15 listopada 2015

#244

Nie pamiętam nawet co się stało że następnego dnia jechałam do pracy sama, ale w wyjątkowo wkurzający sposób miał to być moment zapalny mojej sytuacji z psycholem. Jechałam spokojnie główną drogą gdy z pod porządkowanej wyjechał na mnie Pan psychol wbijając się w moje nadkole. Wycofałam się na krawężnik najbliżej jak się dało i zamknęłam się w aucie. Tata by się wściekł gdybym usiłowała coś z nim załatwiać. Przez telefon poinformowałam Arka gdzie jestem i co się stało, miałam czekać więc czekałam przy akompaniamencie pukania w szybę i nerwowego pociągania za klamkę. Zadzwoniłam jeszcze do Tomka i taty, nie przerywając sobie rzecz jasna akcji filmu który nagrywały moje okulary. Spoglądałam na Pana co jakiś czas powtarzając mu spokojnie że ma odejść i że wszystko załatwimy po przyjeździe policji, mojego adwokata i ochrony i żeby zszedł z ulicy bo jest niebezpiecznie tak stać na samym brzegu krawężnika.

Na moje szczęście na miejscu pierwszy był Arek. Wyskoczył z taksówki koło mojego auta więc otworzyłam mu tylko szybę żeby podać dokumenty takie jak prawo jazdy, oc, ac i dowód rejestracyjny. On załatwiał wszystko.
-Rejestrator- poprosił pukając w szybę. Odpięłam urządzenie od przedniej szyby i podałam my bez zbędnego gadania. Tomek pojawił się po chwili z Wiktorem i jeśli mam być szczera do końca ilość złości jaka z niego kipiała przerażała mnie a widziałam już mojego męża wściekłego. Mrugnęłam do niego i się uśmiechnęłam ale nie zareagował na to. Wyrzucał patrolowi który podjechał że się nie spieszyli.
-Tomek, daj spokój- wysiadłam żeby go ciut uspokoić.
-Wsiądź do samochodu- powiedział spokojnie Arek a Tomek rzucił mi szybkie spojrzenie które gdybym miała interpretować brzmiało „Nie waż się teraz stawiać”.

Po całym wkurzającym zamieszaniu, opowiadaniu co i jak i skorupce ochronnej mogłam wrócić do pracy w towarzystwie Tomka, Arka i Wiktora.
-Idę do pracy, Arek mi starczy- zapewniłam gdy przechodziliśmy koło kancelarii. –Wracaj do siebie- stanęłam twarzą w twarz z trzymającym mnie kurczowo mężem.
-Mogę Cię odprowadzić. –Zapewnił.
-Wiem, że się martwisz. –Patrzyłam mu prosto w oczy. –Nie ma powodu. Drugi raz tego samego dnia nie spróbuje. –Ściskałam jego dłoń.- Proszę, nie rób z tego nic wielkiego. Nie dajmy mu zawładnąć naszym życiem.
-Uważaj na siebie żona- musnął moje czoło delikatnie i ruszył w stronę kancelarii z towarzyszącym mu Wiktorem.

-Cześć Krzysiu- witam kierownika Sali przechodząc koło niego.
-Pani Kierownik- uśmiecha się –wszystko dobrze?- Marszczy brwi przyglądając mi się.
-Miałam stłuczkę, nic poważnego- zapewniam.
-Jaką stłuczkę?- Agnieszka zainteresowana staje przy barze.
-Nic takiego, wracajcie do pracy- odpowiada jej za mnie Arek co też mnie wkurza. Czy on musi być do tego stopnia irytujący?
-Psychol który mnie prześladuje wjechał dziś w moje auto swoim, dlatego wszyscy mamy takie spięte tyłki. Spodziewajcie się dziś  Tomka, Niewidzialnych, Przemka, Kleo, może nawet mojego ojca, cholera wie. –Przewracam oczami i spoglądam wyzywająco na Arka, na twarzy ma wypisaną irytację.
-O Boże to straszne!- Piszczy Agnieszka.
-Nie jest tak źle- zapewniam. Kątem oka obserwując Arka odbierającego telefon i wchodzącego na zaplecze. Nie zdejmuje ze mnie wzroku. Świetnie. Pół godziny później okazuje się, że mam już umówioną pełną obdukcję i całą masę badań, które zajmą mi pięć lat. Trafia mnie szlag gdy w drzwiach szpitala spotykam Piotra i Kleo.
-Kurwa- mruczę poirytowana- no dajcie spokój. –Cedzę przez zęby.
-O Boże, źle wyglądasz- Kleo jest cała zestresowana. Ogląda mnie uważnie. Rozcięty łuk brwiowy i otarcia od pasa nie są aż tak przerażające na ile wskazuje jej przerażone spojrzenie.
-Spóźnimy się- mruczę ciągnąc ją za sobą. Piotrek na szczęście daruje mi załamywanie rąk i trzyma się z dala.

Po obdukcji wracam już z samym Arkiem do restauracji i z przyjemnością zaharowuje się na śmierć. Robię papierkową robotę na cały następny tydzień i poprawiam folder z opcjami wynajmu. Poprawiam cennik który miałam zrobić już od trzech miesięcy i nawet wymieniam wszystkie żarówki na ledowe. Miałam to zrobić w tamtym tygodniu a później zabieram się za reorganizację chłodni. Przerzucam skrzynki i zmieniam wszystko bo już od dłuższego czasu irytuje mnie to, że nie jest to ustawione bardziej logicznie.
-Może ci jednak pomóc?- Rysio, szef kuchni przychodzi już trzeci raz i przerażony patrzy jak przerzucam worki z warzywami.
-Rysiu, proszę cię- podnoszę się i patrzę na niego oczami pełnymi łez. –Nie teraz.
-Mogę… -zaczyna ale ja wiem, że nie mogę sobie na to pozwolić. Nie dać wejść temu psycholowi do mojej głowy.
-Nie, poradzę sobie- mówię ostro i wracam do przerwanej czynności dając się obserwować pełnymi empatii oczami.

-Krzysiek rozliczył wszystkich, masz do zrobienia tylko kopertę, ale wszystkie papierki są też wydrukowane. –Arek oznajmia wchodząc na kuchnię w której uparcie szoruje czysty przemysłowy okap.
-Która jest godzina?
-Za dziesięć pierwsza- mówi szybko rzucając okiem na zegarek.
-Ok., mogą iść do domu. –Oznajmiam mu i chwytam za szczoteczkę do zębów.
-Nie, już to zostaw- łapie mnie za rękę. –Ubieraj się zabiorę cię do domu. –Ciśniemy się na spojrzenia.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić!- Oburzam się.
-Cały dzień pozwoliłem ci się katować a teraz pojedziesz uspokoić męża, bo on też jest w tym bagnie. –Patrzy na mnie wkurzony.
-Bagno to dobre określenie- przytakuje i wyrywam szczoteczkę z jego ręki. –No idź im powiedz, że mają iść. Ogarnę tylko to i idziemy. Daj mi pięć minut.
-Będę na górze Pani Hartman. –Zapewnia profesjonalnie mój goryl zupełnie jakbyśmy się nie spierali przed chwilą.

Jestem odprowadzona pod same drzwi mieszkania i obejrzana w progu przez Przemka.
-Nic mi nie jest- marudzę gdy wkurzająco długo mnie skanuje.
-Idziesz spać?- Pyta wyraźnie zmartwiony.
-Taki mam plan- mruczę zrzucając z siebie bluzę i zostawiając ją w salonie. –Tomek śpi?- Pytam.
-Nie, przed chwilą był jeszcze w kuchni. Dużo dzisiaj gadał przez telefon.
-Dzięki- odpowiadam łagodniej i idę do sypialni.
-Botki na obcasie czy traperki?- Pyta pokazując mi moje buty.
-Obie lubię- odpowiadam odruchowo a on obie pary pakuje w worki i wkłada do walizki. Mojej największej podróżnej walizki.
-Co robisz?- Patrzyłam jak układa moje ubrania na łóżku. –Sprzątasz?
-Pakuje cię. – Popatrzył na mnie, widocznie opadły mu ramiona jakby był zrezygnowany.
-Coś konkretniej?- Pocałowałam go w policzek i usiadłam obok ciuchów.
-Rozmawiałem z tatą, uważamy, że najwyższa pora żebyś pojechała do Szczecina i zniknęła temu świrowi trochę z oczu. Martwimy się o ciebie.
-Ok.- Wzruszyłam ramionami.
-Serio?- Uśmiechnął się szeroko.
-I tak nie mam władzy, nie ma co się upierać, szkoda tylko, że ze mną nie porozmawialiście. –Wiedziałam, że upieranie się nic nie da, ale irytowało mnie, że tak załatwiają wszystko poza mną. Jestem wystarczająco twarda, żeby znać szczegóły i nie zwariować. Wolałabym, żeby dali sobie siana z tą ochronną bańką. Może ten Szczecin to nie najgorszy pomysł będę miała trochę wytchnienia i normalności.
-Nie gniewaj się- prosił stojąc obok i badając moją reakcję.
-Nie ułatwiacie mi tego. Nie gadajmy o tym, nie ważne. –Pokręciłam głową, nie miałam siły na kłótnię. –Jestem taka zmęczona. –Położyłam się na narzucie. –Zostaw to, spakuje się rano.
-Macie rano wyjechać.
-Zdążę, nie martw się. –Zapewniłam. -Ja pracuje, nie mogę tak po prostu wyjechać.- Próbuje argumentu który z góry skazany jest na przegranie tej dyskusji, ale zawsze warto spróbować.
-Już wszystko załatwiłem kochanie. Nie martw się. Ciocia już od dawna szkoli Krzyśka na taką okazję, trochę go przypilnuje i chłopak da radę.
-Jak to Krzyśka szkoli? Zwalnia mnie?- Usiadłam na łóżku zaskoczona. Chciało mi się płakać.
-Nie, Nela, kto zwolniłby najbardziej wydajnego pracownika? Dostajesz urlop.
-Nie zwalnia mnie?
-Nie Kochanie- szatyn stał na wprost mnie z moimi koszulkami w ręku. –Musisz pojechać do szczecina żeby dać się sytuacji trochę rozjaśnić. Jak ciebie nie będzie to przestanę tańczyć wokół tego frajera i dobiorę mu się do dupy z każdej możliwej strony. Michał już od dawna kombinuje co i jak zrobić. Pojedziesz?- Klęknął na jedynym konie i patrząc mi w oczy.
-Mam inne wyjście?
-Kłócić się ze wszystkimi których Kochasz. Kleo obiecała, że najdzie czas żeby do ciebie podjechać, od dawna chciałaś zobaczyć się z Markami i Zosią




12 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że Tomek znalazł sposób żeby skutecznie dobrać się do tego faceta jak ciebie nie było i że ten koszmar dla Was się już skończył. Czekam na relację z pobytu w Szczecinie i z reszty zdarzeń :)

    ~Kalinaaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy skutecznie, ale sprawy postępują.
      Relacje ze Szczecina się piszą. :*

      Usuń
  2. BLONDE ANGEL: Ze Szczecinem mieli dobry pomysł, na pewno ten idiota się motał bo w żadnym ze znanych mu miejsc Ciebie nie było. ja podobnie jak Kalinaaa czekam na dalszą relację :) buziaki i pozdrowienia! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście Blondyna, pisze się wyjątkowo wolno, ale się pisze :)

      Usuń
    2. BLONDE ANGEL: to czekam niecierpliwie na nowość :)

      Usuń
  3. Zgadzam się z Blonde pewnie nieźle się namęczył próbując Cię znaleźć w Krakowie. To jest jakiś koszmar ile ten psychol może za Tobą łazić...

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekamy na dalszy rozwój sytuacji :)
    ~kiyad

    OdpowiedzUsuń
  5. mam nadzieję, że odpoczęłaś w Szczecinie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobry pomysł z tym Szczecinem dla zdrowia psychicznego. Naladujesz akumulatory i spedzisz czas z rodziną :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Sweet Angel: Nel! ;* Troszkę spóźnione, ale wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Spełnienia wszystkich marzeń, realizacji planów, zdrowia, uśmiechu oraz przede wszystkim spokojU ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć dziewczyny.!Czy któraś z Was mogłaby mi wysłać wszystkie opowiadania z real-love.?Niestety utraciłam wszystko przy naprawie laptopa.Mój mail: julcia054@wp.pl Z góry dziękuje.;)

    OdpowiedzUsuń