Moment w którym wkładasz na siebie suknię ślubną jest magiczny. To już nie przymiarka, nie zdejmiesz jej za chwilę i nie zostawisz na wieszaku u krawcowej. Tym razem pójdziesz w niej do ołtarza a na końcu drogi będzie czekał twój mąż. Zakładasz ją na siebie z pomocą mamy i najlepszej przyjaciółki, wiesz, że obejrzą Cię z każdej strony i sprawdzą czy wszystko pasuje a gdyby nie daj Boże okazało się, że coś jest nie tak to twój sztab antykryzysowy natychmiast znajdzie rozwiązanie. Jesteś pełna spokoju, dojrzewałaś do tego momentu latami to jest twój dzień. Pojawia się twój ojciec, mężczyzna na którego ramieniu wspierałaś się do tej pory, przychodzi po to żeby pomóc ci w tej ostatniej rzeczy ma cię odprowadzić na miejsce a ty widzisz w jego oczach, że nie w smak mu oddawać swoją córkę już teraz. „Facet jest ok i kochasz go jak syna, ale przecież nie trzeba od razu za niego wychodzić.”
Tomek czekał na swoją mamę w drzwiach tarasu, jak to mama poprawiła jego muszkę uśmiechnęła się mimo oczu pełnych łez i złapała go za rękę którą do niej wystawił. We dwoje ruszyli do altanki w której jej syn miał wziąć ślub, Tom wpadł na ten pomysł parę dni temu pomyślał, że mamie będzie miło jeśli ją tak wyróżni. Pani Agnieszka była wzruszona tym pomysłem i natychmiast się zgodziła. Szli we dwoje trzymając się za ręce a za nimi chłopcy wszyscy niesamowicie eleganccy. Mamie mniej więcej w połowie drogi puściły emocje i rozpłakała się ze wzruszenia, syn uniósł jej rękę do ust, pocałował a później złapał w obie dłonie i położył na swojej piersi.
-Przestań płakać to najszczęśliwszy dzień mojego życia- szepnął do niej a ona uśmiechnęła się zbierając się w sobie. Stanęli pod altanką chłopcy mijali ich w milczeniu a oni popatrzyli na siebie, Tomek ucałował mamę i poczekał aż usiądzie, później podszedł do mojej ją też pocałował w dłoń i stanął na swoim miejscu spoglądając na taras.
Wyszliśmy na powietrze i pierwsze co mnie uderzyło to temperatura powietrze było ciemne jak zupa a na mnie patrzyły oczy mojego teścia i męża jednocześnie. Mało nie zaczęłam chlipać ze wzruszenia.
-Idziemy?- Tata delikatnie dał mi do zrozumienia, że zbytnio przeciągam.
-Jasne- stanęłam na trawniku i zrobiłam pierwszy krok. Mało nie padłam! Moje piękne niebotycznie wysokie szpilki wbiły się w trawę i zatopiły w ziemi. –Tato, nie pójdę zniszczę buty, wbijam się.
-Zaniosę Cię.
-Nie!- spanikowałam- nie możesz. Spróbuję.- Chciałam podnieść nogę, ale tata już zdążył klęknąć i zdjąć mi buty. – Założysz na miejscu. –Zapewnił mnie. Był siłą spokoju. Ruszyliśmy w stronę Tomka, uśmiechałam się do rozbawionych ludzi. Szliśmy oboje uśmiechnięci i szczęśliwi, przyjrzałam się Pike’owi wyglądał na wzruszonego.
-Kocham Cię- powiedział tak sam z siebie łamiącym się głosem.
-Proszę cię weź mi tego nie rób Pike- pocałowałam jego policzek przyklejając się do niego mocniej. –Nie rozklejaj się, to ja cię kocham. –Machał ręką w której trzymał moje szpilki jakbyśmy postanowili wybrać się na przechadzkę w trakcie pikniku. W trakcie wszystkich prób był spięty, znudzony albo ciągnął mnie w prędkością światła a dziś pełen relaks. Dostojnie doszliśmy do końca, Kleo chwyciła mnie za rękę a tata pomógł mi włożyć buty. Tomek patrzył rozbawiony. Oddałam przyjaciółce kwiaty i spojrzałam na mojego przyszłego męża, był w tym momencie najprzystojniejszym facetem na ziemi. Miał na sobie idealnie skrojony czarny smoking który pokazywał jak świetnie jest zbudowany. Szerokie ramiona, wąskie biodra i umięśnione uda sportowca ułatwiły mu szykowanie się. Nie musiał się tyle malować, co ja żeby wglądać zniewalająco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz