25 stycznia 2015

Bodyguard

Otworzyłam rano drzwi do mieszkania. Arek stał gotowy do pracy. 
-Kimnęło mi się.- Oznajmiłam. –Wejdź potrzebuje pół godziny. 
-Dobrze Pani Hartman. –Pokiwał głową stając w przedpokoju. 
-Będziesz tak stał? –Uniosłam jedną brew spoglądając na niego. 
-Potrzebuje Pani pół godziny, będę czekał. Woli Pani żebym stał przed drzwiami? –Mierzyłam go zdegustowanym wzrokiem. –Proszę powiedzieć co mam zrobić, jak Pani będzie wygodniej. 
-Wygodniej będzie mi jak zaczniesz się zachowywać jak człowiek. Rozbierz się, wejdź do kuchni, napij się kawy ja się w tym czasie wyszykuję. 
-To nie jest konieczne. –Zapewnił. 
-Mój ojciec był aż tak konkretny?- Spytałam patrząc jak zdejmuje buty. 
-Był dość konkretny. 
-Co powiedział? 
-Chce Pani wiedzieć? 
-Nie powiem mu, spokojnie. 
-Nie boje się Pani Hartman, Pani ojciec wie czego chce, jest świetnym dowódcą, nie zatrudnia nas do centrów handlowych. Upewniam się, że na pewno chce Pani to usłyszeć. Zapewnił mnie, że jak tylko włos Pani z głowy spadnie, to osobiście się pofatyguje, żeby ze mną porozmawiać. 
-Co to znaczy? 
-To znaczy, że wtedy osiągnie defcon 5. 
-Kochanie, zrobić Ci śniadanie?- Mój mąż przeciągnął się po wejściu do kuchni i ziewnął szeroko. 
-Możesz- uśmiechnęłam się patrząc na niego miał na sobie bokserki i temblak. 
-Cześć- Spojrzał na Arka. 
-Panie Hartman. –Kiwnął głową. –Pani Hartman życzyła sobie, żeby tu poczekać, ale jak woli Pan, żeby poczekać na zewnątrz. –Podniósł się ze stołka. 
-Cholera, naprawdę ich zdyscyplinował- Tomek spojrzał na mnie zdębiały. 
-Wartin- uśmiechnęłam się. –Zrób mi śniadanie a ja lecę się ubrać. 

-Słuchaj, nie wiem co powiedział ci mój ojciec, ale jak będziesz mi Hartmanował to się nie dogadamy. Chciałabym żebyśmy mówili sobie po imieniu i żebyś miał jakieś zdanie, bo jak znów zaproponujesz, że poczekasz na klatce to padnę na cycki i już się nie podniosę. Bądź jak super wyszkolony opiekuńczy kumpel, ok.?- Spojrzałam na niego gdy wsiadaliśmy do samochodu. 
-Dobrze, jak sobie życzysz. Nelly? 
-Nel, moja matka mówi do mnie Nelly. 
-Więc jesteście jednym z tych idealnych małżeństw? –Spytał jakby rozluźniając się. Wojtek przedstawił sprawę konkretnie, pierwszy raz mamy zawieźć ochronę na miejsce i oddać im kluczyki. Oni mają prowadzić i kontrolować sytuację po nauczeniu się trasy. 
-To znaczy? 
-No, ona jest śliczna, on przystojny, kochają się na zabój, nigdy się nie kłócą, zawsze są gotowi na odwiedziny, piękne czyste mieszkanie. –Wymieniał. 
-Nie, idealnym nie. Przemek wczoraj sprzątał. Dlatego jest czysto. 
-Wiem co widziałem. –Rozglądał się czujnie za każdym razem jak stawaliśmy na światłach. –Zresztą można się było spodziewać, ze facet za którego wyjdzie córka pułkownika, będzie ją nosić na rękach, to, że jest Pani aż tak ładna tylko ułatwia mu sprawę. 
-Mój ojciec ceni Tomka. Nigdy nie traktował go jak rekruta na stanowisko męża. Ja go wybrałam, ja podjęłam wszystkie decyzje, a mój ojciec też zobaczył w nim świetnego faceta jakim jest. 
-Nieźle. –Przyznał. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Po wejściu do restauracji mój goryl ściągnął na siebie spojrzenie moich kelnerek. –Gdzie mogę zostawić kurtkę?- Upewnił się. 
-Dam ci jakąś szafkę- zapewniłam. Miał na sobie już koszulkę z logo restauracji. Mimo, że była XL była ledwie akceptowalnie dobra. 
-Cześć- Magda jak zwykle wychyliła się przed szereg. 
-Dzień dobry- odpowiedział jej oficjalnie i zmierzył krytycznie. –Pani Hartman może mi Pani pokazać lokal? 
-Jasne- spojrzałam na niego rozbawiona, chyba skumał, że nie będzie miał łatwo z moimi rozochoconymi kelnerkami. Przeszłam z nim przez wszystkie pomieszczenia restauracji wyjaśniłam jak i co wszystko funkcjonuje, przy okazji przedstawiłam go każdemu pracownikowi. Chyba był obcykany ze wszystkiego gdy otworzyliśmy. 

-Boże jaki on jest piękny- Magda zajrzała do mnie do biura. –Możemy go zatrzymać? 
-Weź się do roboty, on tu jest żeby pilnować porządku, a nie na schadzki- pogoniłam ją żeby wiedziała, że nie będę akceptować maślanych oczu. 
-Proszę? 
-Magda, serio, spadaj. 
-Tak jest Pani Hartman- uśmiechnęła się i zasalutowała. –Będę grzeczna- zapewniła pogodnie. 

Plus z obecności Arka był taki, że nie byłam nigdzie uwiązana za nogę, minus, że musiałam go wszędzie zabrać. Pojechał więc ze mną koło południa na pooperacyjną kontrolę do ginekologa a po pracy zabrał mnie do Kleo. 
-Hej- weszłam do mieszkania przyjaciółki i odstawiłam torebkę. 
-Neluś- Młody wyszedł z pokoju i rozłożył ramiona na mój widok. 
-Cześć- uściskałam go. 
-To jest ten twój goryl? –Spytał rozbawiony mierząc Arka. 
-Uważaj to wysoko wykwalifikowany pracownik mojego ojca, raczej potrafi się kogoś pozbyć i zakopać ciało tak żeby go nikt nie znalazł, więc może go nie obrażaj. –Tłumaczyłam zdejmując buty. 
-Poczekać na zewnątrz? -Spytał Arek. 
-Nie, mówiłam ci już, że masz nie stać na klatce. Lepiej się rozluźnij bo trochę tu spędzimy czasu. 
-Na jakiej klatce?- Kleo wciągała bluzę przez głowę wychodząc z sypialni. –Uuuuu- zawyła z aprobaty. –To jest Arek? Cześć Kleo- przedstawiła mu się. 
-Arek- potwierdził ściskając jej dłoń. 
-Nellusia- Karola wychyliła się z kuchni. –Wejdziecie wreszcie? 
-Oczywiście. 
-Karol, on nie wygląda jak Chris? Jak wyobrażenie Neli o Chrisie? 
-Którym? 
-No z Anioła! Chris po prostu Chris. Tak będę o nim mówić. 
-Nie będziesz miał łatwo- uśmiechnęłam się przepraszająco. 
-Nie szkodzi- zapewnił stając za mną i zakładając ręce na piersi. 
-Weź usiądź, napijesz się czegoś?- Spojrzałam na niego rozdrażniona, ile można mu powtarzać, że ma się wtapiać w tło? 
-Nie dziękuję, postoję. 
-No Chris!- Podniecała się moja przyjaciółka. –My też dostaniemy takich? 
-Nie mów tak żołnierze są próżni, pewnie jest gorszy niż Kasjan tylko jeszcze się hamuje. Na pewno jest bardziej próżny niż Kasjan. 
-Nikt nie jest bardziej próżny niż Kasjan- roześmiała się Karolina. 

-Kto to jest Chris?- Odezwał się Arek wioząc mnie do domu. Tomek miał wrócić za dwie godziny więc chciałam załatwić trening przed jego powrotem. 
-Postać literacka. –Odparłam obojętnie. 
-Twoje wyobrażenie, dlaczego? –Dopytywał. 
-Bo to ja jestem osobą która stworzyła tego konkretnego Chrisa. 
-Piszesz? 
-Już nie, może poza pamiętnikiem. 
-Gdzieś mogę to znaleźć? Chciałbym wiedzieć za kogo mają mnie twoi przyjaciele. 
-Zależy ci? 
-Jestem ciekawy, Kleo wyglądała na podekscytowaną. 
-Bo jesteś bardzo w typie tej konkretnej postaci. Wizualnie pasujesz, przy okazji jesteś wyszkolony. Chris był legionistom, mordercą, pilotem, był kochającym mężem i miał bardzo silną osobowość, choć żona była dla niego wszystkim. Zresztą jak on dla niej. 
-Brzmi pochlebnie. 
-Chyba tak. –Wzruszyłam obojętnie ramionami. 

-Jakbym był za ostry to daj znać, Pułkownik kazał mi nie zrobić ci krzywdy. 
-Jasne. – Patrzyłam jak wkłada łapy na dłonie. W salonie wszystkie meble były porozsuwane na boki a my staliśmy po środku ubrani w dresy. 
-Pokażę ci sekwencję uderzeń a ty postaraj się powtórzyć. –Tłumaczył mi dokładnie. 
-Ok. –Zademonstrował mi kilka ruchów. Podskoczyłam kilka razy na palcach i pokiwałam głową na boki, po czym powtórzyłam co pokazywał. -Możesz trzymać łapy na swoich pozycjach? Jak mi obniżasz żebym trafiła to nie wyzwanie a ja mam się umieć obronić. 
-Chcesz się na serio zmęczyć?- Spytał. 
-Tak!- Krzyknęłam wkurzona- Prosiłam o trening nie o zabawę! 
-Dobra, zrobimy tak zaatakuj mnie ja się będę bronić- zachęcił więc pokazałam co potrafię. –Jesteś dobra!- Był zaskoczony. –Potrafisz się bić. –Nie dałam mu zbyt dużo gadać, znów na niego natarłam, zrzucił łapy i pozwolił mi się dalej wyżywać odpierając moje ataki. –Naprawdę dobra! –Nie mógł uwierzyć. Złapał moje pięści w ręce. –Uwolnij się. –Szarpałam się z nim z początku ale później pomyślałam, że w końcu tata za coś mi płaci. Kopnęłam go w kolano, tak, że się zgięło. Wpakowałam sporo siły w kopnięcie go w żebra zarzuciłam mu nogę w zgięcie łokcia, ale dalej mnie nie puścił. Wypuścił tylko szybko powietrze przy każdym uderzeniu. Skorzystałam z całego ciężaru mojego ciała żeby zmusić go do uwolnienia chociaż jednej ręki. Udało się, ale zaraz złapał mnie za włosy i wykręcił mnie na dywanie przygniatając kolanem do ziemi. Postawił znów łapiąc za ramiona i unieruchomił, oplatając mnie moimi własnymi rękoma. 
-Coś mi się wydaje Siostra, że jednak go potrzebujesz- Przemek wyłonił się z sypialni. 
-Nikt, mnie nie będzie poniewierał. –Nadepnęłam mu na nogę, jednocześnie odpychając go tułowiem i wypychając ręce do przodu. Klasyka samoobrony, puścił mnie. Zaczęliśmy kolejną rundę obserwowani przez mojego przyjaciela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz