4 kwietnia 2015

#239

Pod szpitalem nasza ochrona ciągle zachowywała się jakby chodziło o Obamę a nie o nas, Arek wysiadł przy wjeździe na parking i szedł za nami pieszo gdy Wiktor parkował „kuloodporną limuzynę”. Rodzice Roksany nie mówili nic, ale zauważyłam, że przyglądają się temu ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

-Paweł!- Pani Bianka zauważyła blondyna na korytarzu.
-Przepraszam, że w takich okolicznościach- był wyraźnie przybity.
-Przestań- warknął na niego Tomek- weź się w garść. Nic mu nie będzie.
-Nie powinno być zbyt dużych śladów, wiem, ale jak mogliśmy do tego dopuścić?- Wyglądał na zrezygnowanego i złego jednocześnie.
-Nie można cały czas go pilnować, stało się. Roksana też się poparzyła jak była mała i nie ma nawet małego śladu a wylała na siebie mleko z garnka. –Patrzyliśmy na Panią Biankę w trójkę jak na najgorszą matkę na świecie. –Przestańcie już- roześmiała się. –Zobaczycie nic mi nie będzie, nawet nie zostaną ślady.
-Bianka ma rację, nie przejmuj się, to wypadek, to się zdarza- tata Roksany poparł żonę klepiąc Pawła po ramieniu.

-Cześć Zuchu- Tomek powitał Filipa gdy następnego dnia weszliśmy do sali w której leżał mały. Lekarze zostawili go na obserwacji, ale rokował bardzo dobrze. Filip wyszczerzył się i uściskał kucającego Tomka.
-Idź już- ponagliłam Roksanę. Miała zjeść z rodzicami obiad, a my obiecaliśmy jej, że zajmiemy się w tym czasie małym.
-Bądź grzeczny synku- pocałowała syna w czoło i włożyła kurtkę. Uśmiechnął się tylko i zajął się grą którą przyniósł mu Tomek. Siedzieliśmy wokół stolika z resztą dzieci z sali, wszystkie się nudziły więc chętnie się przyłączyły do gry w „chińczyka”. Tomek świetnie łagodził spory, przez większość czasu dawał się ogrywać.
-Jestem już- oznajmiła Ruda wpadając jak burza do sali niecałą godzinę później. Za nią szli rodzice i Paweł.
-Zjedliście po batoniku przy automacie?- Spytał Tomek.
-Nie, zjedliśmy obiad, po prostu mieliśmy już zamówione jak Roxie przyszła. –Odezwał się Paweł zaraz po ucałowaniu mnie.
-Nic mu nie jest, spoko, świetnie się bawił. –Zapewniłam.
-Wiem, że mój syn jest w dobrych rękach, ale teraz masz na tyłku ochronę, nie chcę cię nadwyrężać więcej niż trzeba.
-Daj spokój, nic by mi nie było. –Patrzyłam chwilę za Pawła ale zdziwiło mnie, że Tomek się nie odezwał odwróciłam się w jego stronę zaskoczona, zbyt dobrze, go znałam żeby nie wiedzieć, że zwykle już by mi przytaknął, bo oboje wierzyliśmy, że nie ma co napinać sytuacji w której jestem. Wyjątkiem byłoby gdyby poprosił Pawła o pośpiech przy obiedzie. Zaskoczyło mi to w głowie w sekundę. –Żartujesz!- Oburzyłam się natychmiast.
-Nie spieszyliśmy się przez Ciebie- zapewniła mnie szczerze Ruda. 
-Chyba ty- odpowiedziałam gapiąc się na Pawła, szukając najmniejszej oznaki kłamstwa. Spojrzał na Tomka szukając podpowiedzi. –Nawet nic nie mów- podniosłam się od stołu i posadziłam chłopca którego trzymałam na kolanach na krzesło. –Bądź dzielny- pocałowałam Filipa w policzek. –Nie martw się, jest dzielny- musnęłam policzek Roksany. –Nara- minęłam Pawła, -mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze- skinęłam na rodziców i wyszłam na korytarz do Arka. –Yo.
-No siema- uśmiechnął się do mnie. –Uważaj na plomby, bo masz tak zaciśniętą szczękę, że… -zamknął się gdy zasztyletowałam go wzrokiem po zapięciu kurtki.
-To nie tak…- zaczął Tomek.
-Proszę cię nie karm mnie tym syfem. Paweł cię sprzedał. Jak mogłeś ich poganiać?- Spytałam zła.
-Nie poganiałem ich. Poprosiłem tylko, żeby nie przeciągali za długo. –Wyjaśnił, choć na buzię wystąpił mu delikatny rumieniec.
-Twoja twarz cię zdradza- odparłam stając pod windą. Patrzyłam  jak jego pompująca krew zahacza o policzki w coraz większej ilości.
-Posłuchaj…
-Nie to ty posłuchaj- przerwałam mu. –Nie przesadzaj, wiem, że ty też masz ciężkie życie teraz, ale to jest syn naszych przyjaciół, leży w szpitalu. Nic mi nie będzie jak z nim posiedzę chwilę. Nie rób nic takiego za moimi plecami. Nigdy więcej. Jesteśmy zespołem, nie jesteś z tym sam.
-Słodko- skwitował bezczelnie Arek, za co przywaliłam mu z łokcia w brzuch. Zablokował mnie jednak nim zdążyłam go skrzywdzić na tyle żeby poczuć satysfakcję.
-Wal się- spojrzałam na niego odwracając głowę do tyłu. Stał jak zwykle pół kroku za mną.
-Przywykłem- zapewnił zadowolony.

Na patelni była już zeszklona cebula i obrana ze skórki czerwona papryka, teraz całą uwagę poświęcałam cukinii, którą kroiłam w małą kostkę. Wrzuciłam ją na patelnię i zamieszałam makaron. Pachniało super, nie spokojnie, nie będę skromna. Do tego dodałam kukurydzę i zrobiłam szybki sos.
-Doceniam twój wysiłek- Tomek oglądał gotowany makaron kształcie dinozaurów.
-Mam nadzieję- uśmiechnęłam się. Oglądaliśmy informację na zasłużony odpoczynek, gdy ja gotowałam on sprzątał, teraz w końcu mieliśmy czas na lenistwo.

-NELA!- Ryk z przedpokoju uświadomił nam przybycie syna.
-Tak?- Podniosłam zaspane spojrzenia na Przemka, wydawał się jakiś podirytowany.
-Co ty robisz?!
-Nie podnoś głosu- oburzył się Tomek obejmując mnie.
-Kto co pozwolił pisać o Adzie?- Warknął.
-Nikt- odpowiedziałam prostując się i mrugając kilkukrotnie. Stał wkurzony i pytał, ale nie wiedziałam czemu.
-Jak mogłaś napisać, że jest gruba?! No jak możesz być taka podła dla mojej przyjaciółki?! Było jej przykro! To twoja wina!
-Powiedziałeś jej, że piszę bloga?!- Teraz już kumałam, on puścił farbę a teraz ja miałam być winna, poderwałam się wściekła na nogi.
-Tak, co z tego? -Obruszył się.
-Jak mogłeś jej powiedzieć! To nie tylko twoja decyzja! Czemu to zrobiłeś?! Nawet nie spytałeś- walnęłam go w ramię.
-Zrobiłem bo tak, co cię to obchodzi! Jak ty mogłaś napisać, że jest gruba?! Nie jest! Jest super! -Darł się na mnie pod koniec potrząsnął mną łapiąc mnie za ramiona.
-Na sto procent tak nie napisałam, musze się cofnąć do tekstu żeby się bronić, poczekaj- zrobiłam krok w stronę gabinetu gdy chwycił mnie za nadgarstek i szarpnął.
-Jest  „zaokrąglona”! Tak napisałaś, teraz możesz się bronić! Jesteś głupia, wiedziałem, że tak będzie w końcu zrobiłaś komuś krzywdę tymi wpisami, gratuluje. Rykoszet w niewinną dziewczynę! Jakby nie wystarczyło ci, ze przez lata my wszyscy jesteśmy oceniani, ja jestem Casanovą, Kasjan jest debilem a Kuba totalną ciotą! Świetnie nas opisałaś, a teraz Ada jest gruba!
-Tylko ty jesteś głupim dupkiem i Casanovą! Co to z głupia konkluzja! Pisząc, że jest zaokrąglona miałam tylko dobre rzeczy na myśli, nie jest koścista jak Kleo i ma dużo większe cycki niż Karo! To miałam na myśli, a ty w tyłek wsadź sobie swoje argumenty! Nie wierzę, że drzesz się na mnie za to, ze sam jej powiedziałeś, ze piszę i jeszcze masz pretensje do mnie, a to, że nawet nie spytałeś czy możesz spychasz na bok! To dotyczy nas wszystkich! Nie tylko jednaj twojej koleżanki! Jak mogłeś!
-Właśnie tak!- Walnął pięścią w sofę. –Kurwa! –Znów mną potrząsnął za co oberwał w tors ode mnie.
-Potrząśnij nią jeszcze raz i dostaniesz w pysk- pierwszy raz odezwał się Tomek.
-Goń się Hartman! Nie wpieprzaj się między wódkę a zakąskę. –Odpyskował mu Przemek.
-Zaraz ty będziesz moją zakąską- szatyn szybko poderwał się z sofy.
-Tomek, Tomek- złapałam go za ramiona. –Proszę, ja sama. Dam radę.
-Jeszcze raz, żeby było jasne. –Ostrzegł a Przemek na złość mu znów mnie złapał, miał mną potrząsnąć, ale Tomek zdążył go strzelić w szczękę. Chyba nie spodziewał się, bo idealnie się nastawił i padł jak długi.
-TOMEK!- Wrzasnęłam przerażona łapiąc lecącego na ziemię Przemka.
-Uprzedzałem- Tomek poszedł do sypialni zaraz po wzruszeniu ramionami  a ja klęczałam koło zamroczonego Przemka.
-Żyjesz?- Patrzyłam mu w oczy szukając oznak wstrząśnienia mózgu, albo czegoś takiego. –Mdłości, cokolwiek?
-Odwal się- wstał i poszedł do siebie.
-Uprzedzałem- oznajmił mój mąż gdy stanęłam na progu naszej łazienki. Mył zęby, ale przerwał na moment, żeby się wyszczerzyć.
-Wiem- zostawiłam pocałunek na jego prawym ramieniu i rozebrałam się żeby wskoczyć pod prysznic. Zamknęłam się w kabinie i usiadłam na macie, żeby ogolić nogi. –Czuje się jak w zoo- powiedziałam gdy mój mąż stanął z drugiej strony szklanych drzwi obserwował mnie uważnie.
-Lubię patrzeć jak golisz nogi Małpo- wyszczerzył się zadowolony, najwidoczniej mordobicie poprawiło mu nastrój.

Rano gdy weszłam do kuchni chłopaki jedli śniadanie w milczeniu, mimo, że zwyczaj rozmaili jak dobre kumpelki.
-Cześć- zaczęłam niepewnie.
-Cześć Kotku- Tomek wstał od stołu wziął jeszcze łyk kawy i poprawiając krawat podszedł do mnie i ucałował mnie delikatnie. –Będę dzisiaj późno, uważaj na siebie i bądź grzeczna. -Przemek w międzyczasie zebrał się od stołu wrzucił naczynie do zmywarki i rzucił
-Nara!
-Ej! Poczekaj, musimy pogadać- wyszłam za nim do przedpokoju.
-O czym?
-O tym, że bez konsultacji z nikim powiedziałeś Adzie, że pisze i podałeś jeszcze adres.
-Za późno na aferę- oznajmił obojętnie.
-Nie, nie za późno, olałeś nas wszystkich. Mamy do pogadania.
-Teraz się spieszę, nie mam czasu na twoje małe afery. –Trzasnął drzwiami i poszedł.
-Poprawić?- Tomek miał już na sobie marynarkę. Jaki on jest cudowny w garniturze!
-Nie, dogadamy się. –Zapewniłam męża, choć nie do końca w to wierzyłam.
-Daj znać gdyby coś- przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
-Ok.- westchnęłam zadowolona.