31 stycznia 2015

#229

Byłam w domu po pierwszej Tomek już spał, zrzuciłam buty w przedpokoju i nalałam sobie kieliszek wina. Wzięłam kilka głębokich oddechów i poszłam do salonu zobaczyć jak ma się Piotrek. Spał wyjątkowo spokojnie. Brał oddech z trudem, ale równo i nieprzerwanie. Ślinił się odrobinę, nic nie wskazywało, żeby miał mieć problemy jak zeszłej nocy. Usiadłam na sofie, potrzebowałam się moment uspokoić.

Rano obudził mnie automatycznie ustawiony budzik. Dalej byłam w salonie. Zwinęłam się w kłębek na sofie na wprost Piotrka. Pokasływał trochę, podniosłam się i podałam mu wszystkie leki i śniadanie. Wyglądał słabo, ale lepiej niż wczoraj. Po śniadaniu wskoczyłam pod prysznic do śpiewającego Tomka.
-Myślałem, że już się ogarnęłaś. Co słychać?
-Spałam na sofie, kimnęło mi się po pracy i obudził mnie budzik. –Weszłam pod deszczownicę. Boskie uczucie. –Nie panikuj, ale znów widziałam się z tym dupkiem. Łazi za mną coraz bardziej natrętnie.
-Może ja powinienem zostawić tą sprawę, oddam ją komuś. –Wyraźnie toczył bitwę z samym sobą.
-Obawiam się, że już za późno- spojrzałam na niego smutno. –On już jest najarany, jeśli ją oddasz, wygra dwa razy. Nie dawaj mu satysfakcji, ja dam radę.
-Martwię się o ciebie- złapał mnie za buzię. –Jesteś przygaszona i przemęczona. Widzę.
-Wiem, ty zawsze zauważasz- wtuliłam się w niego. –Nie martw się. Arek mnie pilnuje, nic mi nie będzie. –Nie odezwał się już, wiedziałam, że mimo wszystko będzie się martwił, ale był jedyną osobą która rozumiała mnie.
-Mam dzisiaj dyżur w fundacji, będę późno.
-Tam są zawsze takie kolejki. –Westchnęłam gdy zaczął mi myć włosy, to było wspaniałe uczucie, relaksowało mnie moje zmysły szalały, opuszki jego palców masujące skórę mojej głowy mmmm…
-To są ludzie którzy potrzebują moich rad, a nie kłócący się o bzdury zadufani w sobie szlachcice. –Przewrócił oczami. Dobrze wiedziałam, co mój mąż myśli o części swoich klientów. Czasem ich spory były do rozwiązania tylko z odrobiną dobrej woli, ale nie oni woleli wciskać z siebie śmieszne kwoty w sądzie.
-Wiem, dobry z ciebie facet. –Pocałowałam go i weszłam znów pod deszczownicę.

Przypomniało mi się jak siedziałam nad projektem mieszkania w domu mojej teściowej. Ona rozłożyła rysunki, był ojciec Konrada, którego firma miała wykonać wszystkie przeróbki i Tomek stał przy szafce z kawą w ręku.
-Co to?- Zainteresowałam się sporą przestrzenią przy łazience, jak mi się wydawało.
-Prysznic. –Odpowiedziała prosto mama. –Duża deszczownica, pokryty w całości płytkami, bez brodzika, podłoga będzie minimalnie schodziła się do środka, możemy to wyrównać mata jeśli będzie ci niewygodnie- uzupełniła. –Zrobimy jeden prysznic, tu będzie mała ławeczka. –Dorysowywała szybko pomysły ołówkiem.
-Taki duży?- Zdziwiłam się. –Mamusiu, nie podobają mi się te całe wielkie kabiny w masażami.
-Nie chcę ci wstawić takiej gotowej kabiny. Nie będzie białego plastiku. Mówiłam: kafelki jak w całej łazience, te chropowate na których nie widać zacieków, dysze w ścianie, deszczownica i słuchawka.
-Czemu dwu osobowy?- Podobał mi się ten pomysł, ale nie bardzo rozumiałam czemu mama wycinała przestrzeń z gabinetu, żeby zrobić prysznic. Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się tak, że wiedziałam, że zaraz pożałuje tego pytania.
-Słonko, sądzisz, że nie znam twojej słabości do mojego mokrego syna? Czytam wszystko co piszesz.
-O Boże mamo serio?- Teraz to byłam dopiero czerwona! –Nie wierzę- zasłoniłam się ręką i zaśmiałam. Tomek się zachłysnął a ojciec Konrada głośno się śmiał odchylony w krześle do tyłu. –Nie wierzę, że to powiedziałaś- pokręciłam głową zawstydzona.
-Może nie mam racji?- Nie dawała za wygraną.
-Jasne, że masz. Nie sądziłam tylko, że będziesz tak bardzo dbać o nasze fantazje- płonęłam czułam gorąco na policzkach i uszach a moja teściowa świetnie się bawiła.
-Obiecałam ci, że stworzę ci mieszkanie marzeń. To, że jestem waszą mamą nie znaczy, że nie wiem o waszych –zamyśliła się- poczynaniach.
-Dobra mamo! Wygrałaś, skończmy już proszę. – Nie mogła mnie już chyba bardziej zawstydzić. Mój narzeczony też jakby nabrał ciut koloru, ale wyraźnie bawił się lepiej niż ja.

-Pamiętaj, że po jutrze mamy ten głupi bal. –Przypomniał mi Tomek tuż przed wyjściem.
-Wiem- zapewniłam zaciskając krawat na szyi i zapinając marynarkę.
-No cześć- Arek stał na progu.
-Potrzebujesz smokingu- oznajmiłam bez powitania.
-Jak to?
-Pojutrze jest jakiś nadymany noworoczny bal adwokackiego shitu. Wiktor też potrzebuje. Wynajmiemy ci coś. Wiktorem zajmie się Tomek.
-Wiktor już ma, ale sądziłem, że ja nie będę potrzebny.
-Będziesz, sporo tam będzie ludzi a ja nie zniosę długo gadki o pierdołach. –Przewróciłam oczami. –Będziesz mnie zbawiał, gdy mój mąż będzie się rozgadywał o zawijasach paragrafów.
-Zabawiał- zawachlował brwiami. –Fajnie będzie?- Otworzył mi drzwi od auta.
-Świetnie.

                Wypadł nam jeden kucharz bo się rozchorował, akurat w jeden z najbardziej ruchliwych dni. Usiłowałam ściągnąć kogoś do pomocy, ale poszło mi dość słabo. Wcale się nie dziwiłam. Też nie chciałabym nagle zmieniać planów na wolny dzień. Włożyłam fartuch i weszłam na kuchnię.

-Potrzebujesz przerwy- Arek kręcił się za mną od pół godziny.
-Nic nie potrzebuje! Idź sobie wreszcie. Nie mam czasu, spadaj. –Pogoniłam go, bo już mnie wkurzał.
-Mogę wyskoczyć na fajkę? –Mój uczeń wyczuł okazję.
-Masz pięć minut, jak cię nie będzie za pięć to możesz nie wracać. –Spojrzałam na telefon i ustawiłam stoper. –Start. –Stał i patrzył na mnie zdziwiony. –Masz tylko pięć minut nie zacznę odliczania od początku. Szybciej. –Zawirował w miejscu jak Krowa z Krowy i Kurczaka i pobiegł na zaplecze.
-Może coś z niego będzie- parsknął mój szef kuchni.
-Może- wzruszyłam ramionami.
-Jadłaś już? Damy radę, możesz coś przegryźć.
-Cały czas coś jem, jak próbuję. Nie chce mi się jeść.
-Kotku! Czemu jeszcze nie miałaś przerwy?!- Tomek krzyczał schodząc po schodach. –Bez jaj. Piętnaście minut cię nie zbawi!
-Ściągnął cię tu ten niewychowany mięśniak?- Moja kuchnia już miała radochę- Pracuje! Idź na górę zjeść. Nie przeszkadzaj- musnęłam jego usta.
-Chodź ze mną- hipnotyzował mnie. –Proszę.
-Jestem najedzona Tomek, jem cały czas, wszystko co zrobię próbuję. –Zmarszczyłam czoło zirytowana. –Nie potrzebuje niańki. Idź sobie. Widzimy się w domu. –Stałam przed nim w ubrudzonym fartuchu, spodniach od garnituru i białej koszuli.
-Ok.- patrzył mi w oczy. –Idę sobie, ale jak Arek zadzwoni jeszcze raz to skopię ci ten piękny tyłek, jasne? Masz być rozsądna.
-Ble, ble, ble. Idź. –Wskazałam palcem  schody. Złapał mnie w pasie i pocałował.
-Będziesz brudny!
-Też cię kocham, pa! Na razie chłopaki. –Rozdzwonił się budzik a mój uczeń wpadł wślizgiem do kuchni.
-Brawo- skwitowałam.- Myślę, że może uda ci się wytrwać.

Wydaliśmy wszystkie posiłki, kuchnia już prawie całkowicie zwolniła pracę Magda ze zmienniczką uwijały się na barze, bo najedzeni goście zaczynali zabawę na open barze. Usiadłam w biurze żeby nanieść poprawki na grafik.
-Nie ruszaj się!- Musiałam zasnąć z głową na biurku bo obudził mnie Arek szarpiący się z gościem który miał zapięte ręce plastikową opaską za plecami. –Nela, wyjdź! –Krzyknął na mnie.
-Puść mnie dupku, -facet szarpał się z nim. Odchyliłam jego szalik bo jego poczochrana głowa wydawała mi się znajoma.
-Puść go Arek i odepnij- powiedziałam spokojnie.
-Nie, skradał się do biura. Dzwonię na policję a ty idź.
-To kuzyn Tomka! Wypuść go. –Zażądałam. –Oliwier ok.? Przepraszam- zaczęłam plejadę wyjaśnień i kajania się. Czasem robiliśmy wspólne biznesy. Lubiłam mieć go w restauracji gdy potrzebowałam pomocy. A on chętnie dla mnie pracował.

-Mało dziś cię widać- Pan prześladowca siedział przy barze.
-Pracuje. –Spojrzałam na Arka stojącego niedaleko. Wiedziałam, że był w pogotowiu. Dobrze wiedział, że facet tu jest. Miał go na oku.
-Może się przysiądziesz.
-Jestem z pracy, nie mam czasu.
-Oziębiasz nasze stosunki?
-My nie mamy stosunków.
-Ja myślę inaczej. –Byłam zmęczona.
-Nie mam dziś siły na gierki. Masz coś ważnego do powiedzenia? Jak nie to spadaj, bo jestem zabiegana.
-Podobała mi się ta bielizna którą wybrałaś w centrum handlowym.
-Byłeś tam?
-Nie doceniasz mnie. Ja zawsze wiem co robisz. Lubię cię obserwować w trakcie boksu- omiótł mnie spojrzeniem. –Faktycznie chyba cię nie doceniłem wcześniej. Jesteś inna.
-Nela, wystarczy ci już pogawędek- za bar wszedł Arek.
-Zostaw ją w spokoju- zirytował się facet.
-Ty ją zostaw w spokoju. –Odpowiedział mu. –Tomek się wkurzy, miałaś z nim nie gadać.
-Podoba mi się ten męski look- sięgnął po mój krawat, ale Arek zbił jego rękę.
-Nie dotykaj- wyprowadził mnie do biura. Rozpuściłam włosy, zdjęłam krawat i odpięłam dwa guziki koszuli. –Co ty robisz?- Arek karcił mnie patrząc jak maluje usta na czerwono i zmieniam baleriny na szpilki.
-Idę porozmawiać z klientami, upewnię się, że wszystko ok. Zmieniłam kartę pamięci w okularach i wyszłam na salę. Dobrze wiedziałam, że mnie obserwował. Czułam to spojrzenie na sobie.
-Nie możesz tak robić- mój ochroniarz był poirytowany po raz pierwszy na serio. –On o tym marzył, żebyś się dla niego przebierała i odwalała szopki.
-Wiem. Po to, to robię, będę go tak długo prowokować aż sam będzie zdesperowany i popełni błąd. Nie powstrzymuj mnie- poprawiłam stanik i oblizałam usta. –Zapłacił za drinka i wyszedł. –Ubieraj się idziemy. –Rozkazałam Arkowi, zdziwiony włożył kurtkę. Teraz my szliśmy za nim, był zdziwiony. Przyspieszył kroku.
-Nie powinnaś tego robić. Nie będę za nim szedł.
-To nie- poszłam sama.

-Nie zostawię cię samej- znów się ze mną zrównał. Obserwowałam go jak o mnie. Intensywnie, tak żeby czuł mój wzrok na sobie. Pod barbakanem złapał taksówkę, miał chwilę problemu, kilka przejechało obok, ale jakaś wreszcie się zatrzymała. Nie pozwalałam mu zapomnieć o mojej obecności, widziałam że się stresował. 

28 stycznia 2015

#228

Dyskutowaliśmy z mamą gdy rozdzwonił się mój telefon. Mama Kuby brzmiała na zaniepokojoną.
-Nelu, dzwoniłam do Piotrka, ale jedyne co powiedział to twoje imię i się rozłączył. Co się dzieje? Chciałam wiedzieć, czy u Kuby wszystko dobrze.
-U Kuby dobrze, ale Piotrek ma zwolnienie, jest przeziębiony, prawie nie mówi, tylko bulgocze niezrozumiale. Bardzo się załatwił.
-Aż tak? Trzeba do niego zajrzeć? Może go zabrać do siebie, albo do mamy.
-Nie trzeba jest u nas, pilnujemy go z Przemkiem i Tomkiem.
-Mogę zajrzeć do was?
-Jasne.
-Zadzwonię może do Zosi i przyjedziemy we dwie.
-Możemy was zabrać z Tomkiem, bo zaraz wychodzimy od mamy.
-Nie Kochanie, nie trzeba przyjedziemy sobie same.
-Ok., to za godzinkę?
-Myślę, że mniej więcej tak się wyrobimy.
-Do zobaczenia.
-Pa!
-Już mnie zostawiacie?
-Do Piotrka przyjadą mama i teściowa. –Były po godzinie tak jak się umówiłyśmy.

Załamywały ręce, głaskały i były przerażone jego stanem jak to mamy. Oburzały się, że nie zadzwonił i męczył się sam.
-Niewidzialni- wybełkotał niewyraźnie.
-Miałeś nic nie mówić i przestańcie się wreszcie sobą zasłaniać!- Mama blondyna była oburzona. –Wszystko Niewidzialni, ja też muszę wiedzieć co się z moim dzieckiem dzieje. Kuby nie ma, a jak on cię nie pilnuje to już nawet nie dzwonisz.
-Pani Zosiu, na serio nie jest teraz w najlepszej formie żeby kajać się za nie poświęcanie zbyt wiele uwagi telefonom. –Usiłował ją powstrzymać Tomek, bo Piotrek leżał zakopany w pościeli i wyglądał koszmarnie.
-Będziesz żył?- Siedziałam przy sofie i głaskałam go po buzi. Zaczynał się znów trząść, wsadziłam mu termometr pod pachę, bo obawiałam się, że znów nachodzi mu gorączkę.
-Yhym- tylko tyle mi odpowiedział.
-Martwisz mnie- patrzyłam w jego pół przymknięte oczy.
-Yyym- nie zgadzał się przejechał palcami po moim policzku.
-Zjesz zupy? Podgrzeję ci pomidorową z makaronem i pulpecikami. Musisz coś zmieć w żołądku, Kasjan będzie nie do zniesienia jak tylko jego masa mięśniowa będzie wzrastać, chociaż swojej nie gub- uśmiechnął się i pokiwał głową.
-Synu, może ja cię zawiozę do lekarza, źle wyglądasz- mama klęczał już koło jego łóżka.
-Jutro zrobimy rozpiskę kto z nim siedzi, dam znać jakbyśmy mieli luki. –Zapewnił ja Tomek. –Teraz nie ma się co martwić, poczekamy ze dwa dni jak będzie reagował na leki. –Starał się być racjonalny.
-Ja nie wątpię Tomek, że wy będziecie o niego dbać- zapewniła nas mama blondyna.
-Uff- uśmiechnął się do niej czarująco. –Może jednak się czegoś napijecie mamy? –Zagadywał je i kupował Piotrkowi czas na sen. –Miałaś rację- podał mi termometr jak wróciłam z ciepłą zupą. Zagotowałam ją a później przelewałam w zimne miski i mieszałam żeby nie była za gorąca.
-Budzić go? -Spojrzałam na męża.
-Nic nie jadł, powinien zjeść bo będzie bardziej osłabiony, nawet gdyby to miało być tylko trochę. –Podzielał moje zdanie. Obudziłam go i poczekałam aż usiądzie. Zjadł pół miseczki i stwierdził, że ma dość. Nie było sensu go zmuszać, podaliśmy mu wszystkie leki i pozwoliliśmy gapić się w telewizor przed zaśnięciem. Mamy zrozumiały chyba, że nie ma sensu go męczyć i zebrały się do domów. My też daliśmy mu spokój, miał wszystko pod ręką a my byliśmy gotowi na każde zawołanie.

-NELA!!!- Przebudziłam się słysząc wrzeszczącego Przemka.
-Tomek- walnęłam męża wyskakując z pościeli. –Złapałam od razu za telefon i na wszelki wypadek wybrałam numer pogotowia. –Co jest? –Wpadłam do łazienki w której Piotrek wypluwał z siebie płuca tracąc oddech. Prawie rzuciłam telefonem w Przemka on miał chłodniejszą głowę niż ja.
-Oddychaj, spokojnie- trzymałam blondyna za ramiona i gładziłam po plecach. –Spokojnie- powtarzałam. –Łapał hausty powietrza między napadami kaszlu. Było widać, ze ma problemy z oddychaniem.
-Damy radę- Tomek klęczał na wprost niego i mówił spokojnie. –Luz, pogotowie jest w drodze, ty tylko nie trać głowy. Wiem, ze boli, ale poradzisz sobie. –Miałam łzy w oczach obserwując tą mękę którą przechodził. Zanosił się kaszlem po czym miał odruchy wymiotne i telepały nim dreszcze. Nie bardzo miał czego pozbywać się z żołądka, więc tylko nim rzucało. Wykaszliwał za to z płuc obrzydliwa maź litrami. Zarzuciłam mu na ramiona szlafrok i podrzuciłam pod kolana złożony ręcznik. Trzymałam go cały czas we względnie pionowej pozycji choć gdyby mógł protestować pewnie nie bardzo miałby ochotę na widownie w takiej sytuacji. Syrenę usłyszeliśmy trochę ponad dziesięć minut od telefonu, w łazience sanitariusz pojawił się niespełna dwadzieścia minut od zgłoszenia. Podali mu jakieś leki dożylnie. Powoli się uspokajał, był cały spocony i wyczerpany. Tomek bawił się z sanitariuszami w formalności, Przemek szukał ciuchów na przebranie dla Piotrka a my we dwoje siedzieliśmy na ręcznikach w łazience ja oparta o ścianę, on o mnie jeszcze lekko pokasłując. Obserwował nas sanitariusz. Tuliłam Piotrka i szeptałam jakieś głupoty o tym, ze dał radę i świetnie mu poszło o ile nie uduszenie się można nazwać sukcesem. Wtedy wydawało mi się ważne mówienie do niego. Choć nie byłam pewna na ile jest świadomy po tym wycieńczającym maratonie, skoro ja byłam wymęczona, to jaki musiał być on?
-Dobrze by było gdyby się wykąpał i położył do świeżego łóżka, wysmarujcie go maścią rozgrzewającą, ubierzcie ciepło i zaparzajcie.  –Tłumaczył jeszcze sanitariusz a ja moczyłam już mały ręcznik w ciepłej wodzie w umywalce nad naszymi głowami, żeby wytrzeć mu buzię. Chciało mi się płakać, nie byłam gotowa na aż taką akcję. Spodziewałam się, że co najwyżej będzie w nocy kaszlał to dam mu syrop i pogłaszczę po głowie aż zaśnie, ale to przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Przemek z Tomkiem podnieśli Piotrka na nogi i rozebrali z dresu, ja zmieniłam pościel a mój mąż pomógł Blondynowi wziąć prysznic. Posadziliśmy go na łóżku, ja włożyłam zupełnie bezwolnemu przyjacielowi skarpetki i spodnie do kolan a Tomek w tym czasie smarował go maścią rozgrzewającą.
-Zalejesz termofor? Wstawiłam wodę- spojrzałam na Przemka. Kiwnął tylko głową idąc do kuchni.
-Idź spać, ja jadę na jedenastą, ty musisz wcześnie wstać. –Tomek zakrył Piotrka kołdrą i spojrzał na mnie.
-Śpij spokojnie- pocałowałam blondyna w policzek i poszłam do sypialni a mój mąż położył się po drugiej stronie łóżka z czytnikiem w dłoni. Wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam pod koc.

Rozbudził mnie budzik o piątej. Mruknęłam włączając dziesięciominutową drzemkę. Trzy razy. Wstałam wreszcie szybko się ogarnęłam i zajrzałam do salonu. Tomek spał z otwartą buzią i przygarniał do siebie Piotrka. Jak można było stworzyć taką przyjaźń. Wszyscy moi faceci byli niesamowici, mogłabym na nich patrzeć w nieskończoność. Blondyn miał otwartą buzię i oddychał dość ciężko, ale wyglądał jakby spał spokojnie. Nie chciałam ich budzić. Więc zamiast wpuszczać Arka i robić sobie śniadanie, włożyłam oficerki i poczekałam w przedpokoju na ławeczce aż zadzwoni. Wysłałam mu wcześniej esa, żeby kontaktował się na telefon zamiast domofonu.

-Impreza?- Spytał czekając na mnie pod drzwiami.
-Aż tak widać?
-Wyglądasz na zmęczoną. –Wyjaśniłam mu więc sytuację i podziękowałam sama sobie, że mam w pracy awaryjną kosmetyczkę, żeby się pomalować dokładniej. Związałam włosy w supeł i otworzyłam puszkę coli, wypiłam całą dużymi łykami stojąc na chodniku przed domem. Miałam mocno absorbujące przedpołudnie, o dwunastej usiadłam po raz pierwszy żeby zrobić grafik. Dłubałam w Excelu bo wiedziałam, że jutro mamy sporą imprezę i będzie jeszcze więcej roboty. Oczy same mi się zmykały. Karolina i Konrad siedzieli z Piotrkiem więc był bezpieczny a ja mogłam mieć wolną głowę od zmartwień, no wiadomo nie miałam ale wiedziałam, że dadzą znać jakby coś się działo.
-Zjedz coś- Magda zostawiła mi jabłko na biurku.
-Nie truj dupy. Zrób kawę- poprosiłam robiąc piękne oczy.
-Zjedz coś- za jej pleców wyłonił się Arek. Wzięłam jabłko i wgryzłam się z nie obdarzając do spojrzeniem w stylu „daj mi spokój idę na kompromis”.
-Mówiłam, że jesteśmy sobie przeznaczeni- Magda przeszła do ataku a ja wskazałam im drzwi.
-Weź daj sobie już siana i wyjdź jak szefowa cię prosi- otworzył jej drzwi i patrzył wyczekująco. Wyszła a on usiadł obok mnie. –Musisz coś jeść chociaż skoro masz takie eksploatujący dzień, nie możesz sobie teraz pozwalać na okresy słabości. Jak będziesz osłabiona to trudniej będzie ci być czujną. –Siedział i patrzył mi prosto w oczy. –Nie pozwól mu wygrać, żołnierz jest zawsze na posterunku. Nie mdleje jak osłabiona baba- uśmiechnął się wyciągając rękę w moją stronę i gładząc mnie szybko po włosach. –Kumasz?- Wstał jakby zażenowany swoim działaniem. –Poproszę kuchnię, żeby zrobili ci cos lekkiego co lubisz.
-Dziękuję- byłam wdzięczna za spokojne mentorowanie zamiast ślepego wpychania jedzenia. Kumałam czemu tata wysłał do mnie akurat Arka. Nie zawsze był w stu procentach profesjonalny, ale był opiekuńczy i łagodny a przy okazji wyszkolony naprawdę dobrze. –Wybrałam numer taty.
-Wszystko dobrze?- Odebrał po pierwszy sygnale.
-Tak, chciałam tylko podziękować, że wybrałeś Arka.
-Kochanie, teraz dopiero mnie martwisz, to już druga rozklejka w ciągu tych paru dni. –Brzmiał na zatroskanego.
-Przepraszam, chyba mam ciężki dzień. No i chętnie bym już rozwiązała tą sprawę. Nie mogę się jakoś zakraść do niego i pobić, nikt nie musi wiedzieć, że to ja.
-Kochanie, to bycie bandytą. My tak nie robimy. Nie tak cię wychowałem, nie można krzywdzić ludzi.
-Najgorzej- mruknęłam trochę się rozchmurzając. –Szkoda- zaśmiał się po drugiej stronie.
-Już ci lepiej? Powiesz mi co zrobił Arek, że cię naszło?
-To dobry facet, dobrze, że dałeś mu szansę, wykorzystuje ją. Jest idealny dla takich buntowniczych przypadków jak ja i zachowuje pogodę ducha.
-Wiedziałem, że się dogadacie, on też jest łobuzem. Czasem widzę jak na treningu walczy ze sobą żeby kogoś nie zaczepić.
-Darek musimy iść, serio, nie mamy więcej czasu. –Mirek brzmiał na podirytowanego.
-Nie masz czasu?
-Taka tam praca, strzelali do jednego z naszych podopiecznych. Nasi ludzie tam są dadzą radę. –Wytłumaczył mi spokojnie, choć teraz wyraźniej rozmaiłam skąd te dziwne dźwięki. Byli w trakcie jakiejś akcji i na pewno nie powinni rozmawiać przez telefon.
-Watrin!
-Pa Kochanie- rzucił tylko i się rozłączył. Codzienność mojego ojca.

                Wyszliśmy z restauracji koło piętnastej po próbki materiałów do zaprzyjaźnionego sklepu. Zapięłam płaszcz pod szyję i włożyłam czapkę. Arek szedł jak zawsze dość blisko. Gdy przeciskaliśmy się tłumem turystów, albo po prostu mieszkańców idących na imprezę. Tak „tańczył” ze mną w tłumie żeby być pewnym, że nikt mnie nie dotknie. Nawet to lubiłam, było w tym coś przyjemnego, że tak mnie uważnie prowadził, czasem przechodził z prawej na lewą stronę, a czasem to mi pokazywał w którą stronę mam się odwrócić. Dzisiaj jednak prawie szarpnął mną gdy po raz kolejny zamienialiśmy się miejscami i otulił mnie ramionami. Po chodniku wzdłuż którego szliśmy szedł człowiek przez którego cały ten taniec odstawialiśmy i przyglądał nam się.  Dziękowałam bogu, że włożyłam moje okulary przed wyjściem. Uruchomiłam je zakładając włosy za ucho i nagrywałam od tej pory wszystko. Arek szedł do niego bokiem i nie nawiązywał żadnych kontaktów, facet szedł równolegle do nas, czasem był bliżej, czasem dalej w zależności o idących z na przeciwka ludzi.
-Dobry wieczór- uśmiechnęłam się do niego wychylając się z za Arka.
-Dobry wieczór Pani Hartman. -Zrobił kilka kroków w naszą stronę. Mój ochroniarz już nie miał zamiaru mnie puścić, był jak ściana bezpieczeństwa między nami przyciskał mnie jedną ręką do swojego boku a drugą miał wolną na wszelki wypadek. Ja też miałam kastet w kieszeni płaszcza.
-Myślę, że mógłby się Pan wreszcie przedstawić. Poświęca mi Pan tyle czasu a ja nie znam Pańskiego nazwiska.
-Jan Grórecki- wystawił dłoń w moją stronę.
-Nelly Hartman- uścisnęłam ją.
-Nie przerwanie z ochroną? Czy ja wyglądam na bandziora?
-Nie chodzi o to na kogo Pan wygląda- zapewniłam. –To zupełnie inna sprawa. TO kwestia tego do czego jest Pan zdolny.
-Widziała Pani?
-Nie, mąż mnie ostrzegł, nie ma powodów dla których miałabym oglądać wyniki domowej przemocy. Nigdy nie rozumiałam zwykłych bandziorów, znęcających się nad własnymi żonami, nie umiejących poradzić sobie z życiem. Taka jest smutna prawda, na koniec dnia zostaje pan tylko zwykłym brutalem a nie wirtuozem psychologicznej gry w jaką chce Pan grać. Ja wysiadam, nie bawię się. –Przyspieszyłam kroku a Arek za mną. Szedł jednak za nami i nie ustępował. Odebraliśmy próbki a on stał pod sklepem patrząc na mnie uważnie.
-Nie rozmawiaj z nim więcej. Podoba mu się to za bardzo- upomniał mnie Arek. –Nie chcesz się z takim bawić. Uwierz mi. Twój ojciec się wścieknie. Prowokujesz go. On widzi w tobie wyzwanie. A najgorzej będzie jak go podniecasz.
-Co?
-To psychol, chcesz mieć zakochanego w nieustraszonej psychola? Będzie testował twoje granice.

-Dostosuje się. –Zapewniłam i obserwowana ruszyłam stronę powrotną. Cały czas obserwowana. Coraz mniej uważał, może Arek miał rację, może faktycznie przeginałam i byłam wyzwaniem któremu chciał udowodnić że je pokona. 

27 stycznia 2015

#227

Arek podrzucił mnie do Piotrka z samego rana, tak jak przewidziałam blondyn porządnie się przeziębił w pracy i teraz wyglądał jak siedem nieszczęść. Kupiłam więc po drodze włoszczyznę i kurczaka z zamiarem zrobienia mu rosołu. On kimał w salonie przy aneksie kuchennym, zasnął zaraz po tym jak dałam mu wszystkie leki a ja opalałam cebulkę gdy rozdzwonił się jego telefon.
-Słucham?- Odezwałam się poznając Kubę na wyświetlaczu.
-Nel?
-Nie zboczone sexualne hetero usługi, w czym mogę pomóc? Zaspokoiłam potrzeby Pana Piotra teraz gotuję- dodałam zgodnie z prawdą.
-Głupek- śmiał się Buba- jak on się czuje?
-Prawie nie może mówić, ma gorączkę i słabo wygląda.
-Cholera.
-Nie martw się, -znów wróciłam do kuchenki- wstawię rosół, zmienię pościel na górze i położę się z nim i będę go przytulać.
-Masz wolne?
-Tak.
-Super. Przypilnujesz go?
-Co to za głupie pytania? Jasne. Tomek też dziś wcześniej kończy i zaproponował mi, że zrobi zakupy z Kasjanem. Pojechali we trzech z Przemkiem, bo Karolina powiedziała Kasjanowi, że jak nie zrobi zakupów, to ciasta nie będzie. Brunet ma motywację. Ja mam w związku z tym mniej obowiązków, chłopaki kupią też wszystko Piotrkowi, mam nadzieję, że będą zjadliwe te rzeczy.
-Brzmi super. Dzięki.
-Nie martw się, nie pozwolimy mu cierpieć w samotności.
-Kuba?- Wybełkotał Piotrek podnosząc się z sofy.
-Wstał dam ci go, tylko go długo nie męcz. –Podałam telefon blondynowi i patrzyłam jak dławi się odpowiadając monosylabami.

Zmieniłam w sypialni pościel na świeżą i przeniosłam do niej Piotrka. Rozłożyłam się po Kubowej stronie łóżka z laptopem i miałam zamiar obejrzeć film na słuchawkach, ale blondyn dostał atak kaszlu. Dusił się dobre dziesięć minut nim syrop zaczął działać i wykrztusił z siebie tyle mazi że żal było patrzeć jak się męczy. Na koniec rozwałkowany podpełznął do mnie, żeby się przytulić. Objęłam go i odpaliłam sobie film, bo jemu zamykały się już oczy kręcił się jednak, jakby nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Wyjęłam jedną słuchawkę i spytałam:
-Wszystko dobrze?- Podniósł głowę i kaszlnął.
-Nie przywykłem do cycków- wymamrotał niewyraźnie, roześmiałam się głośno przytulając go mocniej.
-Przepraszam, że nie mam fajniejszej klaty.
-Trudno- mruknął.

-Żałosne to było- Przemek wszedł pierwszy i przewrócił oczami.
-Żona- Tomek ucałował mnie przelotnie po wejściu a za nim wszedł Kasjan, na ramię miał zarzucony zwinięty sznur.
-Hej- też mnie cmoknął i postawił zakupy na blacie. –Co z nim?
-Beznadziejnie.
-Do dupy mówisz?- Roześmiali się razem.
-Debile. Śpi, ale jest w masakrycznym stanie.
-Może go zabrać do nas?- Spytał Tomek.
-Też tak myślałam, w domu przynajmniej ktoś jest, jak się będzie w nocy dusił. Mało płuc nie wypluł przed godziną.
-No to zabieramy te psie zwłoki. –Kasjan z Tomkiem weszli na górę do sypialni a ja z Przemkiem usiadłam w salonie.
-Oni są po prostu głupi we dwójkę- pokręcił głową szatyn. –Ja nie wiem, naucz ich robić zakupy.
-No dawaj- ponagliłam rozochocona bo wstęp był obiecujący.
-Pierwsze co zrobili to poszli na elektronikę, pół godziny bawili się głośnikami tymi co można sparować z komórką. Sparowali telefon Kasjana i jak ktoś przechodził to puszczali Ahmeda z tym całym „i kill you” szczali po kostkach jak gimnazjalistki przed szkolną dyskoteką. Później Hartman zaczął mentorować przy herbacie, kupił jakąś „Romeo i Julia” z tekstem „też weź, żony się na to łapią”- Walnęłam się w czoło słuchając o głupocie mojego męża. –Musiałem mu tłumaczyć jaką zieloną herbatę pijesz, kurwa, on nawet nie wie jaka herbata jest w domu, nie wie co sam pije. –Bulwersował się mój przyjaciel. –Masło wybrał w czarnym opakowaniu bo fajne, a że jakieś kozie czy inne gówno to już bez różnicy. Z Kasjanem pół godziny kłócili się co to jest serek homogenizowany i dlaczego Danio nie jest. Uwaga, nie jest dlatego, że była z Danio reklama, że jest robione z twarogu, więc to twaróg a nie homogenizowany. Musiałem im powiedzieć, ze na etykiecie jest napisane. Później musiałem im powiedzieć, że fasola czerwona występuje raczej w większości w puszce i że znajdą ją na przetworach a nie na warzywach. No żal, żal, żal. Nie wiem nawet co powiedzieć.
-Aż tak źle- byłam zaskoczona.
-To wy ich tak nauczyłyście, że robicie zakupy same, albo z nimi. Nawet nie wiedzą skąd wziąć wędlinę w plastrach taką zawijaną z papier a nie w gotowych opakowaniach.
-W papier?- Sama nie kumałam.
-Na działach mięsnych, albo w sklepach zawijają wędlinę a papier. –Roześmiałam się z braku lepszej reakcji. Kasjan z Tomkiem szukający wędliny spakowanej w papier na dziale samoobsługowym. Mało się nie posikałam. –A i skroili chyba dziesięć chlebów dla zabawy, bo była maszynka.
-Czad- rozpłakałam się.
 -Ale nauczyłem ich jak wybierać tampony przynajmniej- dołączył się brunet schodząc z góry. –Niech ci opowie w domu barany. –Skwitował poprawiając sznur który nurtowal mnie już od wejścia.
-No spytaj- roześmiał się.
-Po co ci ten sznur- lustrował mnie badawczo, więc starałam się nic po sobie nie pokazać. 
-Właśnie.- dołączył się Piotrek. Mi przez głowę przemknęła już związana Karolina, co chyba nie umknęło brunetowi bo uśmiechnął się szeroko.
-Widziałeś jakieś nie gejowskie porno?- Zagadnął Piotrka zachwycony, że rozmawiamy na ten temat.
-W gejowskim porno też się czasem wiążą, ale odpowiedź na twoje pytanie brzmi: tak. –Uśmiechnął się mino tego, że był zmarnowany.
-Chyba nie chcesz rzucić Kuby, to mój przyjaciel- dla jaj Kasjan złapał go za bluzę i warczał.
-Pewnie nie, ale pamiętaj, że Kuby od paru dni nie ma, i jak będziesz koło niego tak blisko- klepnęłam bruneta, żeby go puścił. –Zostaw go, bo ledwo na nogach stoi. -Tomek podał mu adidasy, więc usiadł na sofie i zaczął je wkładać. Nie obyło się bez ataku kaszlu.
-Nie powiedziałeś, jeszcze mi i Piotrkowi, po co ten sznur- patrzyłam wyczekująco na bruneta.
-Paweł chce zrobić małemu huśtawkę, kupiłem mu bo dziś się wymieniamy w pracy to będzie miał gotowe, podobno siedzisko już ma, ale te mroczne podejrzenia w stylu Greya, tobie wyjątkowo się spodobały- przyciągnął mnie do siebie po zamknięciu drzwi mieszkania. Musiałam wyjątkowo poczerwienieć bo miał ogromną radochę.

Wieczorem byliśmy umówieni z mamą, więc śpiący Piotrek został w domu z Przemkiem, który dłubał jakiś projekt a my wyskoczyliśmy z Wiktorem do kancelarii, zabrać papiery i podjechaliśmy pod dom jakieś dwadzieścia minut za wcześnie.
-Co to za samochód?- Spytałam Tomka, widząc nieznajome mi auto.
-Sam chciałbym wiedzieć- też był zdezorientowany. Wiktor otworzył mi drzwi gdy Tomek wybierał numer mamy. Dyskutowali chwilę i Tomek po rozłączeniu się stwierdził:
-To nowy samochód Zbyszka. – Znaliśmy go już wcześniej, mama pracowała z nim gdy jeszcze przyjmowała regularnie projekty z biura. Facet był uprzejmy. Staliśmy chwilę gdy wyłonili się we dwójkę na końcu uliczki. Mama wyglądała świetnie i niosła kwiaty w ręku. Rozmawiali o czymś żywo i wyglądali na rozbawionych. Dopiero gdy Zbyszek zwrócił na nas uwagę przygasł odrobinę i chyba ciut się spiął.
-Cześć dzieciaki, Panie Wiktorze- mama uśmiechnęła się szeroko.
-Dzień dobry- uśmiechnęłam się szeroko do Zbyszka. Był facetem średniego wzrostu z niedużym brzuszkiem, miał brązowe włosy delikatnie przetykane siwizną i bystre mocno niebieskie oczy.
-Witaj Nel- ucałował mnie w rękę. –Tomek -podał rękę mojemu mężowi. –Pana nie znam Panie Wiktorze.
-Nie ma Pan w związku z tym czego żałować, ja tylko pracuje. –Odpowiedział oficjalnie Wiktor.
-Ok.- Zbyszek zmieszał się odrobinę.
-Wiktor to prezent od taty, mamy trochę spięć z gangsterami, pilnuje żeby nikt nas nie zaczepiał- wyjaśniłam z przekornym uśmiechem. –Niech mu Pan wybaczy oficjalny ton, gdyby była możliwość chciałby być przezroczysty- spojrzałam na naszego ochroniarza, mogłabym przysiądź, że uśmiechnął się na sekundę.
-Ok., nie wnikam- zapewnił mężczyzna, był wyraźnie skrępowany.
-Poczekamy w domu mamo, chyba, że Pan Zbyszek z nami zostanie- Tomek ratował sytuację.
-Nie, nie dziękuję, ja mam jeszcze coś do załatwienia. –Zapewnił po czym znów uściskał rękę Tomka a moją pocałował gdy zdecydowaliśmy się wejść do środka.
-Wezmę kwiaty, wstawię do wody- zaproponowałam i odbierając bukiet od mamy weszłam z Tomkiem do środka. Wiktor odmeldował się, mieliśmy się zgłosić przed wyjściem.

-Łuchu! Najładniejsza laska w mieście!- Zareagowałam gdy mama weszła do kuchni.
-Przestań mały draniu- zarumieniła się odrobinę. –Myślałam, że zdążę przed wami. Byliście zaskakująco mili. Z Wojtkiem nie było tak łatwo. –Odłożyła telefon na stół i zdjęła płaszcz, który odebrał od niej Tomek.
-Wojtek to tylko zabawa, wie że go lubię, po prostu się przekomarzamy. Nie będę się wtrącać, a Zbyszek jest mi na razie zupełnie obcy. Ty wydajesz się zadowolona mamo, to najważniejsze.
-Było fajnie.
-Mamo, to nie jest dla mnie zaskoczenie, ale czemu teraz dwóch na raz- Tomek wskazał na dwa wazony stojące na stole. Drugie kwiaty były od Wojtka, który zostawił je tu przed wyjazdem.
-Też nie wiem, nie zamykam się po prostu na różne opcje, byliśmy czysto koleżeńsko na kawie.
-No Zbyszek to chyba ma nadzieję- stwierdziłam. –Skoro nie rozmiecie dlaczego ja wam wyjaśnię. –Wyjmowałam filiżanki z szafki żeby zrobić herbatę. –Spotkanie z Wojtkiem uruchomiło lawinę adoratorów, bo mama pokazała się z kimś już nie jako wdowa, ale gotowa na nowe doznania wolna, atrakcyjna babka. Można z nią randkować, jest niesamowita, w tym wieku mało jest samotnych mądrych kobiet. Stąd ten drugi i niech mnie piorun strzeli jeśli nie mam racji, że będą następni. Bo będą na pewno.
-Tak myślisz?- Tomek nie był przekonany.
-Pewnie, spójrz tylko na nią- wskazałam mamę- wygląda jak milion dolarów. Jest piękna. Nie ma nikogo już od dawna.
-Tęsknię za nim wiesz? –Odezwała się nagle mama. –To wszystko fajne i przyjemne, być znów zauważaną w inny sposób niż jako smutna wdowa i móc się bawić. Z Wojtkiem na weselu było sympatycznie, ze Zbyszkiem też fajnie, ale Adama nikt nie zastąpi, z nim byłabym najszczęśliwsza.
-Mamo, mamo, mamo- Tomek przytulił ją bo wzruszyła się.
-Tylko on potrafił do mnie trafić z tymi głupimi komplementami, wierzyłam mu jak mówił, że oczy mi błyszczą jak gwiazdy i wszystkie te głupoty, teraz już nikomu nie wierzę.
-Mamo, jesteś mądrzejsza. Tata karmił cię takimi rzeczami bo byłaś jego dziewczyną, jak poznaliście się byłaś z nim zakochana i te słowa były wspaniałe a teraz nowa osoba nie brzmi już tak wiarygodnie bo budzi wspomnienia. Nie jesteś już zakochaną studentką jak przy tacie, on miał łatwiej. –Tulił ją i tłumaczył. –Nie szukaj tego samego, spotykaj się z facetami a jak z którymś będziesz się wyjątkowo dobrze bawić to korzystaj z tego i nie spiesz się. Nie masz żadnych zobowiązań, możesz się bawić. Tata niemiałby nic przeciwko.

-Jak dobrze, ze jesteście- stała wtulona w mojego męża i oddychała głęboko, chyba trawiąc jego słowa. 


****

Prawie cztery i pól tysiąca wyświetleń w trzy dni? Wow! Dziękuję :* Chętnie dowiem się jak wasze wrażenia :D 

26 stycznia 2015

#226

Z rana byłam umówiona z Mateuszem i Kamilem. Spotkaliśmy się na kawie i plotach, miło było powspominać stare czasy i spotkać ludzi którzy trzymali mnie za rękę w trakcie trudnych dla mnie lat ogólniaka. Zawsze będę miała dla nich za to sentyment. Opowiadałam im akurat o jakichś głupotach gdy podeszła do nas urocza blondynka.
-No cześć- przywarła do ust Kamila jak glonojad i zamruczała wpychając mu język do gardła. Mogła mieć jakieś dziewiętnaście, może dwadzieścia lat i była odstawiona jakby miała zamiar komuś zaimponować. Kozaki na szpilce, skórzane legginsy i bluzka z wielkim dekoltem. Wymieniliśmy się z Mateuszem spojrzeniami i już wiedziałam, ze on też nie jest jej wielkim fanem. –Nie było cie tak długo- zrobiła smutną minę siadając i upijając jego kawę. –Tęsknię za tobą.
-Cześć Gośka- odezwał się Mateusz a ja zawzięcie milczałam odwracając głowę w drugą stronę, bo uważam że jak ktoś dochodzi do towarzystwa to powinien się przedstawić, tym bardziej jak jest młodszy. Parsknięcie Mata upewniło mnie w tym, że zauważyli moje zachowanie.
-Kotku długo ci tu zejdzie?- Jęczała klejąc się do niego.
-Myślę, że całkiem sporo. Nie chcesz skoczyć na jakieś zakupy czy coś? U góry jest chyba solarium, jeśli się nie mylę.
-No coś ty od dawna nie ma, byłam jeszcze mała, ze trzy lata temu zamknęli- opowiadała przewracając oczami i gestykulując dużo i zamaszyście.
-Nie przedstawiłaś się nawet- delikatnie zganił ją Kamil.
-Ja nie jestem nowa- zagibała się na boki jak alg morski.
-Nie szkodzi Kamil- zapewniłam kumpla. –Jak widać, żadna z nas nie jest zainteresowana drugą. –Uśmiechnęłam się radośnie i podgryzłam ciasto które kupiliśmy z Laluchą na spółkę.
-A kim ty niby jesteś zainteresowana- Kręciła głową i gestykulowała jak Snookie miałam ochotę parsknąć śmiechem gdy położyła mojemu kumplowi rękę na udzie trochę zbyt wysoko. Jakbym miała paść zaraz przed nim na kolanach i dobrać się do rozporka.
-Moim mężem, wyłącznie. –Zapewniłam ją ale roześmiałam się mimo wszystko.
-To dobrze, bo jak będziesz się kręcić koło mojego faceta to ci oczy wydrapie- cmokała z kaczą buźką.
-Serio, to nie jest konieczne, sama nie chciałaś przyjść, nie obrażaj moich znajomych. Nela była dla mnie zawsze dobrym przyjacielem. –Kamil chyba nie wytrzymał. Chociaż do tej pory był oazą spokoju.
-Kotku ja po prostu sprawiam, że sprawy są jasne- znów go pocałowała tak sugestywnie, ze woleliśmy z Mateuszem patrzeć sobie w oczy niż na nich. Bawiliśmy się chyba zbyt dobrze kosztem kumpla.
-Tak zawsze sprawiasz, że sprawy są jasne. Tylko z Nelą bym tego nie próbował, bo ona ci tak sprawy rozjaśni, że jaskry dostaniesz- odezwał się wreszcie Matt.
-Przepraszam- odebrałam telefon od męża. –Tak Kochanie?
-Jak się bawisz?- Sapał do słuchawki. Był umówiony z Michałem, stwierdził, że chce się trochę spocić więc umówili się w firmie, żeby się pogimnastykować.
-Wspaniale, tak dawno nie widziałam chłopaków, wiesz, że ich Kocham. A ty jak się bawisz?
-Też Kocham Michała. –Śmiał się głośno, był wyraźnie rozbawiony, uwielbiałam go takiego wesołego.
-Jak ręka?
-Staram się nie przeciążać.
-Dobrze, uważaj na siebie i baw się dobrze.
-Kocham Cię Żona- odezwał się a z sali usłyszałam „rzygam tęczą Hartman”
-Też Cię Kocham – rozłączyłam się i włożyłam telefon do torebki. Moi towarzysze właśnie się spierali między sobą. Najwięcej zamieszania robił co prawda Gosiaczek, a ja słuchałam jak kłócą się o moją godność. –Daj sobie siana Matt- położyłam mu dłoń na ramieniu. –Nie rusza mnie to. Kamil jest szczęśliwy, my też powinniśmy. Nie musimy jej kochać.
-No widzisz, zna swoje miejsce- znów zaczęła się dziwnie bujać na boki i machać rękoma. –Każda suka powinna znać swoje. –Tym razem to już przegięła.
-Posłuchaj mnie, wyjątkowo wykazuje się dojrzałością i nie obraziłam cię jeszcze ani razu. –Pochyliłam się w jej stronę. –Więc uszanuj to i albo daj nam spokojnie porozmawiać, albo spieprzaj stąd w podskokach, bo na kolejną wzmiankę o suce zareaguje tak jak powinnam i nawet Kamil ci nie pomoże. Możesz mnie nie znać, ale to nie znaczy, że możesz się tak zachowywać. Okaż odrobinę szacunku przyjaciołom swojego faceta, bo jak nie to my cię go nauczymy bardzo szybko i nie będzie to przyjemne. Wyraziłam się jasno? –Widziałam jak zaciska pięść trzymając rękę na swoim udzie. –Spróbuj użyć tej ręki, to nie będziesz w stanie już nigdy nic nią zrobić. Złamię Ci ją w każdym stawie jak spróbujesz się zamachnąć. –Opadłam znów na oparcie sofy i wzięłam łyka kawy. Później znów się schyliłam i podgryzłam nasze ciasto a to wszystko w milczeniu. –No to wracając do ślubu Kasjana- zaczęłam znów opowiadać to o czym mówiłam wcześniej. Gośka macała cały czas Kamila i jęczała mu do ucha co jakiś czas, ale w większości nie przeszkadzała nam w rozmowie.
-Chyba jednak skoczę na te zakupy, chcesz iść ze mną?- Podniosła się.
-Nie, ja jeszcze zostanę, ale ty baw się dobrze- wstał i przyciągnął ją do siebie.
-Tak bardzo cię Kocham- powiesiła się mu na szyi i pocałowała przywierając do niego całym ciałem. 
-Wiem- uśmiechnął się i jeszcze raz musnął jej usta.
-Na razie- rzuciła do nas i poszła bujając biodrami jakby grała w teledysku Beyonce.
-Pa!- Odezwaliśmy się Mateuszem na raz.
-Przepraszam- Kamil wyglądał na skruszonego- byłem pewien, że nie przyjdzie.
-Dziwi mnie tylko, że nie wspomniałeś, że istnieje.
-Sam jeszcze nie wiem czy istnieje. Nie jest taka zła. Lubię ją. –Brzmiał jakby się tłumaczył. –Mama nie jest zachwycona.- Przewrócił oczami a Mateusz zawył ze śmiechu.
-Ciekawe czemu, bo nie włożyła stanika jak do niej szła i miała dekolt do pępka i była tak pijana, że zarzygała jej wycieraczkę? –Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać z tej opowieści, rżeliśmy z Mattem jak wariaci.
-Nie rozumiem czemu- spojrzałam na Kamila który też już pękał. –Powinna ją zameldować i przedstawić proboszczowi od razu. –Płakałam ze śmiechu.
-Ma też wstręt do bielizny połączonej ze spódniczkami. –Z tego akurat Kamil był dumny.
-Czy ty jesteś z nią szczęśliwy?
-Może jeszcze dorośnie- wzruszył ramionami- potrafi być urocza. Na swój sposób to śmieszne, że tak mnie broni. –Był ciut zmieszany gdy mierzyliśmy go z Mattem spojrzeniami.
-Obiecaj mi tylko, że nie będzie cię wodzić za nos jak jakiegoś gówniarza, dobra? Chcesz taką energetyczną dziewczynę super, ale nie daj się nagiąć na jej styl bycia. Bo nie chciałabym stracić dobrego kumpla na rzecz tej Gosi. –Jesteś fajnym facetem, nie daj się zmanipulować. Ok.?
-Okay. Flirtujesz ze mną?- Uśmiechnął się.
-Byliśmy na tym w kinie, tak go zasmarkała i wyła tak teatralnie- Mateusz walnął się otwartą ręką w czoło.
-Śmiesznie było- wzruszył ramionami Kamil, wyraźnie miał do niej sentyment.
-Najważniejsze, że ty jesteś szczęśliwy- znów go zapewniłam, bo miałam wrażenie, że czuje się w obowiązku, tłumaczyć się nam ze swojego wyboru.

Fajnie było znów być wolną. Biegałam sama po mieście i jeździłam komunikacją miejską bez żadnej ochrony. Miałam z tego dużą frajdę. Do czasu co prawda. Bo spotkałam w tramwaju Wiewiórę z Maćkiem, myślałam, że nie będę już musiała tej dwójki oglądać do końca swojego wspaniałego życia, a jednak. Usiadłam obok nich w tramwaju przez zupełny przypadek. Miałam ochotę zdetonować bombę pułapkę i zginąć. Niestety nie miałam takiej na stanie, z broni tylko kastet.
-Co ty tu robisz?- Maciek natychmiast mnie zauważył, choć miałam nadzieję, że jak odwrócę się w drugą stronę to mnie nie zauważy.
-Jadę do męża, a ty?
-Masz męża? Nic na fejsie nie było- Wiewióra dołączyła zaskoczona.
-Bo ja mam fejsa tylko po to żeby kontaktować się z ludźmi, nie wrzucam tam nic. Od jakiegoś czasu jesteśmy z Tomkiem małżeństwem- podniosłam rękę z obrączką. –A co u was? –Odbiłam piłeczkę tylko po to, żeby przetrwać te pięć przystanków, żałowałam, ze nie poszłam do biura na pieszo.
-No wiesz, my też bierzemy ślub latem- Wiewióra była dumna, Maciek podobał jej się od zawsze.
-Super, gratuluję- wyszczerzyłam się. –Jak przygotowania? –To było idealne pytanie do panny młodej. Paplała tak długo, ze mogłam tylko kiwać głową a na swoim przystanku życzyłam im powodzenia i wybiegłam jak oparzona.

-Witam Nelly Hartman, do Darka Watrina- schyliłam się do okienka przy wejściu.
-Mam na liście tylko Nelly Watrin.
-Jeden pies, Watrin jest panieńskie. –Przewróciłam oczami i wygrzebałam legitymację z panieńskim nazwiskiem i dowód z nowym.
-Dzień dobry Pani Hartman, zapraszam- drzwi zabrzęczały i weszłam do biura.
-Hartman!- Zagrzmiał na mnie Wojtek zaraz po tym jak przekroczyłam próg.
-Pułkowniku- uśmiechnęłam się na jego widok. Podeszłam do niego i ucałowałam go na powitanie. –Miło cię widzieć. –Wiedziałam, że pracownicy ojca nas obserwują. Byli zainteresowani, bo rzadko tu bywałam, a to zawsze jakaś ciekawostka. –Co słychać?
-A co u twojej teściowej- odbił piłeczkę i uśmiechnął się.
-Świetnie, spotyka się z jakimś Zbyszkiem. – Byłam dumna, że miałam coś żeby go ukąsić. Nie spotykała się co prawda jeszcze, ale wiedziałam, że zapraszał ją już na kawę.
-Tak coś mi się o uszy obiło, mówiła coś.
-W sumie fajny facet, też byłby mi trudno wybrać. Na pewno jesteś przystojniejszy- zapewniłam go, żeby nie być do końca okrutną. –Może oczy ma ładniejsze niż ty. –Znałam pana Zbyszka, mama pracowała z nim wcześniej.
-Facet ma być facet a nie mieć ładne oczy- stwierdził obejmując mnie i prowadząc do gabinetu ojca.
-Tam się nie wybieram- uśmiechnęłam się stając w miejscu. –Idę tam- wskazałam miejsce w którym zawsze łatwo było znaleźć Rafała.
-Tam jest mój syn, chcesz tam iść?
-Cześć tato!- Ruszyłam jednak do gabinetu ojca a Wojtek się roześmiał.
-No cześć- ucałował mnie i przytulił. –Jak kumple?
-Kamil ma jakąś królisię, bała się, że może ostrze sobie na niego zęby- przewróciłam oczami.
-Dobrze się bawiłaś?
-Świetnie, przeszkadzam?
-Trochę, dasz mi godzinkę? Muszę popracować.
-Jasne tato.  Wskoczę tylko w dres- zmieniłam szybko spodnie i wyszłam żeby podejść na salę. Przy schodach do piwnicy wpadłam na jakiegoś faceta.
-Przepraszam- podniosłam szybko ręce, żeby go nie dotykać, ale on trzymał mnie w pasie przyglądając mi się.
-Nie ma za co, znamy się?
-Nie, a co chcesz się poznać. –Wiedziałam, że tata patrzy. Specjalnie podpuszczałam faceta. –Bo wiesz wolałabym, żebyś mnie puścił, mam męża.
-Komu to przeszkadza- wyszczerzył się, był nawet przystojny. –Co tu robisz? –Już słyszałam za sobą głośne kroki ojca.
-Wpadłam do taty.
-Tak?- Uśmiechał się jakbym żartowała. –A który to twój tata?
-Ja- wyrósł za mną uroczy Darek z miną mordercy.
-To co ja skoczę na tą salę tatuś- musnęłam jego policzek a facet miał strach wymalowany na twarzy. –Pan był bardzo miły- zapewniłam go.
-Szefie… -zaczął ale urwał bo tata nie tracił z nim kontaktu wzrokowego.
-Milcz i nie dotykaj mojej córki. –Oznajmił grobowym tonem. –A ty lepiej weź plakietkę- zawiesił mi na szyi identyfikator z napisem „córka szefa” i naszym wspólnym zdjęciem na którym miałam ze 3 lata.
-Hahahaha, jesteś genialny tato- znów go pocałowałam i pobiegłam na dół. –Kasprzycki- rzuciłam się Rafałowi na plecy.
-Hartman, jak twoja dupa. –Wyszczerzył się, niepotrzebnie wygadałam mu się przedwczoraj po pijaku.
-Lepiej niż twoja zaraz będzie. –Pogroziłam otwierając drzwi na salę. Tomek szarpał się w jednym rogu z Michałem, było jeszcze kilka par też tłukli się zawzięcie, ale ja zrobiłam furorę. Wiadomo laska.
-Fajny identyfikator- Raf był rozbawiony.
-Zanim go dostałam ktoś już padł ofiarą mojego ojca- wyszczerzyłam się, ale tylko na sekundę bo Rafał zaatakował jako pierwszy.

Leżeliśmy na macie ja na plecach, obejmując Rafała. Leżał na mnie plecami a ja miałam nogi owinięte wokół jego pasa a ręce zaciśnięte na szyi. Spałam głośno bo już mnie zmęczył. Miałabym już go, gdyby to było parę lat temu, ale skubany za dużo czasu ćwiczył z naszymi ojcami. Pobujał się trochę ze mną na boki jakby chciał mnie rozwałkować odwinął moją lewą nogę, przechylił się na prawo i podłożył sobie ją pod plecy, później przeturlał się po niej i już stał na czworaka a ja wisiałam na nim.
-Już poległaś- wysapał.
-Chyba ty, -gdy tylko zaczął się podnosić kopnęłam go pod kolanem i ugięły się pod nim nogi. Złapał mnie za kark obiema rękami więc ja zacisnęłam nogi wokół jego pasa, żeby mną nie rzucił do przodu.
-AŁA!- Wrzasnęłam bo uderzył mnie w żebra. Puściłam go i odskoczyłam na metr, żeby mnie nie złapał. –Będę miała ślady- wjechał mu nogą w tors. –Dupku! –Zwinął mnie na ziemi i wykręcił ręce. –No dobra dość, bo śmierdzę już. –Usiadłam po turecku na macie, a obok mnie Rafał. –Świetny jesteś.
-Ty też nie najgorsza.

-Nie przeszkadzajcie sobie- tata pozwolił swoim pracownikom wrócić do ćwiczeń i podszedł do nas.
-Pułkowniku- Rafał uśmiechnął się na jego widok.
-Pozwolisz teraz mi z nią poćwiczyć? Ostatnio częściej dzwoni do ciebie.
-Jestem przystojniejszy pułkowniku, znudziło ją małżeńskie życie- wzruszył ramionami i zadowolony z siebie poszedł w stronę drzwi. Nie mieliśmy z tatą dużo spokoju, żołnierze z ciekawości podchodzili patrzeć jak ćwiczymy.
-Dobrze, teraz przełóż rękę tutaj i mocno ściągnij w dół żebym ja musiał zgiąć swoją. Świetnie, a teraz uderz mnie w pachwinę. –Tłumaczył mi na spokojnie a ja powtarzałam to co kazał. –Skup się, nie gap się na niego. –Potrząsnął mną bo zagapiłam się na uśmiechającego się do mnie Tomka, stojącego w grupce pracowników taty. –Co zrobisz dalej jak jesteś taka mądra? –Zacisnął znów ramiona wokół mnie i złapał mnie za nadgarstki.
-Mam cię uderzyć?
-Jak umiesz- nabijał się ze mnie. Przywaliłam mu od razu z główki, nadepnęłam na stopę odwinęłam się i przywaliłam mu w szyję. Znów złapał mnie za ręce nim zdążyłam mu skopać tyłek. –Nieźle, jeszcze raz. Obserwujący nas faceci mieli niezły ubaw gdy usiłując zablokować ojca na macie usiłowałam go „udusić” nogami trzymając się jego ręki wygiętej w górę. Wyśmiał mnie i podniósł się ze mną na barana.
-Kochanie nie poniewieraj tatą –Tomek podał mi rękę i poczekał aż zeskoczę z ramion mojego ojca.
-Świetnie było tato- przylgnęłam do ojca. –Muszę częściej przyjeżdżać.

-Chodźcie do domu. 

25 stycznia 2015

Nowina

Po przyjeździe do rodziców wybraliśmy się na spacer. Wzięliśmy Agenta i ruszyliśmy do parku przechodząc obok przystanku na którym wysiadałam wracając ze szkoły. Szwędaliśmy się po błoniach i na pieszo wybraliśmy się pod akademik. Gdybym tylko miała jakąś wymówkę chętnie weszłabym tam i zajrzała do starych pokoi chłopaków, ale minęły już czasy, ze można było wkręcić się tam do jakichś znajomych studentów.
-Ładnie się nachodziliście- stwierdziła mama gdy wróciliśmy do domu. Szykowała się właśnie do wyjścia.
-Mamy sporo sentymentalnych miejsc- odpowiedział jej Tomek myjąc ręce pod kranem w kuchni.
-Co dzisiaj robicie?
-Rafał zaprasza na wieczór, pojedziecie z nami?- Spytałam.
-Nie dziękuję, ja jestem umówiona, a tata chyba pracuje do późna- wyjaśniła. –Jutro na spokojnie spędzimy wieczór razem.
-Myślisz mamo, że przydałaby się Oli dzisiaj pomoc? –Upewniłam się.
-Też pytałam, ale stwierdzała, że sobie poradzi. Myślę, że mama jej pomorze.
-No tak, mam już w głowie tak, że ona jest nasza, że zapomniałam o jej rodzicach. –Wyszczerzyłam się.

Kończyłam się malować, jechaliśmy do Rafała, ale nie byłam pewna czy nie spotkamy jakichś znajomych u niego, gdybym miała pewność włożyłabym dres.
-Jak ci idzie?- Mój mąż oparł się ramieniem o futrynę. Miał na sobie koszulkę i jeansy.
-Już kończę… -urwałam bo przyjrzałam mu się.
-No co? Nie tak?- Myślał, że mam obiekcje do jego stroju. Nie miałam, podobał mi się niesamowicie. Znów miał dwadzieścia lat. Nie mogłam się napatrzeć a on nie mógł się zamknąć. Uśmiechnęłam się gdy on ciągle paplał o jakimś stroju, jakby mnie to obchodziło. Nie rejestrowałam jego słów, macie tak czasem? Że ktoś coś mówi a dla was to tylko bla, bla, bla? Tak było w tym wypadku, z pomadką w ręku zrobiłam dwa kroki do przodu i zamknęłam oczył łapiąc go za ramię. Mój świat skurczył się jeszcze bardziej nie widziałam już zdezorientowanej miny, a on nareszcie się zamknął, pochylił się nade mną a ja… parsknęłam mu w usta i roześmiałam się głośno otwierając oczy.
-Jesteś smarkiem- pokręcił głową zabierając dłoń z mojego policzka.
-No i?- Złapałam szybko pędzelek i zaczęłam malować górną wargę.
-Zmówię taksówkę –klepnął mnie w tyłek i wyszedł.


-Jak tam kluseczko?- Uśmiechałam się do chrześnicy Którą Tomek trzymał w ramionach. Małej ziewało się po posiłku i zaczynała marudzić, ale Tomek jakoś ją uspokajał.
-Jesteście uroczy-mama pocałowała mój policzek mijając nas z miską pełną ziemniaków.
-Nela, Tomek siadajcie proszę- bratowa zaprosiła nas do stołu przy którym siedzieli już jej i moi rodzice. Marek przyniósł wino a pani Ala wycierała do niego kieliszki.
-Tomek, może wy powinniście już mieć swoje- zasugerowała mama Oli. Od ślubu na każdej uroczystości rodzinnej przechodziliśmy przez tego rodzaju propozycję.
-Może powinniśmy, na razie Nela musi dojść do siebie po zabiegu- wyjaśnił szatyn. To była nasza nowa wymówka, moja dziurawa macica. –Poczekamy żeby nasze dzieci miały mądrą starszą kuzynkę- szczebiotał do małej a ja nie mogłam się na niego napatrzeć.

Zjedliśmy spokojnie obiad i dyskutowaliśmy, było gwarnie jak zwykle na rodzinnych spotkaniach. Każdy rozmawiał z każdym, jedne dyskusje zamierały, żeby przerodzić się w inne. Ola kroiła ciasto a ja pomagałam Markowi porobić kawy i herbaty. Był taki poważny, zaszłam go od tyłu i szybko pocałowałam w policzek.
-Za co to?- Spojrzał na mnie.
-Bo jesteś moją dupą z uszami- zaśmiałam się.
-Wredna z ciebie gangrena- przyciągnął mnie do siebie i poczochrał.
-Nooo!- Wyrwałam się i zaczęliśmy się śmiać. Przeczesałam włosy palcami, żeby naprawić szkody.

Mała kimała przytulona do dziadka Tadzia a my zapychaliśmy się ciastami mojej bratowej, która była mistrzem.
-Słuchajcie, mam coś dla dziadków- Ola podała dziadkom małe torebeczki.
-Co to?- Mama zdziwiła się, że im przypadły jakieś prezenty z okazji chrztu wnuczki.
-Takie tam- wzruszyła ramionami szatynka i uśmiechnęła się szeroko.
-„Najlepszy dzidek na świecie”, ma się rozumieć- mój ojciec był zadowolony z napisu na koszulce. –Oddawaj, będę miał na zmianę- wyrwał z ręki koszulkę panu Tadziowi i zwrócił po chwili śmiejąc się ze swojego wybornego żartu. –Dzięki- ucałował Olę i przytulił ją do swojego boku.
-Ta jest dla Zosi, też chcesz ukraść tato?- Spytała podając mojemu ojcu różową koszuleczkę.
-Eee nie mój kolor- stwierdził oglądając ją chyba bardziej z grzeczności.
-Co tam jest napisane?- Moja mama zmrużyła oczy, bo brokatowy napis był niewielki.
-Starsza siostra- odpowiedział jej Tomek zanim zorientował się o co chodzi.
-O Boże! Kotku?! Serio?!- Mój brat padł przed swoją żoną na kolana obejmując ją w pasie. –Nie mów! Tak szybko? Sukces!- Wyszczerzył się i pocałował jej brzuszek.  Wstał wziął ją w ramiona i tulił. Dopadł ich tata uściskał Olę a Marek z radości skoczył mu w ramiona, ojciec chwycił go z godnym pozazdroszczenia refleksem gdy Marek wznosił ręce w geście zwycięstwa i targał koszulą ojca, chodzili wokół salonu jak wariaci wykrzykując swój entuzjazm. Pewnie rzuciłabym jakąś kąśliwą uwagą o roznoszeniu materiału genetycznego, gdyby nie to, że byłam tak wzruszona. Tomek zerwał się z sofy i prawie pobiegł do Marka żeby go klepać i ściskać jak mój ojciec szczerzyli się skakali jak nienormalni całą trójką.
-Gratuluję- uścisnęłam Olę. –Macie gest- uśmiechnęłam się prze łzy. –Tak bardzo się cieszę. –Zapewniłam ją. Rodzice ściskali ją zaskoczeni, ale też wyraźnie byli zadowoleni. Moja mama szlochała tuląc Olkę.
-Kochanie, tak cudownie. Tak wspaniale- powtarzała rozemocjonowana.
-Opanuj się ojciec-szturchnęłam tatę łokciem bo znów rzucił się na Marka. –Daj innym okazje do gratulacji. -Rzuciłam się Markowi na szyję marząc się.
-Czemu ryczysz?
-Żal mi jej, myślałam, ze będzie miała tak dobrze jak Tomek a tym czasem skazujecie ją na rodzeństwo z twoim materiałem genetycznym- wisiałam na bracie i chlipałam. Wyliśmy oboje ze śmiechu po tych słowach, bo rodzice Oli przyglądali nam się zdziwieni. –Gratuluję- uśmiechnęłam się gdy stawiał mnie na nogi. –Ola, jesteś wspaniała zrobiłaś a niego człowieka- pokręciłam głową spoglądając na bratową.
-Gratuluj mi i zostaw w spokoju moją dupę z uszami- roześmiała się używając obelgi którą ja zwykłam używać określając mojego brata.
-Jestem szczęśliwa, gratuluję- uścisnęłam ją.
-Dzięki.
-Kocham cię- wyszeptała patrząc na mojego brata.
-Jesteś spełnieniem moich marzeń- odpowiedział jej.
-Najlepszy dziadek na świecie!- Mój ojciec ciągle świętował teraz tuląc mamę. –Ty też się postaraj bo cię Ala prześcignie- Za mną stanął Tomek i otulił mnie ramionami.
-Postradał zmysły ze szczęścia- szepnął mi do ucha rozbawiony radością mojego ojca.
-Pomyśl co mu się stanie jak przyjdzie na nas kolej- przewróciłam oczami.
-Aż się boję- przyznał. –Co jak mnie nie złapie tylko upuści, albo zleje za sex z jego Księżniczką.
-Nie szeptaj Hatrman, tylko bierz się do roboty- zachęcił tata.
-Boże! Pułkowniku, na serio mogę wreszcie zacząć uprawiać sex z żoną? Zgadzasz się? –Udawał zaskoczenie mój mąż. –Mogę naruszyć godność twojej księżniczki?- Przejęty Tomek wywołał histeryczny śmiech swojej teściowej.
-Trzeba się było zamknąć jak był czas, może się wreszcie nauczysz- mama wyła z radości leżąc na sofie.
-Wal się- odpowiedział mu mój ojciec. –Zośka, skopiemy mu tyłek?- Spytał wnuczki. Tracił przy niej rozum.
-Otworzycie prezenty?- Spytałam.
-Jasne- Marek usiadł przy stoliku i zaczął wyjmować paczki z prezentami. Zaczął od mojej. –Książeczka do snu- wyjął i kolczyki. Czemu czarne koty?- Spytał zdziwiony.
-Serio? Chcesz żeby moja córka była satanistką?- Spytała mnie Ola a ja pokiwałam głową. –To twoja?- Szeroko otworzyła oczy sięgając po książeczkę na którą Marek nie zwrócił większej uwagi. –Wzruszyłam ramionami.
-Kochanie napisałaś książkę dla dzieci?- Moja mama też była w szoku.
-Nie dla dzieci, dla Zosi. –Odpowiedziałam siedząc przytulona do męża.
-„Kochana Zosiu! Podążaj własnymi ścieżkami, wyznaczaj sobie trudne cele i spełniam marzenia a każdy kolejny dzień będzie lepszy od poprzedniego. Z miłością ciocia Nela”. - Olce zeszkliły się oczy gdy czytała moją dedykację. –Dziękujemy.
-To była przyjemność. –Zapewniłam ją. –Chciałam, żeby miała coś swojego, nie przepadam za tymi srebrnymi łyżeczkami i takimi rzeczami, a to może stać na półce i czekać aż zrozumie.
-Piotrek zrobił ilustracje?- Zdziwił się mój brat czytając napisy. –I Przemek.
-Młody odwalił składanie wszystkiego w całość- dodałam. –Sama bym tego nie zrobiła.
-Córciu, to piękne- mama kartkowała moją twórczość.
-Dzięki mamo.
-Jak ładnie napisana historia- pani Ala zaglądała mamie przez ramię i razem studiowały moją historyjkę. –Jesteś bardzo zdolna.
-To nie moje święto- uśmiechnęłam się- dziękuję, ale wróćmy do reszty prezentów, proszę- spojrzałam na Marka bo tylko on mógł mi pomóc.
-A to? -Marek wyciągnął prezent od Tomka. –Drugi?
-Nie, ten jest od ojca chrzestnego- wyjaśniłam.
-Dostała już prezent od ciebie, bez przesady- Ola pokręciła głową. –Następnym razem kupcie jeden.
-Daj nam ją rozpieszczać- odezwał się Tomek. –Za drugie też się zabierzemy- wyszczerzył się gdy Marek otwierał kopertę
-„Na początku twojej długiej przygody życzymy ci Zosiu, żeby w twoim życiu na stałe gościły pasja, szczęście, przyjaźń i miłość, zdobywaj świat z odwagą, my będziemy zawsze przy Tobie” -Przeczytał Marek a moja bratowa chlipała cały czas. Po kartce z życzeniami mój brat mało nie porwał kolejnej karteczki leżącej w kopercie na wierzchu pudełeczka.
-Konto oszczędnościowe- wyjaśnił mój mąż. –Żebyś nie przepił gotówki- dogryzł Markowi który roześmiał się głośno. –Może je wykorzystać po osiemnastce. Gdyby ktoś chciał w ten sposób obdarowywać Zośkę służę numerem- zapewnił spoglądając na dziadków.
-W życiu bym o tym nie pomyślała- przyznała pani Ala. –Świetny pomysł.
-Dzięki- Tomek posłał jej czarujący uśmiech.
-Nie szczerz się tak do mojej sikorki- upomniał go zadowolony tata Oli a on podniósł ręce jakby się poddawał a po czym spojrzał mi w oczy. Pogłaskam go po policzku i pocałowałam czule.

-Prezenty!- Marek ryknął nam nad głowami. –Nie skończyłem z twoim Tomeczku- otworzył pudełko gdy ja pukałam się w czoło. W środku była pozytywka na której zamocowana była śnieżna kula z kolorowymi misiami i jednorożcem. 

Afera zupkowa

Staliśmy z Arkiem w salonie, ja byłam już wykończona ale perspektywa poświęcenia jeszcze piętnastu minut na szarpaninę z moją obstawą sprawiała, że szybko regenerowałam siły. 
-Bliżej, nie wstydź się- pouczył mnie Arek, gdy dusząc się starałam się go nie dotykać ciałem. –Umiesz mocniej, ale jesteś kulturalna jak się bijesz. Nie obchodzi mnie czy się o mnie otrzesz. –Beształ mnie jak mój ojciec za każdym razem gdy ćwiczyliśmy, chłopaki łapali od niego gadkę po paru treningach. Tomek siedział przy laptopie na sofie i podniósł aż wzrok. Arek sięgnął do tyłu, zagarnął mnie ręką tak, że byłam przyklejona do jego ciała. 
-Taki jesteś pewien- skoczyłam mu na plecy i oplotłam nogami. Ścisnęłam go jeszcze mocniej. 
-Raczej tak- złapał mnie za kark i pociągnął moją bluzę, bez trudu klękając rzucił mnie przed siebie. Upadłam na dywan i obróciłam się szybko, wiedziałam, że jak tylko zdąży mnie złapać to znów zwinie mnie na ziemi i unieruchomi. Kopnęłam go w tors obiema nogami i korzystając z dodatkowych sekund poderwałem się na nogi. 
-No i?- Uśmiechnęłam się zasłaniając się gardą. 
-Jakoś ci idzie- nie był zbyt wylewny. –No dalej, nie masz na co czekać, u ciebie liczy się refleks. –Ponaglił mnie więc ruszyłam na niego. Szarpaliśmy się dłuższą, chwilę ja wyprowadzałam ciosy a on je zbijał. 
-Tak właśnie dostajesz kosę w żebra- oznajmił mi, gdy zamiast pięści której się spodziewałam przycisnął mi do żeber atrapę noża. 
-No wiesz-uderzyłam go w rękę i znów zaczęliśmy się szamotać, zabrałam mu nóż i też „wbiłam” mu go w żebra. 
-Gratuluję, tylko, że po tej kosie to już byś mnie martwa nie załatwiła. 

-Co zjemy na kolację?- Spytałam Tomka. Arek wyszedł parę minut temu a ja wzięłam prysznic żeby zmyć z siebie trudy treningu. 
-A na co masz ochotę? -Pytał gdy kładłam się na sofie obok niego. Uważałam tylko, żeby nie przygnieść jego kontuzjowanego łokcia. 
-Frytki? Albo zupka chińska- zaświeciły mi się oczy. 
-Nie wiem czy mamy- zaśmiał się. –Zawsze mnie zaskakuje, że możesz mieć ochotę na to gówno, jedząc codziennie porządną kuchnię. 
-Czasem zjadam też cheeseburgera- popatrzyłam mu w oczy. 
-Dramat. –Pogładził mnie po policzku. –To co? Sprawdzisz czy jest za zupka? 
-No- poderwałam się i pobiegłam do kuchni. –Noooooołłłłł- rozpoczęłam czarną rozpacz nie znajdując vifona. 
-Aż tak jej potrzebujesz?- Rzucił mi krytyczne spojrzenie z nad laptopa. 
-Zadzwonić do Arka? 
-Nawet się nie zorientują, weźmiemy Przemka, tylko wysusz się i włóż coś na siebie. 
-Nie pamiętam, żebyś mnie kiedyś prosił o ubranie się- śmiałam się kierując kroki do sypialni. Wyszykowana w dres i z wysuszonymi włosami poszliśmy we trójkę do sklepu trzy ulice dalej. Chłopaki zrobili studenckie zakupy jakieś piwa, kiśle i chipsy a ja kupiłam kilka zupek chińskich. Czasem człowiek ma ochotę na śmieciowe jedzenie, nawet jak ma restaurację. Roześmiani wyszliśmy na zewnątrz, a pod drzwiami stał Arek z Wiktorem zamurowało mnie. Mój ochroniarz miał przy uchu telefon. 
-Już są- rzucił tylko i podał mi go. 
-Jak się umawialiśmy?- Mój ojciec był w defconie 4. 
-Że jak chłopaków nie ma to zabieramy kogoś i wzięliśmy Przemka. –Starałam się brzmieć na skruszoną. 
-NELA!!! Co ty sobie myślisz?! Co ty do cholery robisz?! Kpisz sobie ze mnie! Nie masz za grosz szacunku!- No wrzeszczał tak na mnie dobre pięć minut. –Wszyscy staliśmy pod sklepem, ja kręciłam się w prawo i w lewo a za mną Arek. 
-Tato- jęknęłam w końcu. –Nie gniewaj się, przepraszam, Kocham Cię, nie złość się. 
-O nie! Nie! Do chuja, nie! Nie weźmiesz mnie na to! 
-No tatuś, ale nic się przecież nie stało, jak chłopaki mają wolne to tak robimy i żyjemy. 
-Ale nie mają wolnego!!! Nie tak się umawialiśmy! Jak mam ci ufać?! Mam cofnąć do was Wojtka?! 
-Nie! Nie waż się!- Wydarłam się zła. –Chciało mi się pieprzonej zupki, więc zejdź ze mnie wreszcie! Poszliśmy we trójkę! Nie panikuj, bo wyolbrzymiasz! 
-Nie to ty nie potrafisz się trzymać zasad! Co ja źle zrobiłem, co? Żebyś ty nie potrafiła normalnie przestrzegać prostych zasad. Nawet Marek jest karniejszy! Gdzie popełniłem błąd? Może mnie oświecisz?! 
-Za dużo mi pozwalałeś! Dupa jesteś bo moje rzęsy się wzruszają i wyznania miłości którą do ciebie żywię jak nienormalna, rozczulasz się też jak udam że się zawstydzę, a już wpychanie się na kolana totalnie się rozmiękcza! To są twoje błędy! Nie jestem żołnierzem! Nie będę się do wszystkiego stosować! Tym razem to ty zaakceptujesz że jesteś miękki bo ja wachluje rzęsami. –Rozłączyłam się i oddałam telefon Arkowi. –Masz i odprowadź mnie do domu bo jeszcze we trójkę coś nam się stanie. 
-Szef nas wysłał, bo tylko twój nadajnik wyszedł z domu sam. 
-Co? 
-Tylko ty najwyraźniej masz przy sobie telefon. –Wyjaśnił. –Martwił się, że poszłaś gdzieś sama. 
-Nie powiedział mi tego. 
-Przestraszył się, że tej dziewczynce wachlującej rzęsami może się coś stać. 
-Zobaczymy jaki nam jutro kaganiec zafunduje- westchnęłam, byłam pewna, że teraz to już na pewno zacieśni nam pętle na szyi. –Z jaką dokładnością namierzacie nasze telefony? 
-Metra. 
-No to dostaniemy osobiste. Możesz zadzwonić do szefa i powiedzieć mu, że Tomek chce dostać niebieską opaskę dawcy a mi obojętnie. –Szliśmy ulicą, ja przytulałam się do Tomka i niosłam nasze zakupy, a za nami szedł Przemek z Wiktorem. Arek gapił się na mnie jakby nie zrozumiał. –No co? Nie zrobi tak? 
-Zrobi- pokiwał głową- to kolejny krok w takich sytuacjach. Nigdy nie miałem podopiecznego który wyprzedziłby moje kroki. 
-Sorry- wzruszyłam ramionami. –Nie mieliście problemów? 
-Nie, to ty zwiałaś. –Znów miał wyraz twarzy jakby miał się zaraz udławić. Widziałam już tą minę, zawsze tak miał jak chciał spytać ale nie wypadło. Brakowało mu pokerowej twarzy Wiktora. 
-Spytaj bo zaraz się udławisz. 
-Serio Pułkownik się tak daje?- Uśmiechnął się rozbawiony jak chłopiec a Tomek parsknął śmiechem. 
-Tylko mi, nie złapiesz go na rzęsy- wyszczerzyłam się. –Pewnie, jest cudownym ojcem. Nasze nastroje zawsze na niego działały, zwłaszcza moje bo byłam młodsza no i wiadomo, córka. Facet zawsze kocha bardziej córkę, chyba. Udawanie skruszonej jest moją specjalnością, teraz już częściej się łapie, ale w najgorszych przypadkach dalej pomaga. 
-Musiałbyś to zobaczyć- dołączył się mój mąż- „Tato przestań już proszę, wiem jestem zła i przepraszam, ale było tak fajnie” –mówił starając się udawać mój głos. –On widzi w niej tego małego łobuza z dzieciństwa i ustępuje, ona mówi mu jak go kocha i całuje a on się śmieje. Śmieszny z nich duet. 
-Mają taką samą minę jak są zirytowani- stwierdził Arek, -to widziałem. 

-Przepraszam tato- powiedziałam zamiast „cześć” gdy po powrocie do domu, zadzwoniłam do niego. 
-Boje się o ciebie Kochanie. 
-Wiem, sorry, ale nie byłam sama. Nie chciałam ich ciągnąć przez piętnaście minut po to żeby poszli mi po głupią zupkę. Wzięliśmy Przemka i poszliśmy razem, uważamy. 
-Mi włączył się alarm bo jedno z was wyszło same. Dopiero jak chłopaki byli pod sklepem to dowiedziałem się, że nie jesteś sama. Wściekłem się. 
-Nie martw się, gdybyśmy wiedzieli to nosilibyśmy telefony. 
-Arek ma już wasze osobiste nadajniki, tak myślałem, że się przydadzą i wiem, że Tomek ma opaskę dawcy i ty też. Wszyscy Niewidzialni mają. Chcieliście wszyscy być w bazie po śmierci Adama. 
-Nie liczyłam, że pamiętasz. 
-Wiem co dzieje się z moimi dziećmi i ich przyjaciółmi. 
-Przepraszam jeśli niedoceniam tego co dla mnie robisz- wzruszyłam się i załamał mi się na chwilę głos. 
-Chlipiesz mała? 
-To dlatego, że tak kocham Ciebie i Mamę. 
-Mam jej to powiedzieć? 
-Jak chcesz. 
-Mówi, że chlipie bo nas Kocha- usłyszałam jak zwraca się do mamy, byłam przekonana, że się uśmiecha. 
-Też cię kocham córciu- odezwała się mama- uważaj na siebie, z twoim bezpieczeństwem nie ma żartów. 
-Przecież się stosuje- uśmiechnęłam się mimo szklanych oczu. –Kończę idę robić zupę o którą cała afera. 
-Smacznego Księżniczko- ciepło odpowiedział mi tata. 
-Dzięki Mistrzu, śpijcie dobrze. 
-Nie interesuj się- rozłączył się gdy się roześmiałam.

FAQ (uaktualnione)

Kto jest chrzestnym Filipa? 

Nikt, Mały to szatańskie nasienie. Zarówno Roksana jak i Paweł uznali, że chrzczenie dzieci to niemądra praktyka, pozwolili Małemu dorastać jako szatanowi. Jeśli zdecyduje się na wybór jakiejś religii to świadomie i sam jako dorosły człowiek. Moim zdaniem najlepsze rozwiązanie, chyba wszyscy na to pójdziemy bo rozmawialiśmy o tym dużo. 

Jak często bywacie z Tomkiem w Szczecinie? 

Tak często jak pozwala nam na to czas. Pracujemy oboje na dość wymagających grafikach, średnio raz na dwa-trzy miesiące, ale trudno podać konkrety. 

Gdzie byliście w podróży poślubnej? 

Finlandia- Szwecja-Norwegia rejs. 

Wszyscy Niewidzialni gdzieś pracują? Co robią na co dzień mniej więcej, albo w jakich branżach pracują. 

Tak, niestety nikt nie chciał nas wszystkich utrzymywać, nawet mimo tego, że to my sławni Niewidzialni. Paweł i Kasjan współpracują mają szkółkę piłkarską. Młody dłubie w komputerach, Piotrek pilnuje porządku (nie mam na myśli sprzątania), Tomek ma kancelarię, Kuba jest barmanem, ja działam w gastronomii, Konrad pracuje dla swojego ojca w branży budowlanej. Karola i Roxie są uwiązane w dużych korporacjach, choć Roxie mocno to już meczy a Karola jest najsexowniejszą księgową wszechczasów (tak twierdzi Kasjan), Kleo działa w biurze projektowym (architektura krajobrazu). 

Tomek nie naciska na ciebie w kwestii posiadania dzieci? Kiedy planujecie powiększenie rodziny? Skąd będziesz wiedzieć, że to jest ten właśnie moment, aby powiększyć rodzinę i dlaczego reagujesz tak alergicznie na tego typu pytania, bo na pewno poradziłabyś sobie w roli matki a Tomek ojca. 

Dlaczego mój mąż miałby na mnie „naciskać”? W życiu! Jesteśmy dorośli i przez większość czasu racjonalni. Kiedy? Na pewno nie teraz, może koło 30 u mojego brata to się sprawdza. Nie wiem skąd, na razie wiem, że nie czuje i nie podejmuje takich kroków. Alergicznie? Chyba nie, nie lubię po prostu jak ktoś na mnie naciska a po ślubie okazuje się, ze cały świat oczekuje, że powinnam się rozmnażać na potęgę. Nie jestem gotowa na razie więc nie sprowadzam na świat dzieci. Tym bardziej, że ja zawsze najgłośniej wrzeszczę w trakcie dyskusji, że na dzieci powinno być pozwolenie, bo za dużo nieodpowiedzialnych osób ma dzieci. Dziękuje za wiarę w nas. 

Podejmujesz jakieś kroki aby podjąć pracę w swoim zawodzie? 

Nie mam wyuczonego zawodu. Jestem po licencjacie. Magisterka jest zawieszona, pewnie do niej niedługo wrócę. 

Nie bałaś się małżeństwa w tak młodym wieku?? Masz czasem obawy, że to jednak nie jest na całe życie albo że się zbyt pośpieszyliście? 

Nie, gdybym się bała nie powiedziałabym „tak”. Tomek jest jedyną osobą z którą jestem gotowa przejść przez życie, nie wyobrażam sobie co by było gdybym go nie miała. Jestem wdzięczna że mnie wypatrzył w tym akademiku. Nigdy nie miałam obaw, że to może nie to, ja chcę być z moim mężem na zawsze. Na razie się sprawdza więc chyba nie zrobiliśmy nic za szybko. 


Jak widzisz siebie za 10 albo 20 lat? 

Mam nadzieję, że spełnioną. Nie mam pojęcia, biorę życie jak jest, nie robię planów, moje się nie sprawdziły, teraz żyję tym co jest. Sorry, za trudne. 

Często się z Tomkiem kłócicie? I o co najczęściej. 

Względnie, wiadomo jak wszyscy. Spinamy się o klasyki pranie, sprzątanie, gapienie się na tyłki (męskie lub damskie), o chęć do życia (jak któreś z nas ma okres). Najczęściej tak na serio to chyba o brak rozsądku z mojej lub jego strony. Bywamy zbyt opiekuńczy dla siebie nie myśląc o samym sobie.

Czego najbardziej żałujesz w swoim dotychczasowym życiu? 

Nie bardzo mam koncepcję jak na ten moment. Może mogłabym mieć piękny głos i śpiewać, albo podkładać głos pod bajki, ew. współpracować ze studiem Accantus. 

Jakim samochodem jeździsz? 

Honda Civic 2006 

Co z Piotrem i Kubą, planują w jakiś sposób ominąć nasze prawo i wziąć ślub? 

Chłopaki rozważają różne opcje, myślę jednak że najbardziej to marzą o rodzicielstwie. Zwłaszcza Piotrek. 

Twoja restauracja jest naprawdę w rynku czy innym miejscu? 

Pytanie lokalizator, wybacz nie odpowiem. 

Jesteś matką chrzestną dziecka Marka? 

Tak 

Przypomniało mi się że mieliście psiaka, macie go dalej? 

Mamy i mieliśmy kota. Burka. Nakarmiony, zaszczepiony i wykiziany jak się da. 

Utrzymujesz dalej kontakt z Rafałem? 

No jaszka! 

Co się dzieje z tymi bohaterami RL o których nie piszesz na pingerze (albo ominęłam te post np. Jacek, Kamil, Mateusz, Beata) 

Jacek jest w Norwegii- pracuje. Beata studiuje we Włoszech a Matt i Lalucha pojawią się niedługo. 

Kiedyś mówiłaś, że ktoś Cie rozpoznał, czy to prawda? 

Tak, udało się na szczęście zminimalizować wszelkie straty. 

Czy kiedykolwiek ujawnisz swoje prawdziwe imię? 

Nie, są ku temu dwa powody. 
1. Nie szukam fejmu i nie widzę sensu robienia tego. Piszę, nie jest mi do tego potrzebna moja twarz. 
2. Zamieszczam zbyt osobiste rzeczy o nas wszystkich, żeby nagle zapragnąć się ujawnić. Moi przyjaciele i rodzina nie muszą tego znosić. 

Na jakim kierunku studiowałaś? Czy były to studia licencjackie, czy magisterskie? 

Dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Reszta pytania wyżej. 

Ile macie lat? wszyscy? 

Wszyscy razem wychodzi mi 311 jeśli dobrze liczę :D

Naprawdę mieszkacie w Krakowie czy to zmienione miejsce? 


Znów, pytanie lokalizator, :D nie odpowiadam. 

To twoje prawdziwe imię czy też zmienione? 

Na szczęście zmienione, ale moje jest równie głupie, jeśli to się liczy. 

Jak Wam się razem z Tomkiem żyje? 

Jesteśmy szczęśliwi, dziękujemy. 


Jak sobie radzisz pomiędzy obowiązkami w restauracji a obowiązkami małżeńskimi i domowymi? 

Godziny obowiązków małżeńskich na szczęście nie pokrywają się z pracą, zazwyczaj. Domowe są najbardziej zaniedbane, choć od kiedy mieszka z nami Przemek to poprawiło nam się. Przemek świetnie sprząta. 

W jakim miejscu mieliście ślub i wesele? 
Hotel o ile się nie mylę w promieniu 50km od Krakowa, oba i ślub i wesele odbyły się na miejscu. 

Jak dogadujesz się z cioci pracownikami? 


Część z nich pracowała ze mną jeszcze jak bywałam w Krakowie na wakacje, traktujemy siebie nawzajem z szacunkiem i sympatią. Wiadomo w większość, nie mogę też przymykać oczu na pewne sprawy. 

Miewasz takie momenty, że masz ochotę rzucić wszystko w cholerę i wrócić np do szczecina?? 

Myślę, że jeśli o to chodzi to nie odbiegam zbytnio od normy. Jasne, czasem mam momenty, ze mnie wszystko wkurza, jakieś problemy nakładają się na siebie i chcę zginąć w drodze do pracy. Ale nie, nie myślę o powrocie do Szczecina, staram się raczej mierzyć z problemami, chowanie głowy w piasek nie jest zbytnio w moim stylu, raczej męczą mnie sytuacje w których nie mogę działać. 

Nie żałujesz przeprowadzki do miasta tak oddalonego od twojej rodziny? Jak często widujesz swoich bliskich spoza Krakowa? 

Czasem żałuje, brak mi czasem mojej mamy, tata jest bardziej mobilny, jak mu wpadnie do głowy to przyjeżdża do Krakowa i zagląda do mnie niespodziewanie. Marek z Olą też wpadną, albo my jedziemy do nich, na tyle na ile pozwalają nam grafiki. 

Najdziwniejszy nawyk? 

Picie coli z kieliszka do wina. 

Czy Beata jest wciąż z Adamem? :) 

Beata już nie jest z Adamem, ale wszyscy żyjemy w pokoju. Czasem wpadamy na siebie z Adamem na mieście.


Czy zdarza się komuś z Twoich najbliższych pomylić imiona(prawdziwe z tymi tutaj)? :D bo nurtuje mnie to zwłaszcza, że postaci jest bardzo dużo :D

Czasem mówią na siebie pseudonimami, właściwie są już jak ich drugie imiona tak samo używane. :D

W jakich okolicznościach się Sylwia pojawiła?  Tzn. Znaliście ją wcześniej,  czy Konrad wam ją przeprowadził?

Konrad sam ją wyłuskał. Dosłownie. 

 Jak dziewczyny zareagowały na bloga i na RL?

Kleo była od dziecka w tym, Karola i Roksana zgodziły się gdy zaczęłam terapię, tylko Sylwia się dowiedziała. Nie miała nic przeciwko, to chyba fajnie poczytać o sobie. Tak mi się wydaje.

Jak Kleo podoba się architektura krajobrazu, skończyła już czy dalej studiuje?

Kleo nie narzeka, ale ona od początku była świadoma tego czego się spodziewać, moja teściowa dużo jej wyjaśniła przed, więc ona ze wszystkimi minusami też się liczyła.

Jak ma się Agent? 

Agent ok, zadowolony z życia, tata rozważa co prawda przekazanie go Markowi albo mi, bo wiele czasu spędza poza domem, a nie chcemy żeby tęsknił.

Nie chcielibyście trochę od siebie odpocząć? Jesteście razem w domu, wychodzicie, spotkania z Niewidzialnymi?

Jak mamy siebie dość to robimy sobie wolne, ale potrafimy w domu dać sobie odrobinę higieny umysłowej. Ja czytam, tomek gra, ja piszę on ogląda film, ja trenuje, on biega. Na serio to nie siedzimy sobie na głowie 24/7

Co znaczy, że Konrad sam Sylwię wyłuskał?

To znaczy, że w pracy stał i dyskutował o jakichś szczegółach w studio tanecznym które było remontowane (jedna sala) i łuskał słonecznik, a że robił to w progu to rzucał skorupki do środka sali(zawsze po pracy sprzątają) i Sylwia powiedziała mu co o tym myśli, nie była zbyt miła. :D Tak że ją sobie wyłuskał. 

Jakiej marki był twój pierwszy samochód? Kojarzę z RL że to było cabrio.

Chrysler.


Dlaczego nie mieszkacie z Tomka Mamą?

Bo stać nas na własne mieszkanie. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym, bo było dla nas oczywiste, że będziemy mieszkać osobno. Mama jest singielką, nie chcielibyśmy jej ograniczać a i my dużo korzystamy z powierzchni mieszkalnej którą mamy. Nie wchodzimy sobie na głowy, ale mamy bardzo dużo kontaktu na co dzień.