29 lipca 2015

#240

Tomek miał dziś długi dzień pracy, takie sytuacje w których pracował do wieczora wynikały z tego, że był na zawołanie w każdej sytuacji w której coś działo się ze mną i odwoływał wszystko żeby być pewnym, że mi nic nie jest. Oczywiście czułam się winna z tego powodu, dlatego też jak dobra żona zaniosłam mu obiad żeby nie musiał zamawiać pizzy, albo wysyłać sekretarki po kebab.
-Lola, zupa krem dla ciebie- postawiłam przed sekretarką męża styropianowy pojemnik.
-Ile ci wiszę?
-Daj spokój- machnęłam ręką. Miałam w palnie zbywać ją tak długo jak się dało. Wiedziałam, że ją krępuje moje przynoszenie specjalnych wegetariańskich posiłków, ale ja znów nie wyobrażałam sobie że przyniosę obiad Boberowi i Tomkowi a jej nie. Aplikanci wyskakiwali na obiad kiedy mieli wolną chwilę a ona była w większości przypadków przykuta do biurka, więc nie chciałam, żeby głodowała.
-Pani Hartman- uśmiechnęła się do mnie jedyna aplikantka z kancelarii.
-Cześć -uśmiechnęłam się do niej. –Lola, Bober sam?
-Tak, mecenas Bobrowski jest sam, mecenas Hartman jest z klientką.
-Ładną?
-A co boisz się?- Zagadał Arek.
-Nie, mam wystarczająco fajne ciało, żeby mój mąż nie musiał się oglądać za innymi. –Zapewniłam go.
-No fakt- odpuścił szybko. Nie bardzo wiedziałam czemu. Zaniosłam obiad Boberowi i zamieniłam z nim parę zdań i wychodząc z jego gabinetu wpadłam na kobietę wychodzącą z biura Tomka.
-Przepraszam-uśmiechnęłam się bo mało na nią nie wpadłam.
-Nie ma za co- przyglądała mi się jakoś długo. Miałam na sobie białą koszulkę i jasne jeansy bez kieszeni. Na to zarzucony szary sweterek, może nie pasowałam do kancelarii. –Pani Hartman?
-Tak- odpowiedziałam jej cicho, nie byłam pewna o co chodzi. Zabrakło mi odwagi? Może.
-Przykro mi- objęła mnie i przytuliła. Wisiała mi chwilę na szyi zanim zdecydowałam się ją tez objąć.
-Nie chcę być niemiła, ale o co chodzi?
-Przykro mi, że moje problemy przeszły na Panią- tłumaczyła mętnie a Arek nie wiedział czy rzucić ją na ziemię i obezwładnić czy pozwolić jej mówić. Pokazałam mu, żeby dał sobie na wstrzymanie, byłam zbyt ciekawa. –Mój wkrótce były mąż zainteresował się Panią, dzięki temu ja dostałam ugodę jakiej chciałam. Jutro podpisujemy dokumenty, nie sądzę, żeby coś się zmieniło, mam nadzieję. –Ona tłumaczyła a mi na miejsce wskoczył brakujący element. Żona „Pana Prześladowcy”.
-Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie ma sprawy. –Odezwałam się wreszcie- ale do Pani nie mam żadnych pretensji. To nie Pani wina.
-Dzięki Pani ja wreszcie mam spokój. –Wyglądała jakby czuła się autentycznie winna całej tej sprawie. –Proszę mnie posłuchać- rozejrzała się po korytarzu nerwowo. –Niech Pani weźmie na poważnie wszystko co on mówi, jest bardzo niebezpieczny i nie zawaha się przed niczym jeśli już sobie coś ubzdura. Nie cofnie się przed niczym.
-Myślę, że nie ma co dramatyzować- przerwał jej Arek, najwyraźniej uznał, że usłyszałam już wystarczająco dużo. Nie chciał, żeby mnie przestraszyła.
-Przepraszam, nie chciałam Pani przestraszyć, nie powinnam. –Zarumieniła się.
-Nie ma za co- zapewniłam.
-Kotku, jesteś już- Tomek otworzył drzwi do gabinetu i wyjrzał na korytarz, jego uśmiech zbladł na nasz widok. Nie podobało mu się, ze rozmawiamy. –Miałaś być później- skarcił mnie.
-Rysiu wyrobił się szybciej, tak wyszło- nie wiedzieć czemu czułam się zobowiązana wyjaśnić się dlaczego odwiedzam mojego męża dziesięć minut za wcześnie.
-Pani…- zawiesiłam się nie wiedziałam jak ma imię.
-Marzena Antonowicz- wystawiła do mnie rękę- to moje Panieńskie nazwisko.
-Nela Hartman- uścisnęłam jej dłoń. Była bardzo zadbaną babką, założyłabym się, że jest idealnie zadbana z każdej strony. Przy niej wyglądałam jak dziewczynka. Nie podobało mi się to za bardzo, musze się zająć moimi niedociągnięciami.
-Nie będę przeszkadzać, do widzenia i jeszcze raz przeszkadzam- znów mnie objęła.
-Może kawa któregoś dnia?- Spytałam działając pod wpływem impulsu.
-Nie chcemy nikogo drażnić, ale dziękuję- uśmiechnęła się i poszła.
-Co ci do głowy strzeliło?- Tomek był zły. –Może się jeszcze zaprzyjaźnicie? Dobrze, że chociaż ona ma olej w głowie- skarcił mnie jak dziecko.
-Daj mi spokój- strąciłam z ramienia jego rękę. –Zjedz póki ciepłe- ponagliłam go wchodząc i rozgaszczając się w gabinecie. Arek na wszelki wypadek zostawił nas samych.
-Nie chcesz go przecież prowokować. –Dalej drążył otwierając pudełko i odwijając sztućce z lnianej serwetki.
-Nie będę siedzieć pod kamieniem, jedz i się nie wymądrzaj- coraz bardziej mnie wkurzał więc zawiesiłam na nim spojrzenie i czekałam aż odpuści. Dał mi spokój tym razem.

-Powinniśmy to już zgłosić na Policji. Myślę, że mamy już wystarczająco dużo dowodów. –Stwierdził żując obiad.
-Nie za szybko, żeby odkryć karty? Będzie wiedział, że go filmowałam.
-To nie szkodzi, dowody i tak piętrzą się przeciwko niemu.
-Wiem, ale może to za szybko. –Siedziałam w fotelu pod oknem, obok stało biurko Tomka, przy którym zjadał posiłek który przyniosłam. Gapiliśmy się na siebie jakbyśmy byli nawzajem odpowiedzią na wszystko. On nie chciał popychać mojej zgody a ja wiedziałam że on ma rację, a mimo to nie mogłam podjąć decyzji.
-Wszystko będzie ok.- zapewnił. –Nie martw się. –Wierzyłam mu.

-Pogadasz wreszcie ze mną?- Spytałam gdy Przemek minął mnie trenującą z Arkiem w salonie, zupełnie bez słowa.
-Nie! Bo dałaś dupy, to twoja wina. –Burknął przed zatrzaśnięciem drzwi.
-To ty dałeś dupy! Ty! Kto jej podał adres? Ty! Wyłożyłeś na nas wszystkich a później jeszcze ona się obraziła głupio o komplement a ty zachowujesz się jak jakiś pieprzonych histeryk! Nigdy nie postawiłam żadnego z was w złym świetle! Nigdy! A czasem mam ochotę jak teraz, jesteś głupi jak myślisz, że chciałam ją oczernić, albo zrobić jej przykrość. Dobieram słowa uważnie jak opisuje ludzi i od lat nikt nie narzekał, a ty starasz się na mnie zgonić swoją winę. Nie ja tu zawiniłam. Jak ci się podoba to jej powiedz, nie bądź taką primadonną!- Krzyknęłam wreszcie na zamknięte drzwi.
-Nie podoba mi się, ale za to pracownikom twojego ojca owszem!- Odezwał się z pokoju.
-Przecież oni jej nawet nie znają!- Krzyknęłam wściekła. Teraz to już gadał pierdoły.
-Wiktor z Tomkiem skrzyżowali się czasem z Adą- odezwał się Arek.
-Nie bądź dupa, wyłaź!- Walnęłam pięścią w drzwi. –Dzięki, dasz nam przestrzeń? Jutro tak jak zwykle? – Spojrzałam na mojego ochroniarza.
-Jasne- zwinął się zamykając za sobą drzwi.
-Wchodzę- oznajmiłam, ale jego nie było w pokoju, więc weszłam do łazienki. –No i co, że podoba się Wiktorowi?- Spytałam stojącego pod prysznicem Przemka.
-Myślę, że więcej niż się podoba, zdążyli już się ze sobą przespać. – Nareszcie zaszczycił mnie jakimiś słowami.
-No i?- Usiadłam na blacie czekając na resztę historii.
-No i nic, tak tylko mówię. Co ty tu w ogóle robisz? Biorę prysznic, idź sobie.
-Nic czego nie widziałam, poza tym zasłonka jest nieprzeźroczysta- zbagatelizowałam. –Więc przyznajesz, że dałeś dupy? –Naginałam sytuację póki był wystarczająco plastyczny.
-Nie. –Jednak nie był.
-Tak! To ty jej powiedziałeś, ze piszę, bez mojej zgody, a później miałeś pretensje.
-Wygadałem się przypadkowo.
-Przypadkowo?! Mam ochotę odsłonić tą zasłonkę i przywalić ci prosto w jajka! Ty kutasie! Przypadkowo?! Od lat trzymam mordę na kłódkę i nie mówię nic nikomu na wszelki wypadek! Lubię dziewczyny a nie mówię im nic a ty! Ty się „wygadałeś przypadkowo”. Kit ci w oko durniu! Jak mogłeś się wygadać przypadkowo?! No do jasnej cholery! Nigdy nikomu nie powiedziałam! Nigdy! A chciałam tak wiele razy, wiesz jakie to by było dla mnie wyzwalające? Ja z tym żyje, to ja utrzymuje to w ryzach a ty po prostu się wygadałeś?
-Przepraszam?- Obwiązał się ręcznikiem w pasie i wyszedł z za zasłonki.
-Nawet nie chcę z tobą rozmawiać jestem tak wściekła. Masz przesrane! –Walnęłam go w tors i sobie poszłam.