25 stycznia 2015

Trzech Króli

Mój nagi mąż tulił mnie do siebie i całował ale przez dłuższy moment nie bardzo kontaktowałam. 
-Obudź się- zażądał. 
-Wal się Kochanie- starałam się do odepchnąć, ale roześmiał się głośno. 
-Nie będziesz żałować. –Pocałował mój policzek i przytulił mnie do siebie. 
-Hartman- jęknęłam obejmując go za szyję. –Czego ty chcesz?- Musnęłam jego usta nie otwierając oczu. 
-Już są twoje urodziny, chcę spełnić jedną w twoich zboczonych fantazji ale musisz się obudzić. –Uśmiechnął się szeroko gdy otworzyłam oczy. –Wiedziałam, że na „zboczonych” otworzysz oczy. 
-A mogę na urodziny życzyć sobie spokoju? 
-Możesz, ale rano będziesz żałować- całował moją szyję i tłumaczył mrucząc do ucha. 
-Co chcesz zrobić? 
-Zobaczysz- skubnął zębami moje ucho. Przekonywanie mnie zawsze było jego specjalnością. Westchnęłam otworzyłam oczy i usiadłam. 
-Idę umyć zęby bo nie umknął mi twój świeży oddech, jak wrócę to wszystko ma być gotowe jak nie to idę spać. –Oznajmiłam stawiając stopy na ziemi. –Moja szczoteczka tak jak twoja ma dwuminutowy cykl. –Zamknęłam drzwi łazienki patrząc jak się szczerzy. 

-Naleśniki z czekoladą!- Wydzierał się Przemek potrząsając mną jak marionetką. 
-Zamknij się, błagam- jęknęłam obracając się na drugi bok. Leżałam w łóżku za oknem było jeszcze ciemno a on miał w ręku talerz, Tomka już nie było. 
-Nie śpij, śniadanie cieszy się, że cię widzi. Musisz wyjść za godzinę. –Zostawił talerz na szafce nocnej i łaził po pokoju zapalając światło, odkrywając mnie i odpalając radio z porannymi informacjami. –Kąpiel czy prysznic? 
-Spanie- jęknęłam zasłaniając oczy przedramieniem. 
-Co robiliście w nocy?- Rzucił się na łóżko obok mnie. –Pierwszy raz cię słyszałem tak głośno a mieszkam tu już ze cztery miesiące. –Szczerzył się jak głupi. 
-Spełnialiśmy moją fantazję- ja też się wyszczerzyłam rozbudzając się odrobinę. Gapił się na mnie i czekał na relację. –Nie mogę ci powiedzieć, Hartman mi zabronił, jak powiem to nigdy więcej mi tak nie zrobi. 
-No skandal, już nawet nie można normalnie porozmawiać. –Obruszył się Przemek. 
-Przeżycia warte trzymania gęby na kłódkę- rozmarzyłam się sięgając po urodzinowe śniadanie. –Pyszne- jęknęłam zadowolona. –Dziękuję- pocałowałam cały czas boczącego się przyjaciela. 

-Sto lat- Arek przywitał mnie bukiecikiem kwiatów. 
-No daj spokój, nie musiałeś- wyszczerzyłam się. –Bardzo dziękuję- pozwoliłam sobie przytulić się do niego szybko. Wyszliśmy z mieszkania i wróciliśmy do normalnego trybu życia. Dzień w pracy minął szablonowo, żadnych większych niespodzianek, miałam kilka rozmów kwalifikacyjnych na kelnerki, ale żadna nie wpadła mi jakoś specjalnie w oko. 
-Co robisz?- Arek wgryzł się z jabłko i usiadł przy moim stoliku zaglądając mi w monitor laptopa. –Szefowo- szepnął karcąco i się uśmiechnął. –Serial?- Szepnął gdy wyjęłam słuchawki. 
-Cii- położyłam palec na ustach i się uśmiechnęłam. –Dobre te jabłka? –Spytałam bo zamówiłam inne niż zazwyczaj. 
-Lepsze od tamtych- pokiwał głową. 
-Zrobić wam kawy, albo coś?- Magda pojawiła się jak zawsze gdy Arek tylko pojawił się obok mnie. 
-Nie- pokręciłam głową. –Dzięki, mam w biurze jeszcze herbatę. 
-A Tobie?- Spojrzała na mojego ochroniarza, ale posłał jej tylko spojrzenie w stylu „przestań za mną łazić” i rzucił zwyczajne: 
-Dziękuję. 
-Dałbyś jej w końcu się ze sobą przespać, przeszłoby jej- zaśmiałam się zatrzaskując komputer. 
-Nie żałuj jej, nie jest zakochana, to drapieżnik, dzisiaj robi smutną minę bo wypróbowuje na mnie nową taktykę. Nie przepadam za byciem trofeum na kominku. Jak jej czasem ktoś odmówi to będzie mądrzejsza może odrobinę. 
-Tak tylko mówię- wzruszyłam ramionami a mój telefon zawibrował. Otworzyłam smsa od męża. 
-„Kto jest najlepszym mężem na świecie?” –pytał a pod spodem było zdjęcie. Gapiłam się na jakieś dwa papierki, albo kartoniki. Powiększyłam zdjęcie i rozpoznałam Olliego Mursa mój mózg nie trybił. Nie bardzo kumałam o co chodzi, miałam już kilka najnowszych płyt. 
-„Co to?” –Odpisałam bo nie bardzo wiedziałam na co patrzę. 
-„Chcesz zobaczyć Mursa na żywo w maju?” 
-O nie!- Wyrwało mi się i znów otworzyłam załącznik. Bilety. Bilety na koncert, rzeczywiście pierwszy maja. Londyn. –Rozejrzałam się po sali ludzie odwracali się jeszcze z powodu mojej entuzjastycznej reakcji. –O matko- szczerzyłam się patrząc na telefon. –No nie wierzę. –Jarałam się jak dziecko. Chciałam już wcześniej jechać do Londynu, tylko dla samego miasta a jeśli będę mogła jeszcze zobaczyć koncert to jestem w siódmym niebie. –Jesteś najlepszym mężem na świecie- powiedziałam na wstępie. –Na jak długo jedziemy? 
-Dziesięć dni. 
-Na ile? 
-Zabieram cię na dziesięć dni do Londynu, no Anglii, nie tylko do Londynu. 
-Dziękuję. –Uśmiechałam się szeroko na samą myśl. 
-Nie ma za co-odpowiedział siadając obok mnie. 
-Co ty tu robisz?- Musnęłam jego usta. 
-Mam chwilę przerwy. Pomyślałem, że mogę wyskoczyć na kawę. –Uśmiechnął się ciepło pogłaskał mój policzek a Arek podniósł się od stolika zostawiając nas samych. –Miałem dobry pomysł? –Wyglądał jakby nie do końca wiedział czy sprawił mi przyjemność. 
-Żartujesz? –Byłam zaskoczona. –Jestem przeszczęśliwa, zrobiłeś mi cudowny prezent. –Pocałowałam go czule. –Obawiam się, że nie będę cię potrafiła przebić w tym roku. –Trzymałam go za chorą rękę. 
-Czyli niepotrzebnie podnoszę poprzeczkę?- Spytał grzebiąc po kieszeniach płaszcza. 
-Jak to?- Podał mi dwa kartoniki, z początku myślałam, że to bilety na nasz koncert. –O nie!- Znów wyrwało mi się na całą salę, tym razem zaczęli się już podśmiewywać ze mnie. 
-Upiór w operze, może być? 
-Niezwykły duet nasz usłyszy noc bo masz nade mną już nadludzką moc- wyszczerzyłam się parafrazując tekst upiora. Złapał mnie za policzki i zaczął całować jak wariat. Odbierał mi oddech i przyprawiał mnie o ciarki. 
-Wszystkiego najlepszego Słonko- oderwał się ode mnie i złapał oddech, nim zdążyłam coś powiedzieć znów skradł mi czuły pocałunek. 
-Dzięki- rozpromieniona patrzyłam jak on się cieszy. –Zjesz coś? –Upewniłam się korzystając z okazji, że już do mnie zaszedł. 
-Sałatkę? 
-Tą co zawsze? 
-No, czemu nie- wstał, żeby zdjąć płaszcz. 
-Madga, załatwisz nam dwie sałatki?- Poprosiłam. 
-Of course. –Pokiwała głową i pobiegła na kuchnie za której drzwiami przed chwilą zniknął Arek. Sekundę po tym mój ochroniarz znów pojawił się na Sali, miał na sobie sweter żeby nie świecić logo restauracji na swojej koszulce. Usiadł przy stoliku blisko wejścia na swojej pozycji do obserwacji. 
-Ciągle za nim biega?- Mój mąż też był rozbawiony determinacją mojej barmanki. 
-Nie daje mu żyć- zachichotałam a Tomek patrzył na mnie dziwnie. –No co? 
-Ślicznie chichoczesz- pocałował moją dłoń. 
-No weź- zmieszałam się, mimo, że tak długo byliśmy ze sobą jego uwielbienie zawsze mnie krępowało. Uśmiechnął się szeroko. 

Niewidzialni z dziewczynami, mama i Wojtek czekali na mnie w domu więc zatrzymałam Arka na moim mini przyjęciu, bo nie chciałam odpuszczać treningu. Zjedliśmy tort, ci co mogli napili się porządnego wina musującego a ci co nie dostali do toastu piccolo, nie świętowaliśmy długo bo wszyscy mieliśmy jakieś zobowiązania. 
-Słuchajcie myślałem już nad tym trochę i zastanawiam się co wy myślicie- odezwał się Kuba sączący piccolo. 
-No?- Mruknął Konrad między porcjami torta wkładanymi do ust. 
-Co gdybyśmy za każdym razem tak robili z naszymi rodzinami. Krótkie spotkanie na torta toast i spadamy. Moglibyśmy robić jedną wielką imprezę w jakiejś ustalonej dacie, tak jak zrobiliśmy w wakacje parę razy. To byłoby fajniejsze. 
-Ja chcę swoje urodziny- pokręciła głową Karolina. 
-Ja w sumie też swoje lubię- Kleo nie była przekonana –poza tym Paweł zawsze robi Roksanie jakąś niespodziankę i jej nigdy nie ma w urodziny. 
-Możemy robić co rok wielką imprezę z okazji bycia Niewidzialnymi, taki kolejny rok wspaniałej przyjaźni. –Stwierdziłam. 
-Tworzymy legendę- Łukaszowi pasowało. 
-To wszyscy za?- Spytał Kasjan. Przegłosowaliśmy, przyjęte jednogłośnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz