25 stycznia 2015

Afera zupkowa

Staliśmy z Arkiem w salonie, ja byłam już wykończona ale perspektywa poświęcenia jeszcze piętnastu minut na szarpaninę z moją obstawą sprawiała, że szybko regenerowałam siły. 
-Bliżej, nie wstydź się- pouczył mnie Arek, gdy dusząc się starałam się go nie dotykać ciałem. –Umiesz mocniej, ale jesteś kulturalna jak się bijesz. Nie obchodzi mnie czy się o mnie otrzesz. –Beształ mnie jak mój ojciec za każdym razem gdy ćwiczyliśmy, chłopaki łapali od niego gadkę po paru treningach. Tomek siedział przy laptopie na sofie i podniósł aż wzrok. Arek sięgnął do tyłu, zagarnął mnie ręką tak, że byłam przyklejona do jego ciała. 
-Taki jesteś pewien- skoczyłam mu na plecy i oplotłam nogami. Ścisnęłam go jeszcze mocniej. 
-Raczej tak- złapał mnie za kark i pociągnął moją bluzę, bez trudu klękając rzucił mnie przed siebie. Upadłam na dywan i obróciłam się szybko, wiedziałam, że jak tylko zdąży mnie złapać to znów zwinie mnie na ziemi i unieruchomi. Kopnęłam go w tors obiema nogami i korzystając z dodatkowych sekund poderwałem się na nogi. 
-No i?- Uśmiechnęłam się zasłaniając się gardą. 
-Jakoś ci idzie- nie był zbyt wylewny. –No dalej, nie masz na co czekać, u ciebie liczy się refleks. –Ponaglił mnie więc ruszyłam na niego. Szarpaliśmy się dłuższą, chwilę ja wyprowadzałam ciosy a on je zbijał. 
-Tak właśnie dostajesz kosę w żebra- oznajmił mi, gdy zamiast pięści której się spodziewałam przycisnął mi do żeber atrapę noża. 
-No wiesz-uderzyłam go w rękę i znów zaczęliśmy się szamotać, zabrałam mu nóż i też „wbiłam” mu go w żebra. 
-Gratuluję, tylko, że po tej kosie to już byś mnie martwa nie załatwiła. 

-Co zjemy na kolację?- Spytałam Tomka. Arek wyszedł parę minut temu a ja wzięłam prysznic żeby zmyć z siebie trudy treningu. 
-A na co masz ochotę? -Pytał gdy kładłam się na sofie obok niego. Uważałam tylko, żeby nie przygnieść jego kontuzjowanego łokcia. 
-Frytki? Albo zupka chińska- zaświeciły mi się oczy. 
-Nie wiem czy mamy- zaśmiał się. –Zawsze mnie zaskakuje, że możesz mieć ochotę na to gówno, jedząc codziennie porządną kuchnię. 
-Czasem zjadam też cheeseburgera- popatrzyłam mu w oczy. 
-Dramat. –Pogładził mnie po policzku. –To co? Sprawdzisz czy jest za zupka? 
-No- poderwałam się i pobiegłam do kuchni. –Noooooołłłłł- rozpoczęłam czarną rozpacz nie znajdując vifona. 
-Aż tak jej potrzebujesz?- Rzucił mi krytyczne spojrzenie z nad laptopa. 
-Zadzwonić do Arka? 
-Nawet się nie zorientują, weźmiemy Przemka, tylko wysusz się i włóż coś na siebie. 
-Nie pamiętam, żebyś mnie kiedyś prosił o ubranie się- śmiałam się kierując kroki do sypialni. Wyszykowana w dres i z wysuszonymi włosami poszliśmy we trójkę do sklepu trzy ulice dalej. Chłopaki zrobili studenckie zakupy jakieś piwa, kiśle i chipsy a ja kupiłam kilka zupek chińskich. Czasem człowiek ma ochotę na śmieciowe jedzenie, nawet jak ma restaurację. Roześmiani wyszliśmy na zewnątrz, a pod drzwiami stał Arek z Wiktorem zamurowało mnie. Mój ochroniarz miał przy uchu telefon. 
-Już są- rzucił tylko i podał mi go. 
-Jak się umawialiśmy?- Mój ojciec był w defconie 4. 
-Że jak chłopaków nie ma to zabieramy kogoś i wzięliśmy Przemka. –Starałam się brzmieć na skruszoną. 
-NELA!!! Co ty sobie myślisz?! Co ty do cholery robisz?! Kpisz sobie ze mnie! Nie masz za grosz szacunku!- No wrzeszczał tak na mnie dobre pięć minut. –Wszyscy staliśmy pod sklepem, ja kręciłam się w prawo i w lewo a za mną Arek. 
-Tato- jęknęłam w końcu. –Nie gniewaj się, przepraszam, Kocham Cię, nie złość się. 
-O nie! Nie! Do chuja, nie! Nie weźmiesz mnie na to! 
-No tatuś, ale nic się przecież nie stało, jak chłopaki mają wolne to tak robimy i żyjemy. 
-Ale nie mają wolnego!!! Nie tak się umawialiśmy! Jak mam ci ufać?! Mam cofnąć do was Wojtka?! 
-Nie! Nie waż się!- Wydarłam się zła. –Chciało mi się pieprzonej zupki, więc zejdź ze mnie wreszcie! Poszliśmy we trójkę! Nie panikuj, bo wyolbrzymiasz! 
-Nie to ty nie potrafisz się trzymać zasad! Co ja źle zrobiłem, co? Żebyś ty nie potrafiła normalnie przestrzegać prostych zasad. Nawet Marek jest karniejszy! Gdzie popełniłem błąd? Może mnie oświecisz?! 
-Za dużo mi pozwalałeś! Dupa jesteś bo moje rzęsy się wzruszają i wyznania miłości którą do ciebie żywię jak nienormalna, rozczulasz się też jak udam że się zawstydzę, a już wpychanie się na kolana totalnie się rozmiękcza! To są twoje błędy! Nie jestem żołnierzem! Nie będę się do wszystkiego stosować! Tym razem to ty zaakceptujesz że jesteś miękki bo ja wachluje rzęsami. –Rozłączyłam się i oddałam telefon Arkowi. –Masz i odprowadź mnie do domu bo jeszcze we trójkę coś nam się stanie. 
-Szef nas wysłał, bo tylko twój nadajnik wyszedł z domu sam. 
-Co? 
-Tylko ty najwyraźniej masz przy sobie telefon. –Wyjaśnił. –Martwił się, że poszłaś gdzieś sama. 
-Nie powiedział mi tego. 
-Przestraszył się, że tej dziewczynce wachlującej rzęsami może się coś stać. 
-Zobaczymy jaki nam jutro kaganiec zafunduje- westchnęłam, byłam pewna, że teraz to już na pewno zacieśni nam pętle na szyi. –Z jaką dokładnością namierzacie nasze telefony? 
-Metra. 
-No to dostaniemy osobiste. Możesz zadzwonić do szefa i powiedzieć mu, że Tomek chce dostać niebieską opaskę dawcy a mi obojętnie. –Szliśmy ulicą, ja przytulałam się do Tomka i niosłam nasze zakupy, a za nami szedł Przemek z Wiktorem. Arek gapił się na mnie jakby nie zrozumiał. –No co? Nie zrobi tak? 
-Zrobi- pokiwał głową- to kolejny krok w takich sytuacjach. Nigdy nie miałem podopiecznego który wyprzedziłby moje kroki. 
-Sorry- wzruszyłam ramionami. –Nie mieliście problemów? 
-Nie, to ty zwiałaś. –Znów miał wyraz twarzy jakby miał się zaraz udławić. Widziałam już tą minę, zawsze tak miał jak chciał spytać ale nie wypadło. Brakowało mu pokerowej twarzy Wiktora. 
-Spytaj bo zaraz się udławisz. 
-Serio Pułkownik się tak daje?- Uśmiechnął się rozbawiony jak chłopiec a Tomek parsknął śmiechem. 
-Tylko mi, nie złapiesz go na rzęsy- wyszczerzyłam się. –Pewnie, jest cudownym ojcem. Nasze nastroje zawsze na niego działały, zwłaszcza moje bo byłam młodsza no i wiadomo, córka. Facet zawsze kocha bardziej córkę, chyba. Udawanie skruszonej jest moją specjalnością, teraz już częściej się łapie, ale w najgorszych przypadkach dalej pomaga. 
-Musiałbyś to zobaczyć- dołączył się mój mąż- „Tato przestań już proszę, wiem jestem zła i przepraszam, ale było tak fajnie” –mówił starając się udawać mój głos. –On widzi w niej tego małego łobuza z dzieciństwa i ustępuje, ona mówi mu jak go kocha i całuje a on się śmieje. Śmieszny z nich duet. 
-Mają taką samą minę jak są zirytowani- stwierdził Arek, -to widziałem. 

-Przepraszam tato- powiedziałam zamiast „cześć” gdy po powrocie do domu, zadzwoniłam do niego. 
-Boje się o ciebie Kochanie. 
-Wiem, sorry, ale nie byłam sama. Nie chciałam ich ciągnąć przez piętnaście minut po to żeby poszli mi po głupią zupkę. Wzięliśmy Przemka i poszliśmy razem, uważamy. 
-Mi włączył się alarm bo jedno z was wyszło same. Dopiero jak chłopaki byli pod sklepem to dowiedziałem się, że nie jesteś sama. Wściekłem się. 
-Nie martw się, gdybyśmy wiedzieli to nosilibyśmy telefony. 
-Arek ma już wasze osobiste nadajniki, tak myślałem, że się przydadzą i wiem, że Tomek ma opaskę dawcy i ty też. Wszyscy Niewidzialni mają. Chcieliście wszyscy być w bazie po śmierci Adama. 
-Nie liczyłam, że pamiętasz. 
-Wiem co dzieje się z moimi dziećmi i ich przyjaciółmi. 
-Przepraszam jeśli niedoceniam tego co dla mnie robisz- wzruszyłam się i załamał mi się na chwilę głos. 
-Chlipiesz mała? 
-To dlatego, że tak kocham Ciebie i Mamę. 
-Mam jej to powiedzieć? 
-Jak chcesz. 
-Mówi, że chlipie bo nas Kocha- usłyszałam jak zwraca się do mamy, byłam przekonana, że się uśmiecha. 
-Też cię kocham córciu- odezwała się mama- uważaj na siebie, z twoim bezpieczeństwem nie ma żartów. 
-Przecież się stosuje- uśmiechnęłam się mimo szklanych oczu. –Kończę idę robić zupę o którą cała afera. 
-Smacznego Księżniczko- ciepło odpowiedział mi tata. 
-Dzięki Mistrzu, śpijcie dobrze. 
-Nie interesuj się- rozłączył się gdy się roześmiałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz