Niedziela rano, niby jak zawsze. Rankiem było południe, przeciągnęłam się i odwróciłam na drugi bok. Tomek spał tak spokojnie. Pogłaskałam jego policzek, musnęłam delikatnie usta i zeszłam na dół. Włożyłam tylko błękitną koszulę Tomka i włączyłam ekspres. spojrzałam do lodówki. Zostało nam jeszcze sporo "świątecznego" jedzenia, ale nie miałam na nie ochoty. Wybrałam tylko sałatkę z makaronem. Dziubałam ją powoli, przygotowując grillowaną pierś z kurczaka, miałam ochotę na konkretne jedzenie. Zrobiłam cztery piersi i wrzuciłam frytki do piekarnika.
-Pachnisz cały dom- poskarżył się Tomek- przyszedł zaspany podrapał się po głowie i patrzył jak wyjmuje frytki. -Nie myślałaś, żeby się ubrać skoro gotujesz?
-Czy lodówce robi różnicę czy jestem tylko w twojej koszuli?
-Lodówce nie, ale to moja ulubiona koszula.
-Mogę ją zdjąć- zaśmiałam się zrzucając frytki na talerze.
-Szkoda, żeby jedzenie wystygło- stwierdził obojętnie chwytając pierwszą frytkę w palce.
-Idź umyj zęby Hartman- klepnęłam go w tyłek.
-Muszę?- Roześmiał się idąc do łazienki.
-Tak, bo nie dostaniesz śniadania.
-No to pójdę- mruknął "niezadowolony". Wrócił po chwili gdy wyciągałam sztućce.
-Pachnie świetnie- pochwalił czekając aż ja podejdę do stołu, odsunął mi krzesło i dopiero sam usiadł.
-Miałam ochotę na coś normalnego.
-A jak się czujesz po imprezie?- Rzucił niby mimochodem, ale widziałam, że był zaniepokojony. W drugi dzień świąt byliśmy na przyjęciu u jego babci, było więcej znajomych niż rodziny, więc babcia przedstawiała mnie wszystkim. Właściwie mówiła o naszej dwójce, tylko, że o Tomku mówiła jako o odpowiedzialnym mężczyźnie a ze mnie zrobiła głupią gąskę która "chce być sławną dziennikarką". Uśmiechałam się oczywiście cały czas, choć przyznaje ukuło mnie to, że przedstawiła mnie w takim świetle.
-Ok- nie chciałam się wdawać w dyskusję.
-Wiesz jaka ona jest.
-Wiem. -Nadgorliwie żułam kęs mięsa.
-Zdenerwowało cię to. Przepraszam.
-Nie chcę, żebyś za nią przepraszał. To nie twoja wina, że babcia mnie nie lubi. Trudno, przełknę to. Nie musi mnie lubić, nikt jej nie zmusza. Wolała Kaśkę*, rozumiem. Nie mam nic przeciwko, ja też ją lubię. Przykro mi tylko, ze nie widziała jak bardzo się starałam.
-Przepraszam- spuścił głowę. -Powinniśmy jechać do Szczecina i darować sobie to przyjęcie.
-Nie, byliśmy tam bo sporo osób tego oczekiwało. Wiem, że zazwyczaj wybierali się tam rodzice, więc jeśli tym razem mieliśmy być my nie zamierzam się sprzeciwiać. -Wstałam żeby nalać soku. -Wiesz gdzie jest sok?- Spojrzałam na niego rozdrażniona tym, że nie mogę znaleźć tego cholernego kartonu.
-Na szafce na wprost ciebie. -Uśmiechnął się i podszedł do mnie.
-Ślicznie wyglądałaś w tej sukience wczoraj.
-Tom, błagam, nie zamierzam płakać ani histeryzować, miałam być miła i uśmiechnięta więc byłam. Proszę bardzo, obowiązek spełniony. Pozwolisz, że pojedziemy tam następnym razem na dzień babci.
-Skończ jeść i idź się połóż, ja pozmywam. -Patrzył mi prosto w oczy.
-Nie patrz na mnie tak!
-Jak?!- Roześmiał się.
-Jakbym była malutka i bezbronna i jakbyś mnie musiał bronić przed złym światem.
-W końcu jesteś jeszcze moją gówniarą no i chcesz być sławna, tak daleko ci do twardego stąpania po ziemi. Ktoś musi bu być odpowiedzialny kiedy ty bujasz w obłokach i marzysz o sławie- wznosił oczy do nieba i mówił jakby w to wierzył.
-Jeszcze słowo i przysięgam będziesz chodzić z limem.
-Zjedz i idź. -Zamruczał mi do ucha.
-Po co?- Burknęłam patrząc na niego spod byka.
-Bo musisz zdjąć koszulę a ja ci pomogę. Zjedz i spadaj mała.
-Ok- poczłapałam do stołu i skończyłam jeść.
-Już ja popracuje nad twoim nastrojem- zapewnił zadowolony.
-Ok- rzuciłam przez ramie wchodząc po schodach.
*Kaśka- była Tomka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz