiszowy już się piecze. –Spojrzałam na niego z nadzieją.
-Coś czego nie robiliśmy- odwrócił mojego laptopa i pogrzebał w Internecie. –Świnki! Albo jeżyki! –Uśmiechnął się i pokazał i oba przepisy.
-Nie wiem jak mi wyjdą, wiesz jak to bywa z przepisami, komuś wychodzą a moje później wyglądają jak jedna wielka porażka.
-Bez ociągania się Słonko, lepimy świnki! –Oznajmił otwierając mąkę. Wrzuciliśmy do piekarnika świnki a później zabraliśmy się do jeżyków. –Jak ci minęła reszta dnia?- Spytał ocierając mąkę z mojego policzka.
-Świetnie- zbyłam go.-A tobie? –Wolałam słuchać i trzymać moją frustrację w środku.
-Ok., z Tobą byłby fajniej- pocałował mnie w policzek i się uśmiechnął. Przyglądał mi się moment i zdecydował się zetrzeć kciukiem mąkę z mojego czoła. –Gdzie mamy wagę?
-Po co Ci waga?- Zdziwiłam się.
-Bo potrzebujemy siedmiu gram drożdży.
-Nie mamy wagi.
-Jak to nie mamy, mieliśmy wagę. –Zdziwił się. Serio, wyrzucił ją jak ostatni raz nie chciała działać i obiecał, że kupi nową. Sam ją wkurzony złamał na kolanie.
-Pamiętasz jak ostatnio robiliśmy keks? –Przyglądałam mu się uważnie.
-Nie- naprawdę wyglądał jakby nie pamiętał.
-No to nie ważne. –Przewróciłam oczami. Irytowało mnie, że oboje tu mieszkaliśmy a tylko ja wiedziałam gdzie jest łyżka do spaghetti, prześcieradło i płyn do płukania. Zagryzłam zęby bo znów bez powodu zachciało mi się ryczeć. Przydałby mi się ten boks, dostała bym parę razy w gębę to zaraz bym się ogarnęła. Ja się wkurzyłam a on poszedł do salonu. „Tak się skończyło lepienie bułek”. –Pomyślałam. Wrócił po dwudziestu minutach z dmuchanymi różowymi piłkami. Kupiłam je parę dni temu po tym jak rozmawiałyśmy z dziewczynami z Pingera o ćwiczeniach na takich piłkach. Chciałam spróbować a akurat znalazłam w popularnym markecie.
-Nadmuchałeś je?
-Tak, a co?
-Na instrukcji jest napisane, żeby nie dmuchać samemu bo mogą wystąpić zawroty głowy- burknęłam wyjmując ciasto i dzieląc je na osiem części.
-Nożyczki?- Usiadł przy wyspie z drugiej strony, tamta część była podniesiona do wysokości barku, w sumie było to całkiem wygodne.
-Poproszę- wzięłam parę nożyczek które wcześniej umyłam i opłukałam we wrzątku, żeby były na pewno czyste. Zaczęłam robić kolce na moich jeżykach. Niestety zadzwonił domofon. Tomek poszedł otworzyć a ja modliłam się, żeby to był listonosz, albo ktoś kto zaraz sobie pójdzie. Niestety to byli Niewidzialni, bez Piotrka.  Nie pierwszy raz dziś miałam ochotę popełnić samobójstwo. Całowali mnie a dziewczyny ściskały mimo tego, że każde z nich po kolei miałam ochotę pogryźć i wyjść z domu sama bez towarzystwa. Czy prosiłam o tak wiele chcąc spokoju? Zaraz w odtwarzaczu wylądowała płyta z piosenkami z bajek, czyli była to krucjata pocieszająca. Nie zagadywali mnie chociaż. Paweł po wejściu powiedział tylko:
-Chcieliśmy zrobić kanapkowy wieczór, ale zbrakło nam pieczywa. –Uśmiechnął się szeroko pokazując pomidorki które ze sobą przyniósł.
-Proszę bardzo- wskazałam wypieczone trzy chleby i bułki świnki.
-Ciepłe!- Ucieszyli się a ja wyłączyłam płytę bo działała mi na nerwy.
-Co znamy na pamięć?- Spytała Kleo. –Poza tym, że ja wszystko?
-Let it go, let it go!- Zaintonował Paweł.
-No, to znam- ucieszył się Łukasz. Zaczęli śpiewać Krainę Lodu! Myślałam, że zejdę. Nie mogłam się nie roześmiać, a oni dalej śpiewali, myląc się naprawdę rzadko. Kuba porwał mnie w ramiona i zaczął się bujać do piosenki. Tulił mnie i tańczył jakbyśmy byli co najmniej bohaterami bajki. Przytłoczyli mnie do reszty, schowałam się w ramionach Kuby i zaczęłam płakać. Trzymałam dłonie na jego ramionach i przyciskałam buzię do jego pachnącej koszulki. Nie miałam siły dłużej walczyć i nie mogłam ich opierniczyć jak Arka. Łkałam jak dziecko teraz już w ciszy, a Kuba przyciskał mnie do siebie i rozczesywał moje włosy palcami.
-Przepraszam- załkałam ze ściśniętym gardłem.
-Za co?- Spytał spokojnie a reszta była zupełnie cicho.
-Jestem mięczakiem, nic mi nie jest traktują mnie jak jajko, a ja się mażę jak ostatnia ciota.- Odsunęłam się od niego i szybko otarłam buzię z łez.
-O to mu chodzi Nela, on chce żebyś ty cały czas o tym myślała, nie daj się. Nie pozwól, żeby jakiś psychol zawładnął twoim życiem. –Kuba był tym którego posłucham. Chłopaki wiedzieli, że mam do niego słabość, uwielbiałam być przez niego przytulana, on był najczulszy z nich. Wiadomo nikt Tomka nie przebije, ale jak nie słuchałam męża i zorientowałam się, ze Kasjan jest u mnie na jego prośbę to następny do szarży na moje humory był Kuba.
-On już decyduje o moim życiu, nie widzisz? Dla mojego bezpieczeństwa jestem zamknięta w domu. Nie mogę iść na boks, nie mogę iść pobiegać. Nic nie mogę. –Rozzłościłam się. –On mnie kontroluje. Wiem, pojęłam już dziś rozmiar jego psychozy, jest mocno nienormalny, ale nie boję się. Rozumiesz, jeśli mnie dotknie zadzwonię na policję. Chłopaki mogą być w obwodzie ale ja nie chcę tak żyć. Bo to znaczy, że on mnie kontroluje. Nie widzi się ze mną co go wkurza, ale ja też nie mogę dostać tego czego chcę.
-A czego chcesz?
-Mojego życia, normalnego. Chcę strzelić mu tak w pysk, ze polecą z niego zęby, chcę pójść normalnie na boks. Chcę żeby to się wreszcie skończyło. –Patrzyłam na niego zła.-Przepraszam. –Wyszłam i znalazłam swój telefon. Zadzwoniłam do Michała.
-Tak?- Odebrał, wyraźnie słychać było, że jest gdzieś na dworze.
-Mam sprawę.
-Mów.
-Nie chcę ochrony. –Oznajmiłam prosto z mostu.
-Słucham?- Zdziwił się. –Chłopaki nie puszczą cię nigdzie samej. Zapomnij. –Szybko się ogarnął.
-Posłuchaj, możecie być przecież przy nim. Ja nie będę wtedy niczego potrzebować. Jak pilnujecie jego, to mnie nie musicie. Jak go zgubicie, albo stanie się cokolwiek, zgłoszę się nawet na najbliższy posterunek policji. Zrobię co chcesz.
-Nie, twój ojciec na to nie pójdzie. To ryzyko, małe ale jednak.
-Mój ojciec nie musi wiedzieć. Nie możemy zrobić koszmaru z jego życia, zamiast mojego?
-Wiesz o co prosisz? Twój ojciec mnie zabije.
-Nie, jeśli się uda.
-Nie chcę mieć na sumieniu twojego pobicia, albo czegokolwiek innego. To psychol.
-Michał, proszę cię, wiesz że umiem się obronić. Chcesz pomyśleć, spoko, ale sam się zastanów, jeśli będziecie cały czas z nim to mi nic nie będzie. Może jak będziecie dobrzy, to nie będzie wiedział.
-Wie, już mu kazałem dziś trzy razy zawrócić.
-No to tym lepiej, niech on się z wami męczy. Będziesz miał dwóch pomocników. Chcesz się z tym przespać?
-Nie, nie ma mowy. Trzymaj się musze kończyć.

Następny w kolejce był Arek, zadzwoniłam do niego i oznajmiłam.
-Chciałabym iść pobiegać, nie mogę siedzieć w domu. To mnie dusi, przyjedziesz?
-A jak nie?
-To pewnie zrobię coś któremuś z Niewidzialnych i albo pójdę sama.
-Spoko, daj mi dwadzieścia minut. –Rozłączyliśmy się a mi została następna rozmowa do przeprowadzenia.
-Słuchajcie- wróciłam do kuchni, -mam trudny dzień, przepraszam was. Potrzebuję jeszcze z półtorej godziny, żeby nad sobą zapanować. Arek zabiera mnie na bieganie, bardzo doceniam to, że pojawiliście się dla mnie, ale nie mogę w tym momencie siedzieć przy stole, jak się porządnie nie rozładuje to będę cały czas zła i rozhisteryzowana. Pozwólcie mi się odmeldować, żebym mogła zapanować nad sobą a chętnie wrócę i zjem z jedną świnkę. –Spojrzałam na nich z nadzieją, ze zrozumieli. Bardzo nie chciałam, żeby poczuli się nieproszeni, ale nie był to też stan nad którym potrafili zapanować a ja desperacko pragnęłam wrócić do równowagi.
-Na co jeszcze czekasz- spytał po chwili Kasjan.
-Dzięki- uśmiechnęłam się delikatnie. –Postaram się szybko wrócić. –Poszłam przebrać się szybko i włożyłam ciężarki na kostki, dodatkowe na nadgarstki pomogą mi się szybciej wyładować. Arek był szybciej niż obiecał, więc gdy wiązałam adidasy on już wchodził po schodach. Tomek zaniepokojony patrzył jak wychodzę, cofnęłam się więc jeszcze i pocałowałam go czule. –Nie martw się, to naprawdę mi pomoże.
-Wiem- pokiwał głową, racjonalnie rozumiał, ale chyba nie do końca przyjmował moje argumenty.

Wreszcie, oczyszczający wysiłek! Zdecydowaliśmy obiec całe planty, dookoła rynku było prawie pięć kilometrów, liczyłam, że to zapełni moją głowę. Oddychałam już ciężko po trzech czwartych trasy, zaczynałam żałować wszystkich ciężarków a pot spływał strumieniem po moich plecach, zatrzymałam się i wydarłam się na całe gardło, proste zwyczajne oczyszczające „AAAAAAAAAAAAAAAAAA!” Ludzie obracali się za mną jakbym była chora, ale ja byłam w trakcie swoich rytuałów oczyszczenia. Zgięłam się w pół i dyszałam. Widziałam, że w Arku dojrzewa już pytanie w stylu „Wszystko dobrze?” więc zanim się odezwał znów puściłam się biegiem. W głowowe miałam obrazy ze spotkań z tym wariatem, minę Tomka po powrocie z konwersacji z nim w trakcie balu i przebłyski ucieczek dzisiejszego dnia. Powoli dojrzewałam do decyzji. Potrzebowałam tego i musiałam stoczyć bitwę z moim ojcem. Wiedziałam, że troska o mnie będzie brała nad nim górę, ale musiał spojrzeć prawdzie w oczy i dać mi działać po mojemu, albo musiałam się umówić z psychologiem jeśli to potrwa jeszcze trochę. Zaczęłam zwalniać przy baszcie. Zatrzymaliśmy się około sto metrów za nią.
-Samoobrona?
-Jasne- zaczęliśmy się szamotać, ja usiłowałam się obronić a on mnie atakował. W końcu złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie a ja pękłam. Znów zaczęłam ryczeć, stał i spokojnie mnie tulił a ja ryczałam mu w ramię. Wreszcie opuszczając wszystkie wewnętrzne gardy. Wyrzucając z siebie wszystko do gońca.
-Dzięki- przetarłam buzię odsuwając się. Ręce z ciężarkami ciążyły już moim ramionom. –Przepraszam za dzisiaj.
-Nie przejmuj się, to nawet nie pół huraganu który opisał twój ojciec, spodziewałem się dużo więcej agresji. Ja wiem na co się piszę, tylko ty chcesz się mnie pozbyć. –Uśmiechnął się i przyciągnął mnie do swojego boku. –Idziemy do samochodu, musisz pogadać z mężem.

Ponieważ przez całe popołudnie siąpił deszcz, wróciłam przemoczona, potem i deszczem. Zostawiłam buty i kurtkę w przedpokoju i w dresie ruszyłam do sypialni. Tomek siedział w wannie i rozmyślał, role się odwróciły. Pierwszego dnia gdy usłyszałam o tym wariacie to ja siedziałam w wannie w nadziei że mój mąż przyjdzie.
-Daj mi tylko chwilę- poprosiłam i zrzucając z siebie ciuchy weszłam pod prysznic, żeby spłukać z siebie cały smród i wysiłek. Dopiero po prysznicu odpięłam z siebie nadgarstki czując ogromną ulgę. Wślizgnęłam się do wanny i oparłam o Tomka. Pocałowałam delikatnie jego zarośniętą szczękę.
-Przepraszam za wykolejenie- popatrzyłam mu w oczy. Jedną ręką przyciskał mnie do siebie a drugą zaciśniętą opierał o swoje usta rozmyślając.
-Przekonam twojego ojca, przygotuje jutro pozew o stalking a ty masz zacząć dzwonić na Policję za każdym razem jak go tylko zauważysz. Żadnych bohaterskich wyczynów- tłumaczył spokojnie. –Wierzę w ciebie.
-Dziękuję- zatopiłam się w jego ustach. –Wiem jak wiele cię to kosztuje.
-Poradzimy sobie- uśmiechnął się.
-Ja zadzwonię do taty, może moje rzęsy pomogą- znów go pocałowałam. –Mogłabym leżeć z Tobą godzinami i nie wychodzić. To by mi odpowiadało.
-To zróbmy sobie jutro wolne.

-Ok.

10 lutego 2015

#233

Zazwyczaj po wieczorze jak ten i strojeniu się pół dnia zerwalibyśmy z siebie ciuchy zaraz po wejściu do mieszkania, ale dziś odprowadzeni przez chłopaków weszliśmy do mieszkania i poszliśmy prosto pod prysznic. Tomek odpiął mi wisiorek z szyi i wszedł pod prysznic a ja zmyłam jeszcze makijaż nim do niego dołączyłam. Parsknął śmiechem a ja nie bardzo wiedziałam o co chodzi, otworzyłam oczy i zrozumiałam, zapomniałam o odczepieniu rzęs, teraz wisiały smętnie przyczepione na resztkach kleju.
-Już- uśmiechnął się pomagając mi. –Moja śliczna żona wróciła.
-A tam kim byłam.
-Bajkową istotą, ale najbardziej Kocham cie taką. –Rozpłakałam się. Za dużo jak na jeden dzień. Włożyłam szlafrok i trzymając mojego męża za rękę poszłam z nim do łóżka. Zasnęliśmy wtuleni w siebie.

Tata był wkurzony gdy chłopaki zdali mu raport z rana.
-Wysyłam Michała do Krakowa. Mówię tylko, żebyś wiedziała. –Oznajmił mi gdy jechałam do pracy.
-Po co? Arek z Wiktorem się spisują.
-On nie jedzie do was, tylko do tego psychola.
-Po co?
-Niech też poczuje oddech na karku, nie martw się Michał wie co ma robić. –Zapewnił mnie.
-Nie martwię się, wiem że wysyłasz mi ludzi którym można ufać. Tylko osobiście zadbałbyś o mnie lepiej, ale oni też są fajni. –Zapewniłam. –Dziękuję tato.
-Nic się nie martw zajmiemy się tym sukinsynem. Uważaj na siebie. A nie,  masz Arka, to… miłego dnia!
-Miłego dnia Tato.

Poszliśmy na piwo późnym popołudniem. Dyskutowaliśmy i czekaliśmy trochę zniecierpliwieni na Przemka który miał przyjść ze swoją znajomą. Pracując jako wolny strzelec dla jakiejś agencji poznał asystentkę biurową i trochę się zakumplowali, wydawało mi się, że to więcej niż chce powiedzieć, no ale może się myliłam. Przyszli prawię godzinę spóźnieni,  ale uprzedzali, nie mogłam się przyczepić. Dziewczyna była całkiem ładna, miała tylko bliznę na policzku. Dość długą do tego stopnia, że musiałam się zmusić, żeby się na nią nie gapić. Zaczynała się przy płatku ucha i dochodziła do połowy policzka w kierunku nosa. Poza tym dziewczyna sama słodycz blondynka z dużymi brązowymi oczami. Odrobinę zaokrąglona, ale to chyba dodawało jej tylko uroku. Była ciut spięta, ubrana w jeansy i sweter poprawiła się zaraz po wejściu i nerwowo przeczesała włosy palcami.
-Cześć- uśmiechnął się Przemek a ona przyglądała mu się cały czas rzucając nam tylko nerwowe spojrzenia. –To Ada, a tu Niewidzialni, Kleo, Karolina i Roksana. Przedstawiliśmy się wszyscy i zaczęliśmy normalną paplaninę o wszystkim. Przemek poszedł do baru a nasza nowa zdobycz siedziała skrępowana i nie odzywała się ani słowem.
-Lepiej będzie jak zaczniesz paplać, albo zaprzyjaźnisz się z Nelą- poradziła jej Roksana.
-Nie wiem co powiedzieć- speszyła się.
-No to zostaje ci przyjaźń z Nelą, przykro nam- Kasjan wyraźnie dobrze się bawił.
-Czemu ze mną?- Zdziwiłam się, ale chyba źle to zabrzmiało. –Nie, nie, nie- zaczęłam szybko zaprzeczać dostarczając Niewidzialnym tylko więcej rozrywki. –Nie rozumiem zależności. –Wyrzuciłam szybko z siebie- przyjaźnić się możemy- zawachlowałam brwiami a ona się uśmiechnęła.
-Bo Kleo może się nie odzywać dlatego, że ty jej bronisz jak lew. –Wyjaśnił Paweł.
-Ja jej bronię, to moja narzeczona- obruszył się Młody.
-Może i tak, ale lepiej niż Nela i tak jej nie obronisz- wył z radości Konrad. Kuba z Piotrkiem ze zrozumiałego powodu siedzieli w domu.
-Wszystko ok.?- Przemek postawił przed nią drinka a sobie przyniósł piwo.
-Tak- była wyjątkowo cicha i speszona, nasza liczebność chyba ją zaskoczyła.
-Są straszni wiem, ale jakoś przetrwany- szturchnął ją łokciem.
-Przetrwamy- zapewniła.
-A wy jesteście bez nadzoru?- Zdziwił się Przemek.
-Kasjan z Młodym nie piją, mają nas odstawić do domu. –Wyjaśniłam. –My tez pić nie możemy.
-Michał będzie dziś?
-Nie jutro, koło południa. Dziś żadnych znaków, więc liczę na spokojny wieczór.
-Będzie dobrze- zapewnił łapiąc mnie za rękę i całując w czoło.
-Ooo porzygam się tęczą Panie „Ona jest Gladiatorem, nie rozczulaj się nad nią”- zakpił Paweł.
-Zamknij się- Roksana przewróciła oczami. Dzisiaj zostały dla mnie wprowadzone sankcje obronne. Dziewczyny chyba uznały, że źle znoszę prześladowanie.

-Adaś- zaskoczona złapałam ex chłopaka mojej kuzynki za nadgarstek. –Co słychać?
-Ok., a u ciebie?- Musnął mój policzek szeroko się uśmiechając.
-Całkiem dobrze- zapewniłam. –Co tu robisz? Rwiesz jakieś laski?
-Adam!- Karolina wyskoczyła z za mnie aż oboje podskoczyliśmy. –Hello!- Powiesiła mu się na szyi.
-Puść mnie bo mnie Kasjan zabije za rwanie mu dziewczyny- zadowolony patrzył jak brunetka się odsuwa.
-A za żonę co Ci zrobi?- Błysnęła swoją obrączką.
-Serio?! Gratuluję! Gdzie znajdę twojego męża, żeby mu powiedzieć, że go nienawidzę?- Śmiał się a Karola promieniała. Uwielbiała gratulacje z okazji ślubu.
-Hej Stary, co z tym browarem? –Spytał jakiś facet podchodząc do Adama.
-Nie widzisz, że jakieś truskaweczki się koło mnie kręcą. Nie miałem czasu- wcisnął mu kasę w rękę. –Weź mi też.
-No cześć- spojrzał na nas i się uśmiechnął.
-No hej-błysnęłyśmy zadowolone obrączkami.
-Stary, mężatki. Szacun.
-Szukamy nowych wrażeń, twój kumpel wydaje się otwarty na eksperymenty z dwiema laskami. –Odpowiedziała na to Karola.
-Ja też. –Zapewnił.
-Ale my już wybrałyśmy, sorry. –Usiedliśmy przy barze żeby podyskutować. Beata już dawno postanowiła nie wiązać Adama, ich plany na przyszłość i marzenia były zupełnie inne więc rozstali się w pokoju i teraz oboje spełniali się życiowo w dwóch innych dziedzinach. Nie mówiąc już o ilości dzielących ich kilometrów. Blondyn teraz spełniał się na politechnice i najwyraźniej dobrze mu szło z tego co opowiadał.
-Co wy tu za kolesi wyrywacie?- Zakręcił się koło nas Kasjan.
-Właśnie usiłowałem uzmysłowić twojej żonie, jak wielki błąd popełniła- objął ją ramieniem Adam.
-Trochę za późno- wyszczerzył sie brunet.
-Gratuluję- Adam wystawił do niego rękę.
-Dzięki- Kasjan promieniał jak diva na recitalu.
-Wybaczcie ale muszę wracać, miło było was zobaczyć- zapewnił i pożegnał nas wracając do znajomych.

-…i spytał kim jest Nela- Kleo opowiadała akurat Adzie jak Przemek wzbudził się po wypadku.
-Jakim ty jesteś łajdakiem!- Dziewczyna była oburzona a Przemek rozbawiony wzruszył ramionami biorąc kolejny łyk piwa.
-Wyobrażasz sobie, ja wyje przez poprzednie dni i moje ciało ledwo znosi taką ilość stresu a on mi tu wyjeżdża z takim kiepskim żartem. –Walnęłam Przemka w głowę. –Nigdy więcej czaisz?
-Czaję, czaję- pociągnął mnie na swoje kolana a Ada chyba była ciut zawiedziona, że zajął się akurat mną. Znów poprawiła skrępowana włosy. Przenieśliśmy się później żeby trochę potańczyć, bawiliśmy się przednio, wróciliśmy do domu późno i nadrobiliśmy zaległości w obowiązkach małżeńskich z poprzedniego dnia.

-Michał już jest?- Spytałam Arka z rana.
-Tak, jak wieczór?
-Dobrze, w końcu chwila spokoju.
-Plan na dziś?
-Nudny dzień w restauracji.
-Jeszcze szwy. –Przypomniał.
-No wiem. Potrzymasz mnie za rękę jak będą mi wyrywali sznurek z tyłka?
-Nie, twój mąż życzył sobie to zrobić.
-Cholera- udałam, że jestem zawiedziona a on się roześmiał. Doszliśmy spacerkiem do restauracji, na drzwiach była przyczepiona koperta. Chciałam ją zerwać, ale dostałam tylko po łapach. Arek wyjął z kieszeni rękawiczki. Zrobił zdjęcia, oderwał delikatnie kopertę i  uważnie zbadał co jest w środku.
-Daj mi czysty talerz i swój nóż. –Poprosił gdy weszliśmy do środka. Nie zwlekałam z wykonywaniem jego poleceń szybko podałam mu to o co prosił i patrzyłam jak otwiera kopertę. Wypadł z niej mały pukiel włosów, zdjęcie i kartka. Gapiłam się na to zszokowana, teraz chyba dopiero pojęłam skalę jego psychozy.
-„Twój kolor podoba mi się bardziej, powinnaś do niego wrócić.” –zacytował Arek ja miałam ochotę krzyczeć, zaczynało mnie to przerastać. Strzeliłam gumką którą założyłam rano na nadgarstek. –Zdjęcia wolałbym ci nie pokazywać. –Stwierdził.
-Jesteś pewien?
-Tak, pozwól mi zadbać o ciebie.
-Jest na nim nagi?
-Wyobraźnia dobrze ci coś podpowiada ale nie do końca. Nie mniej jednak obrzydliwe. –Zapewnił. –Nie myśl o tym. Zajmij się swoimi obowiązkami.
-Ok.- Weszłam do biura i odpaliłam swoja muzykę, rzuciłam się w wir pracy.
-Zostaniesz jakiś czas w restauracji? Będę na rynku, zadzwoń gdyby się pojawił. Chcę popytać o monitoring. –Arek stanął na progu biura.
-Jasne.
-Idź, nie ruszy się z biura- zapewniła go Magda- a jak się ruszy to będę wrzeszczeć tak głośno póki nie przybiegniesz zasłonić jej tą apetyczną szeroką klatą.

Wyrywanie mi szwów bolało jak jasna cholera. Musieliśmy je zatrzymać trochę dłużej niż na początku zakładaliśmy, bo to często pracujący mięsień i często coś mi pękało. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak często używacie własnych pośladków! Na szczęście po piętnastu minutach sprawa była załatwiona. Wychodziliśmy ze szpitala, gdy telefon Arka zaczął wydzwaniać.
-Tak, ze szpitala. Tak, już. Jasne. –Sucha gadka ujawniała obowiązki służbowe.
-Wyjdziemy tamtędy i okrążymy budynek- zakomendował zawracając nas do wnętrza.
-Ok.- byliśmy z Tomkiem posłuszni, ale nie umknęło nam, że Arek trochę za szybko szedł. Dostosowaliśmy się, choć miałam wrażenie, że uciekamy. –Jest tu prawda?- Spytałam mojego ochroniarza.
-Twój ojciec nie chciał, żeby cię informować.
-Czy zobaczymy się chociaż z Michałem?
-Jeśli Michał uzna to za potrzebne.
-Ty wiesz, prawda?- Spojrzałam na mojego męża. Nie zdawał żadnych pytań, stosował się do wszystkiego co mówili chłopaki.
-Nie martw się- nie odpowiedział, więc był poinformowany.
-Nie martwię się, stawiam, że koleś od rana mocno stara się mnie zobaczyć, a wy mu to utrudniacie. Michał jest w obwodzie i informuje chłopaków a oni tańczą wokół mnie i ciebie. Ciebie pilnują, żebyś się nie wyładował a mnie, żeby się obok nie pojawił. Liczy, że zobaczy mnie zdruzgotaną. Nie ma szans.- Chłopaki wyglądali na zaskoczonych, a Tomek pocałował tylko moje włosy i uśmiechnął się pokrzepiająco.

Skończyłam dziś wcześniej, więc zabrałam Arka na szybkie zakupy. Nie obyło się bez zmiany trasy wracając do domu. Po przekroczeniu progu mieszkania byłam już nieźle sfrustrowana bo koleś ewidentnie panował nad moim życiem. Chętnie więc przebrałam się w dres i zaczęłam trening z Arkiem, półtorej godziny bicia zazwyczaj mi wystarczało, ale dziś miałam w sobie za dużo agresji, żeby ją wyładować na regularnym treningu. Nie dostałam pozwolenia na wyjście na boks, co tylko jeszcze bardziej mnie zirytowało a Arek uparł się, że nie zostawi mnie w domu samej i poczeka aż wróci Tomek. Wziął więc prysznic po naszym treningu i patrzył jak odświeżona i przebrana w sukienkę zabieram się za pieczenie chleba. Nie rozbiłam tego na co dzień, bo nie miałam czasu, zresztą mój chleb był zazwyczaj (jeśli już się za niego zabierałam) nadziewany wkurwieniem i frustracją, więc starałam się tego na co dzień unikać. Miałam w głowie tyle rzeczy i byłam na tyle wkurzona, że wydawało mi się, ze zaraz wybuchnę. Szlag mnie trafiał, że to ja musze się dostosowywać do tego psychola.
-Chcesz pogadać? -Spytał wreszcie Arek.
-Nie, nie chcę o niczym gadać. –Oburzyłam się.
-Myślę, że przydałoby ci się.
-Tobie by się przydało, bo uparłeś się, żeby tu siedzieć. Jakby miała się zabić, bo jakiś kutas przysyła mi moje własne włosy do restauracji!
-No tak się właśnie zachowujesz, ja jako osobista ochrona mam za zadanie chronić cię przed wszystkimi którzy chcą ci zrobić krzywdę, nawet przed sobą. –Patrzył na mnie jakbym rzeczywiście miała wyjąć nóż ze stojaka i wbić go sobie w serce.
-Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła mojemu mężowi, co ty możesz wiedzieć!
-Wiem, że masz historię autodestrukcyjnych zachowań, ja wiem jak to jest. A ty zawsze uginając się pod za dużym ciężarem stajesz się agresywna.
-Nie jestem agresywna- zamachnęłam się na niego, ale złapał mnie za nadgarstek tuż przy swoim policzku. –Nie mów tak do mnie. –Wysyczałam i o przetarłam policzki rękoma.
-To jest twoja zimna poza? Tak chce się go pozbyć?- Zaczynał szydzić.
-Zamknij się! Chciałeś tu siedzieć, to siedź i nie truj mi dupy! Nie chce tego słyszeć! Nie masz mi robić terapii. –Zrobił jak kazałam ale milczący tez mnie wkurzał. Nie byłam w stanie znieść pewnych rzeczy, sytuacja była dla mnie wykańczająca. Aż wrzałam w środku.


8 lutego 2015

#232

Słonce wpadało przez okno w salonie i raziło mnie w ten irytujący sposób, ale byłam zbyt leniwa, żeby wstać i zaciągnąć rolety. Jednocześnie zbyt mi przeszkadzało żebym mogła poczytać blogi więc siedziałam skulona i miałam zamiar się kimnąć gdy wrócił mój mąż. Zdjął buty i wszedł do pokoju.
-Co u Ciebie?
-Zaciągniesz rolety? Słońce mnie wkurza. -Oczywiście zrobił to o co poprosiłam.
-Słaby ranek? Jakieś niepożądane zdarzenia?- Usiadł obok mnie i pogładził mnie po plecach. –Wampirze- zaśmiał się gdy obruszona spojrzałam na okno bo wąska smuga światła przedzierała się z boku rolet.
-Nie, żadnych spotkań. Trochę męcząco. U ciebie?- Spytałam przytulając się do niego.
-Jutro spotkanie z prawnikiem twojego psychola. Poza tym ok. Zjemy coś razem wieczorem.
-Na mieście?
-A chcesz?
-Nie bardzo mam ochotę na randkę z Arkiem i Wiktorem.
-Zrobimy coś razem?  Ugotujemy, zjemy i poleżany przed telewizorem.
-Idealnie- uśmiechnęłam się.
-Skoczę się przebrać i odświeżyć po pracy a ty się relaksuj. –Poszedł a ja wreszcie bez uczestnictwa głupiego słońca zaczęłam przeglądać blogi na pingerze.

-No i co wyczytałaś?- Przyniósł mi sok i rurkę z kremem którą kupił po drodze.
-Mmm moja rureczka francuska- ucałowałam go najpierw, roześmiał się z powodu mojego entuzjazmu na widok deseru.
-No powoli czytam. –Mruknęłam biorąc gryza. –O nie! Góralka jest w ciąży!- Ucieszyłam się. –Dasz wiarę?- Mówiłam głośno z pełna buzią.
-Super, co napisała?- Zaczęłam mu czytać wpis na głos. -Kurde, to świetnie, szczęściara. Życz jej szczęścia dziewczyny się globalnie rozmnażają bo Klara też, nie? Dobrze pamiętam?
-Świetnie pamiętasz Kochanie. –Oparłam się o niego i razem czytaliśmy komentarze.
-Hahaha Wojtek jak się zabrał do roboty, „ciężarówko”!- Wybuchł.-Można tak mówić do żony?- Pocałował mój kark.
-Widzisz przecież, że proponuje ślub, udawaj chociaż, że wiesz o co chodzi. –Zaśmiałam się przekrzywiając głowę i uciekając przed łaskoczącymi pocałunkami.
-Ale ja o ciebie pytam a nie o nią- zamruczał.
-Nie, nie można, moja macica jest dziurawa i sucha i nic tam nie ma. Nie ma powodu. –Wyjaśniłam mu patrząc w iskrzące się z rozbawieniem oczy. –Dasz mi skończyć? –Spytałam.
-Nie wiem- całował mój kark jakby nie dawał za wygraną. –Nie bardzo mam ochotę- chichotałam jak nastolatka, gdy mnie łaskotał a on uśmiechał się tak cudnie. –Co u Blondyny?
-Nie interesuj się- wyszczerzyłam się. –Rozmawiałyśmy trochę o czytelnikach. Lubię tą dziewczynę, ona potrafi mi poukładać w głowie jak potrzebuje blogerskiej rady.
-Wiem, zgłaszasz się do niej pierwszej, jak cię nachodzi ochota na coś. Albo jak cię ktoś wkurzy. To super, że się wspieracie.
-No shit Sherlock. –Przewróciłam oczami.
-Nie bądź niemiła Żona- upomniał mnie i pocałował. Bardzo niepedagogiczne, zwłaszcza jak się uśmiecha.


5 lutego 2015

#231

Znów wróciłam w nocy. Arek odstawił mnie pod drzwi i poczekał aż zamknę je za sobą. Zostawiłam szpilki tam gdzie stałam. Płaszcz zarzuciłam niedbale na wieszak i weszłam do salonu. Kuba siedział pod łóżkiem Piotrka i spał, był w czarnej koszuli w której zawsze barmanował. Musiał wyjść tak z kursu, wsiąść w samolot i przyjechać tu prosto z lotniska.
-Kuba, połóż się –Potrząsnęłam nim delikatnie.
-Hyh?- Mruknął zaspany.
-Połóż się obok niego, bo prześpisz na siedząco całą noc. Będzie ci niewygodnie.
-Już już. –Pokiwał głową i wstał. –Dzięki, że się nim zajęłaś.
-Nie ma za co – patrzyłam jak zdejmuje koszulę, spodnie i skarpetki. –Śpij dobrze- zostawiłam ich samych. Słyszałam, że w łazience zaczyna lecieć woda, najwyraźniej znalazł jeszcze siłę, żeby szybko skoczyć pod prysznic. Ja poszłam w jego ślady w swojej łazience i świeża położyłam się do łóżka. Tomek zamruczał tylko i pocałował moją rękę którą go objęłam. Byłam tak zmęczona, że nie pamiętam nawet nic więcej. Musiałam odpłynąć natychmiast.

Z rana zastałam wszystkich facetów przebywających obecnie w moim mieszkaniu w bokserkach kręcących się po kuchni. Robili sobie śniadanie. Tylko zmarnowany Piotrek siedział w dresie i szlafroku przy stole i kimał z brodą podpartą na ręce.
-Hej, jak się masz- usiadłam obok niego.
-Może być- zachrypiał a ja byłam w szoku. Brzmiał lepiej, no tak w sumie nie rozmawiałam z nim od dwóch dni, mimo, że mieszkaliśmy razem.
-Wow, ty mówisz- ucieszyłam się. –Cudownie.
-No- mruknął w odpowiedzi.
-Co zjesz?- Spytał Kuba a blondyn mu nie odpowiedział.
-Chyba dalej nie ma apetytu. –Wyjaśniłam.
-On ciebie pyta, ja już zamówiłem- odezwał się Piotrek.
-Co podasz będzie idealnie. –Zapewniłam. Zjadłam z nimi szybkie śniadanie i zostawiłam ich w swoim towarzystwie.

-Kleo, nie mogę tego gówna zapiąć- rozzłościłam się i opuściłam ręce. Weszła do mnie i zapięła mi suwak sukienki przyglądając mi się w lustrze.
-W sumie- przyglądała mi się uważnie. –Wyjdź, Chris nam powie jak mu się podoba. Jak facetowi będzie się podobać to zawsze jakaś dodatkowa informacja.
-Co myślisz?- Spytałam po wyjściu. Miałam na sobie srebrną, prostą, błyszcząca sukienkę.
-Ładna. –Nie był wylewny za do Kleo zmiażdżyła go wzrokiem.
-Super. –Burknęła waląc go łokciem.
-A może przymierzy Pani tą?- Usłużna ekspedientka przyniosła mi malachitową sukienkę. –Pasowała by Pani. –Namawiała.
-Spróbuję. –Nie miałam nic do stracenia. Włożyłam ją i spojrzałam na siebie w lustrze. Tak właśnie chciałam wyglądać. Kobieco. Była bardzo delikatna. Marszczona góra była prosta bez żadnych ozdób, nie miała też rękawów. Dół był bardzo lekki poruszał się z każdym krokiem na prawej nodze było rozcięcia do połowy uda. Wyszłam z kabiny i stanęłam przed Kleo i Arkiem.
-Wow!- Tym razem mój ochroniarz był bardziej wylewny. –Świetnie wyglądasz.
-Musisz ją wziąć. Obróć się tylko. –Świetnie leży z tyłu też, dobrze, że masz ten długi płaszcz, nada się do niej. Tomek będzie otępiały z wrażenia, jak przed ślubem. Zobaczysz.
-Ok., to załatwione. –Z ulgą stwierdziłam, że mam się w co ubrać.
-Przyszła do nas tylko jedna, to świetnie, że na Panią pasuje. Wygląda Pani wspaniale. –Zapewniła mnie ekspedientka. Miło było wiedzieć, że nie zobaczę drugiej takiej na imprezie. Nie miałam zamiaru kupować czegoś od znanego projektanta tylko po to żeby się pokazać, bez przesady. Arkowi wybraliśmy czarny smoking w którym wyglądał zabójczo.

Piłyśmy z Kleo kawę i rozmawiałyśmy jak przyjaciółki. Śmiałyśmy się, plotkowałyśmy i dzieliłyśmy wszystkim.
-Chłopaki mówili ci już, że przyjęli kolendę jak mnie i Karoli nie było?
-Nie- zmarszczyłam brwi. –Masz na myśli wizytę księdza w waszym mieszkaniu? –Chciałam się upewnić, że o taką kolendę chodziło.
-No tak. –Chichotała. –Pokazali mu gdzie księża zimują.
-Co?
-Siedzieli we dwójkę w domu jeden i drugi przed kompem a tu ministranci pukają. Młody otwiera i pytają czy przyjmuje księdza, to im powiedział, że oczywiście.
-Co? Przecież Młody to w trakcie ślubu spłonie w progu za wszystkie grzechy- nie mogłam uwierzyć.
-Mieli może z dziesięć minut. Przebrali się w koszule z Kasjanem i czekali na niego w kuchni. Zapłacili ministrantom, żeby nie śpiewali. Ksiądz wszedł modli się i wszystkie pierdoły a oni stoją z pochyloną głową i nic. Z szacunku milczą aż on wszystkich pierdów nie odprawi. Sadzają go proponują kawę, ciastka. On pyta o dziewczyny a oni, że nie mają. Ten im mówi, że to rzadko spotykane, żeby faceci w tym wieku nie mieli dziewczyn. Chyba wyczuł spisek, ale szybko go zgasili bo powiedzieli mu, że mają siebie. No zdębiał koleś. –Śmiałyśmy się jak nienormalne, co ja bym dała, żeby to zobaczyć.
-W każdym razie- podjęła znów gdy tylko się trochę uspokoiłyśmy. –Spytał ich czemu przyjmują wizytę duszpasterską skoro nie są wierzący. To mu Młody powiedział, że oni wierzą, tylko kościół ich odrzuca. –Znów turlałyśmy się ze śmiechu. –Cały czas trzymali się za ręce i Kasjan go przytulał.
-Nie wierzę, co za głąby. –Płakałam z radości.
-Życzyli mu miłego dnia obejmując się w progu i machając na pożegnanie. Koperty to mu nie dali, ale spierniczył jak go Kasjan objął. Nawet nie pytał.- Ocierała łzy kończąc opowieść.

-Więc taka byś była, gdybyś nie miała takiego ojca?- Spytał Arek gdy jechaliśmy do domu.
-Jaka?- Zdziałam się.
-Chichocząca i dziewczęca. Jak Kleo.
-A teraz niby jaka jestem?
-Odważna, impulsywna i konkretna. –Widział, że nie podoba mi się jego odpowiedź, więc zaczął mi się tłumaczyć. –Nie twierdzę, ze nie jesteś kobieca, jesteś. Chodzi mi o to, że nie jesteś taką rozbawioną dziewczynką, Kleo jest taka…
-Urocza?
-Też jesteś urocza- uśmiechnął się.
-Ma w sobie sporo podejścia nastolatki, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wesołość i lekkość.
-Świetnie jestem smętna, ciężka i męska. –Przewróciłam oczami.
-Boże, jednak jesteś kobietą, potrafisz obrócić kota ogonem. –Zirytował się lekko.

W domu byłam późnym popołudniem. Wiedziałam, że Tomka nie będzie pewnie do 22 albo później. Spodziewałam się jednak trafić na któregoś z chłopaków. Nie zaskoczyli mnie. Przemek siedział i przerzucał kanały w telewizji a Kuba krzątał się po salonie pakując rzeczy Piotra i marudząc.
-Nie rozumiem po prostu jak mogłeś się aż tak załatwić. Mówiłem ci, żebyś uważał. A ty oczywiście wiesz swoje. No tak ty jesteś mądrzejszy. Co ja tam wiem. –Oburzał się. –Siadaj, nie kręć się, miałeś leżeć. Zdążysz się ubrać. –Zareagował na podnoszącego się blondyna. –Mówiłem… -urwał bo Piotrek zatkał mu usta pocałunkiem. Trzymał go za policzki i miażdżył jego usta swoimi. Kuba mruknął i ułożył dłonie na jego bicepsach. Całowali się moment a my z Przemkiem gapiliśmy się na nich bezczelnie.
-Dobrze, dobrze masz rację, tylko zamknij się już bo mnie głowa boli- wychrypiał blondyn i wrócił na rozłożoną sofę. Przykrył się kołdrą a Kuba stojący na wprost mnie gapił się na mnie i nie miał nic do powiedzenia. Zaśmiałam się widząc jak oniemiał. –Brawo, potrafisz. –Piotrek zwinął się pod kołdrą i uśmiechnął. Był z siebie bardzo zadowolony.
-Bo mnie nie ma parę dni a ty mało nie umierasz! Jak ja mam jeździć na szkolenia jak ty się zachowujesz jak dziecko.
-Nic więcej nie dostaniesz, nie wyłudzaj- Piotrek wyraźnie odzyskiwał siły skoro był w nastroju do żartów. –Wrócimy do domu to ze mną poleżysz bo Nela nie jest wygodna. Weź się ułóż jak człowiek jak ma na klatce ma dwa wielkie cycki. Nawet się położyć nie można. –Pokręcił głową. –Nadrabiał słowa które powstrzymywał przez ostatnie dni.

W drodze do fryzjera zastanawiałam się co zmienić. Może upięcie to nie wszystko? Miałam ochotę na jakąś zmianę
-Chcę być ruda, damy dziś radę?- Przywitałam dziewczynę w moim wieku.
-Zawsze cieniujesz podobnie. Jesteś pewna?- Podniosła głowę z nad terminarza.
-Tak, chce rudy!- Arek był rozbawiony moją determinacją. –Jak Emma Stone w „Służących”, albo „Kocha, lubi, szanuje”. Zrobisz mi taki?
-Jasne -otworzyła pelerynkę i zaprosiła mnie na krzesło. –Co zechcesz. –Miałam trochę biegania w związku z tym głupim balem, po fryzjerze upięta pojechałam do wizażystki żeby zrobiła mi porządny makijaż, który mi wytrzyma do późna a na koniec zajrzałam z Arkiem do niego, żeby i on mógł się przebrać w smoking.
-Śmiesznie wyglądamy- był wyraźnie rozbawiony patrząc na mnie w jeansach i trampkach, on był już wykąpany, ogolony i miał na sobie smoking. Boski był z niego mięśniak. Zrobiłam nam kilka zdjęć a później wysłałam jedno tacie. Niech wie jakich ma eleganckich pracowników.
-Kochanie, jesteś już zrobiona?- Tomek brzmiał na zniecierpliwionego, już od momentu w którym stanęłam w progu.
-Jestem daj mi pięć minut żebym mogła włożyć sukienkę i możemy jechać. –Zapewniłam go chowając się za Arkiem.
-A po co ci ta ściana między nami? –Śmiał się z mojego sposobu wykorzystywania ochrony.

Tomek zamarł w progu sypialni. Stałam już ubrana w sukienkę z on miał na sobie smoking. Nie mógł wydusić słowa patrzył na mnie stał z rękoma w kieszeniach spodni i przyglądał mi się zaskoczony. Nowym kolorem włosów? Sukienką? Transformacją? Sama nie byłam pewna, ale wyglądał na zadowolonego.
-Pomożesz mi?- Upewniłam się bo staliśmy tak już bardzo długo w dwóch końcach naszej sypialni.
-Nie jestem pewien czy chcę teraz stąd wychodzić- zachrypiał i podszedł do mnie powoli. Odwrócił mnie w stronę lustra i spytał;- Co widzisz?
-Siebie? Ty też jesteś bardzo przystojny. –Uśmiechnęłam się.
-Jak wyglądasz?
-Dobrze?- Nie bardzo wiedziałam o co mu chodziło. –Zła sukienka? Przesadziłam ze strojeniem się?
-Kochanie przyjrzyj się i zapamiętaj co powiem.
-Ok.
-Nie przerywaj mi- szeptał w mój kark. –Jesteś piękna, nigdy więcej nie chcę słyszeć, że jesteś niezadowolona ze swojego wyglądu. Nigdy nie widziałem tak zjawiskowej kobiety, jestem taki szczęśliwy że cię mam, że jesteś moją żoną- musnął moje ramię i zasunął suwak sukienki. Odwróciłam się na palcach i wtuliłam się w niego rozczulona. Gładził mnie po plecach i oddychał łagodnie a jego spokój uspokajał mnie. Zrobiłam dwa kroki w tył i przyjrzałam się jemu.
-Nie mogę się doczekać aż rozpakuje cię z tego smokingu- roześmiał się i pocałował mnie delikatnie.
-Chodź, bo nie zdążymy. –Ujął moją dłoń i poprowadził do salonu. Nasz ochrona stała i czekała na nas. Chłopaki ożywili się widząc, ze wychodzimy. Wiktor nawet się do mnie uśmiechnął.
-Dzięki- odpowiedziałam, słowa nie były jego mocną stroną, był odrobinę ponury, ale potrafiliśmy się dogadać bez tego.
-Nie wyglądasz ani trochę jak Pułkownik- skomentował Arek co przyjęliśmy z rozbawieniem.

Co jakiś czas zagłębialiśmy się w rozmówki z resztą gości, ale teraz mieliśmy chwilę dla siebie w tańcu. Tomek tulił mnie do siebie i mruczał słowa piosenki do ucha a ja rozpływałam się jak masło na słońcu. Było cudownie, mój mąż tulący mnie do siebie i otaczająca nas muzyka. Mogłoby być jeszcze lepiej gdyby nie nasi pracownicy patrolujący salę. Widziała ich co jakiś czas, gdy tylko zaczynałam ich szukać któryś z nich łapał ze mną kontakt wzrokowy, żeby mnie uspokoić. Byli na posterunku po to, żebyśmy my mogli się rozkoszować wieczorem.
-Wybacz Mąż, muszę siku- szepnęłam puszczając jego rękę.
-Pójdę z Tobą- zapewnił.
-Po co? Zagłębiaj się w swoje ulubione prawnicze gadki. –Uśmiechnęłam się. –Dobrze wiedziałam, że hamuje entuzjazm, lubił te spotkania, dyskutując o różnych prowadzonych sprawach uczył się od starszych kolegów po fachu a oni go lubili bo był synem wspaniałego ojca i sam z każdą sprawą stawał się coraz lepszy.
-Pani Hartman- Arek nadstawił ramię widząc, że zamierzmy się z Tomkiem rozstać na moment.
-Muszę siku- jemu też szepnęłam do ucha.
-Potrzymać sukienkę?
-Spadaj- klepnęłam go w biceps i zobaczyłam jak Wiktor kieruje się powoli w stronę Tomka uważnie go obserwując. –Nie wydaje się, żeby się pokusił o pojawienie się tu.
-Nigdy go nie lekceważ.
-„Lekceważenie wroga to twój wróg”- zacytowałam tatę. –Zawsze mi to wbijał w głowę gdy trenowaliśmy.
-Właśnie. –Stanął plecami do ściany obok drzwi do toalety. –Czekam. –Zostawiłam go i weszłam do środka. Wewnątrz była tylko jedna starsza Pani. Poprawiała makijaż. Załatwiłam swoją potrzebę i zaczęłam myć ręce obserwowana przez nią. Rejestrowałam jej spojrzenia kącikiem oka. Odwróciłam się i spojrzałam jej prosto w oczy.
-Przepraszam- speszyła się.
-Za co?- Uśmiechnęłam się zaintrygowana jej zainteresowaniem.
-Czy ty jesteś synową Adama Hartmana?
-Tak. –Nie rozwodziłam się bo ciągle nie bardzo rozumiałam.
-Tomek, twój mąż to bardzo przystojny mężczyzna, jest podobny do ojca. Mają takie same oczy.
-To prawda.
-Zdziwił mnie tylko ten mężczyzna pytający o was.
-Pytający?- Zapaliła mi się lampka. -Jak wyglądał?
-Wysoki i szczupły, całkiem przystojny.
-Ciemne włosy?
-Tak, wydajesz się zaniepokojona. Spokojnie nic mu nie powiedziałam.
-Czemu Pani pytał? Przepraszam, ale my się właściwie nie znamy.
-Nie wiem, pytał kilku osób. Wszystko dobrze?
-Nie ten facet mnie prześladuje. Pani wybaczy- wyszłam z łazienki. Arek stał teraz po drugiej stronie korytarza a ja czułam, że mi duszno.
-Hej, hej- złapał mnie za ramiona. –Co jest?
-On tu jest- wycedziłam przez zęby.
-Nela, nie panikuj. Oddychaj, oboje jesteście bezpieczni. Nie daj się teraz ponieść emocjom. Nie daj mu frajdy. -Objął mnie ramieniem i tłumaczył uśmiechając się szeroko jakbyśmy żartowali. On już grał swoją rolę. –Co wiesz?
-Starsza Pani w toalecie mówiła, że ją o nas pytał. –Też go objęłam i uśmiechałam się szeroko choć do oczu cisnęły mi się niechciane łzy. –Co za chuj.
-Ej, weź się w garść, Przemek mówi, że jesteś Gladiatorem. Nie rozklejaj się. Jak go zobaczę to z nim pogadam.
-Nie. Nic bez konsultacji z Tomkiem. –Złapałam go za nadgarstek. –Nic- patrzyłam mu prosto w oczy.
-Ok- złapał mnie w pasie i odeskortował do Tomka. –Panie Hartman- zwrócił się do Tomka i kiwnął głową.
-Dzięki-odpowiedział mój mąż przygarniając mnie do siebie. Staliśmy w kręgu samych mężczyzn. Tomek przysłucha wiał się im i wymieniał z nimi poglądy. Wyglądał tak poważnie a jednocześnie był zrelaksowany. Oni słuchali go a on okazywał im zainteresowanie za każdym razem gdy coś opowiadali. Był taki przystojny, ale teraz chętnie porozmawiałabym w cztery oczy.
-Pani Hartman nie życzy sobie Pana towarzystwa- wszyscy odwróciliśmy się w stronę Wiktora wyłapującego Pana Prześladowcę z tłumu i stającego przed nim.
-Pani Hartman! Na prawdę? Nie bądźmy śmieszni. –Mówił głośno jakby odgrywał sztukę.
-Panowie wybaczą na chwilę- zaczęłam, chciałam uciszyć faceta, nie potrzebowałam przedstawienia.
-Właśnie, za moment wrócę- Tomek wyglądał na wściekłego. –Arek- popatrzyli sobie w oczy i mój ochroniarz był przy mnie w sekundę.
-Nel, wszystko dobrze?- Bober wyłonił się z tłumu z żoną.
-Jasne Mecenasie- zapewniłam go.
-To ten stalker?
-Nie odpuszcza- pokiwałam głową czując, że zaraz się rozpłaczę. –Wszystko z nim będzie dobrze?- upewniłam się spoglądając na Wiktora i Tomka wychodzących do holu.
-Nie martw się. Obiecuję. Chcesz, żebym sprawdził?
-Tak- pokiwałam głową.
-Nie waż się rozpłakać- szepnął i ruszył w stronę wyjścia.
-Na pewno dobrze?- Jeden z mężczyzn rozmawiających wcześniej z Tomkiem przyglądał mi się uważnie.

-Tak dziękuję- wymusiłam uśmiech a Bober zaczął ich zagadywać. Dobrze grał w mojej drużynie. Jego żona posłała mi pokrzepiający uśmiech, ale mimo tego byłam kłębkiem nerwów w środku. Wiedziałam, że we trójkę na sto procent dadzą radę. Nie zostawało mi nic innego jak czekać i grać obojętną. 

2 lutego 2015