Brałam kąpiel gdy usłyszałam kroki w sypialni. W łazienki wszedł mój mąż w spodniach od garnituru i koszuli.
-Cześć –rzucił stając obok umywalki i myjąc ręce.
-No cześć Przystojniaku, wskakujesz? –Uśmiechnęłam się.
-Nie wiem- usiadł na brzegu. Był wyraźnie zmartwiony. –Albo- kilkoma nerwowymi ruchami zrzucił z siebie ubrania i temblak, usiadł za mną w wannie. Odwróciłam się odrobinę, żeby go umyć. Powoli odwinęłam bandaż z jego ręki i zdjęłam szynę.
-Mogę Panu służyć?- Spytałam biorąc myjkę. –Oferuje najlepszy relaks w mieście, będzie Pan zadowolony- nalałam żelu na myjkę, ale on dalej milczał zawzięcie nad czymś myśląc. Wiedziałam, że nie warto ciągnąć za język, więc umyłam go całego, wypuściłam trochę wody i dolałam ciepłej. Siedzieliśmy tak mocząc się i przytulając, po kilkunastu minutach ocknął się i pogładził mnie po policzku. Uśmiechnęłam się odchylając do tyłu i pocałowałam go delikatnie.
-Dzięki, tego potrzebowałem- pogładził mnie po ramieniu zostawiając ślad z piany.
-Powiesz co się dzieje?- Spytałam niepewnie.
-Prowadzę teraz taką sprawę. Bogaty koleś bije żonę, rozwodzą się i typ jest bardzo agresywny. Odgrażał mi się dzisiaj. Wdziałem go jak wychodziłem od ciebie z obiadu, ale szybko się zmył.
-Czym się martwisz? –Chciałam, żeby sformułował konkretne obawy.
-Myślę, że on chce mnie zastraszyć. Nie chciałbym, żeby coś ci się stało. –Przyciągnął mnie bliżej siebie i pocałował moje włosy.
-Mąż- uśmiechnęłam się szeroko. –Ja się umiem obronić przed jakimś kołkiem. Serio. –Zapewniłam.
-To nie jest typowy kołek Kochanie, ten koleś naprawdę wie jak się znęcać nad ludźmi, gdybyś przejrzała jej obdukcje. –Pokręcił głową znów odpływając myślami. –nie chcę żebyś sama gdzieś wychodziła. Wszystkie babskie wieczory na mieście. Upijanie się w pubach. Zawieszone. Nic Kochanie z tych rzeczy. Ktoś będzie cię odbierać z restauracji i domu i wiózł w dwie strony. Nie chcę żebyś się poruszała sama po mieście. Chociaż zabieraj ze sobą jednego z chłopaków, albo któregoś ze swoich kucharzy.
-Tomasz, ja prowadzę restaurację, on może równie dobrze wejść do środka i coś zamówić, albo robić awanturę i poprosić o szefa.
-Boże masz rację, jaki ja jestem głupi- złapał się za głowę. Wstał z wanny i obwiązał się ręcznikiem a mi podał szlafrok. Włożyłam go więc bez wycierania się i poszłam za nim do sypialni wcześniej tylko wyciągając korek z wanny.
-Ja naprawdę umiem się obronić!- Przekonywałam bo łapał już za telefon gotowy do działania.
-Cześć Tato- rzucił do telefonu.
-Nie! No serio?! Jak mu powiesz to mam przesrane! Umiem się bić!- Wkurzyłam się.
-Milcz żona!- Obruszył się.
-Jak sobie chcesz- rzuciłam się na łóżko już godząc się ze swoją porażką i znów słuchałam jak opowiada tą samą sytuację mojemu ojcu. Gadali prawie pół godziny, Pike nigdy nie rozmawia tyle przez telefon, max dziesięć minut.
-Dobra tato, wiesz, że ja się dostosuje. Oczywiście. Tak, tak wiesz, że nosi kastet w torebce. –Pierwszy raz się zaśmiał. –No tak to moja uparta żona, oczywiście, że nie potrzebuje pomocy. Czasem myślę, że tylko ty umiesz ją do czegoś zmusić. Pewnie umrę jak tylko odłożę telefon, jakby co to powiedz wszystkim, że ich Kocham. (…) dobra, dzięki na razie tato. –Odłożył telefon i popatrzył na mnie siedzącą na łóżku. Wcale nie byłam szczęśliwa, że do niego zadzwonił.
-Co ci powiedział? Też nie wieży w umiejętności które mi przekazał, prawda?
-Chodź do mnie- usiadł obok i wyciągnął w moją stronę rękę. Ułożyłam się w jego ramionach i pocałowałam go delikatnie. Wiedziałam, że robił to z troski, ale to było takie niepotrzebne. –Kocham cię- wyznał rozwiązując mój szlafrok i przenosząc pocałunki na moje obojczyki, westchnęłam zachwycona.
Tuliłam się naga do mojego męża i patrzyłam w jego piękne oczy.
-Mów wreszcie Hartman. Teraz Niewidzialni w komplecie maja mnie wozić do pracy?
-Nie, tylko jutro. –Uśmiechnął się do mnie.
-Serio? Chodziło tylko o jeden dzień? Po to ta panika?
-Tak, jutro przylatują ochroniarze, Niewidzialni mają pracę, nie mogą być na twoje skinienie.
-Ochroniarze? Co ja gwiazda pop jestem?- Oburzyłam się podrywając. Siedziałam wkurzona i obserwowałam go z góry.
-Kochanie- mruczał cicho i gładził moje żebra palcami, później przejechał po boku mojej piersi i pocałował ją. Znów ułożył się, ale nie przestawał mnie gładzić wiec dostał po ręce.
-Hartman! Nie zajmiesz mnie tak. –Warknęłam, bo podobało mi się coraz bardziej. –Nie chcę ochrony.
-Ktoś będzie ci towarzyszył od domu do domu. Tylko poza domem, będzie ktoś z tobą. Ze mną też, bo tata się upierał.
-A w pracy?
-Będzie w restauracji.
-Co?
-Kochanie, nie zniósłbym gdyby coś ci się stało prze moją pracę. Nie chcę nawet o tym myśleć. Błagam, nie buntuj się, potrzebuję wiedzieć, że wszystko z tobą dobrze. – Leżał ze mną twarzą w twarz i choć bardzo nie chciałam się na to zgodzić to rozumiałam go bardzo dobrze. Wstałam chwilę później, żeby zrobić mu nowy opatrunek, łokieć dawał ku ostro popalić, więc starałam się dbać, żeby miał wszytko porządnie opatrzone.
-Hartman, jak miło cię widzieć- Wojtek zajrzał do restauracji w porze obiadowej. Mogłam przypuszczać, że nie przepuści okazji żeby wybrać się służbowo do Krakowa.
-Pana też Pułkowniku- dałam się uściskać i zaprosiłam go do stolika. –Jest Pan głodny?
-Nie, zjadłem kebaba po drodze.
-Tureckie gówno- burknęłam. –Jak to będzie wyglądać?
-Normalnie. –Stwierdził zadowolony, podobało mu się, ze może mnie zirytować. –Tomek jest z jednym z pracowników w kancelarii i wszędzie gdzie idzie, ty też dostaniesz swojego i będziesz z nim tutaj przez cały czas. Ja jestem tylko po to, żeby zmienić ich w trakcie wolnego. Gdyby cokolwiek się działo, albo intuicyjnie wyda ci się, że coś jest nie tak daj znać.
-Magda, zrób mi kawy proszę- obejrzałam się na barmankę.
-Ja też- odezwał się Pułkownik bo z szoku nie pomyślałam o nim.
-White americano i americano czarne jak dusza tego Pana- odpowiedziałam na jej pytające spojrzenie. –Brzmi jak straszny syf. –Powiedziałam patrząc na niego.
-Ciesz się, że masz drzwi antywłamaniowe bo twój ojciec chciał jeszcze kogoś wewnątrz.
-A dostawa?- Spytałam bo musiałam mieć wszystko poukładane w głowie.
-Rozejrzę się i dam ci znać. Przedstawisz mnie pracownikom?
-Tak.
-Masz- podał mi książeczkę do celów sanitarno epidemiologicznych. –W razie jakichś kontroli. Mogę wleźć na kuchnię bo mam papiery. Arek też swoją ma.
-Dzięki. –Zebrałam na szybko wszystkich pracowników i kilku żołnierskich słowach opowiedziałam im o sytuacji i o Wojtku. –Dobra, to do roboty. –Zakończyłam a oni rozeszli się na stanowiska.
-To dobry pomysł- stwierdziła Magda. –Niczym się nie martw.
-Nie znoszę być na smyczy-wyznałam podenerwowana.
-Ten koleś wygląda jakby się znał. –Stwierdziła.
-Wiem, to jeden z najlepszych w Polsce prawdopodobnie. –Odpowiedziałam jej.
-Ty jesteś kierownikiem sali?- Spytał Wojtek pojawiając się obok nas.
-Nie, Krzysiek- wskazała.
-Wszelkie prośby o rozmowę z szefem trafiają do mnie, ja cenzuruję i jak uznam, że to kulinarny bełkot z którym nie dam rady sobie poradzić to dopiero idzie pani kierownik, jasne?
-Jasne. –Zapewniła.
-Mogę cię nauczyć menu pułkowniku. –Zaproponowałam. –Chłopaki z kuchni mogą ci pokazać co i jak się gotuje.
-Dobra i potrzebuje dwóch uniformów pracowniczych.
-Dwóch? –Zdziwiłam się. –Tak się szybko brudzisz? –Uśmiechnęłam się.
-Nie, nas jest dwóch, będziemy się wymieniać. Kiedyś muszę się spotykać z twoją teściową- uśmiechnął się rozbawiony.
-Pan jest chłopakiem Pani Agnieszki?- wrodzona ciekawość Magdy wygrała z profesjonalizmem.
-Oficjalnie jeszcze nic nie postanowiliśmy, ale nie zaszkodzi podziałać na nerwy waszej szefowej. –Poszedł sobie.
-Twoje matki mają podobny gust- stwierdziła rozbawiona.
-Mój ojciec i Wojtek to przyjaciele. –Przewróciłam oczami. –Jak ja go nienawidzę- burknęłam namyśl o migdaleniu się do mamy.
-Nela mogę na moment- Krzysiek stanął w drzwiach biura.
-Jasne, co się dzieje. Wojtek przegina?- Spytałam od razu spoglądając na monitoring.
-Nie, rozmawiałem z Panią Ewą, ale poradziła mi żebym przyszedł do ciebie. –Popatrzyłam w jego orzechowe oczy. Krzysiek startował w restauracji razem ze mną gdy pierwszy raz tu pracowałam w wakacje, miałam wtedy szesnaście lat a on był dziewiętnastoletnim kelnerem. Boże jak on mi się wtedy podobał, ciocia nabijała się ze mnie trochę że wodzę za nim rozmarzonym wzrokiem, ale on ignorował mnie bo byłam siostrzenicą właścicielki. Właściwie każdy mądry facet by tak zrobił.
-Co się dzieje w takim razie?- Spytałam rzeczowo wskazując mu krzesło na wprost mnie.
-Nie chciałbym, żebyś mnie źle zrozumiała. –Zaczął asekuracyjnie.
-Krzysiek, proszę cię, sama prawda. Wiesz, że nie znoszę owijania w bawełnę.
-Ok.-Pokiwał głową i wziął głęboki oddech. -Albo podziała, albo mnie po prostu zniszczysz. Twój perfekcjonizm mnie dobija. –Popatrzył mi w oczy. –Poprawiasz po mnie dobrze zrobione rzeczy, pouczasz pracowników zamiast zostawić to mnie, to ja jestem od tego i zajmujesz się moją pracą odstawiając mnie na bok. Robisz sobie samej niedźwiedzią przysługę. Nie umiem tak pracować. Mój autorytet wśród młodych pracowników spada, wolą iść do ciebie spytać zamiast poprosić mnie o pomoc. Tak nie powinno być, bo jak ciebie nie będzie to zaczną decydować sami, a decyzje powinny iść ode mnie. –Siedziałam i patrzyłam na niego zaskoczona. Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć, ceniłam sobie pracę Krzyśka i uważałam go za dobrego lidera. Czasem może był zbyt wymagający, ale czy ja na prawdę jestem taka kontrolująca? –Powiedz coś. –Poprosił.
-Przepraszam- zmarszczyłam czoło.
-Ale wkurzyłem cię?
-Nie, serio aż tak przeginam? Ja cenię twoją pracę, uważam, że jesteś świetny w tym co robisz. Ciocia też cię ceni, przecież wiesz. Ufam ci, nie sądziłam, że tak się wtrącam.
-Perfekcjoniści tak mają- uśmiechnął się. –Nie chcę po prostu, żeby w pewnym momencie pod twoją nieobecność oni przestali mnie słuchać. Potrzebuje tego autorytetu, który mi podkopujesz.
-Jasne, sorry. Postaram się poprawić, informuj mnie na bieżąco, ok. Jak wpadnie ci coś w oko.
-Dobra.
-Tylko serio, nie będę nad sobą mogła pracować jak nie zwrócisz mi uwagi.
-Postaram się- podniósł się z krzesła. –Wracam do pracy.
-No trudno- uśmiechnęłam się. –Skoro nie masz ochoty na moje towarzystwo.
-Bałbym się podpaść twojej ochronie. –Rozpromienił się.
-Myślisz, że to za dużo?- Spytałam bo gryzło mnie to.
-Jeśli facet faktycznie groził twojemu mężowi i faktycznie się tu pokazał to nie ma przesady w żadnym prewencyjnym działaniu. Też niedbałym skrzywdzić mojej dziewczyny. Masz ten plus, że twój ojciec to profesjonalista.
-Dzięki, Krzysiu i jeszcze raz wybacz.
-Spoko, teraz mogę opieprzać szefową- był wyjątkowo z siebie zadowolony.
-Pułkowniku?- Zahaczyłam Wojtka na sali.
-Tak?- Powoli odwrócił wzrok od okna i spojrzał na mnie.
-Zastanawiam się czy skoro mam już przyspawanego tego gościa do dupy to możemy go zmusić, żeby trenował ze mną po półtorej godziny dziennie.
-Jogging?
-Nie combat.
-Chcesz sparować z moimi pracownikami?
-Tak! Właśnie o to proszę, możemy? Przecież nie będziemy się bić, chce tylko potrenować. A oni i tak mają nudną pracę a ja jestem dobra.
-Wiem, że jesteś dobra, wiem. –Położył mi rękę na ramieniu. –Upewniam się tylko na co mam przygotować Arka.
-Na to, że w końcu ktoś skopie mu dupę? –Patrzyłam na niego rozbawiona.
-Czasem myślę, że nic nie wyrosłaś od czasu jak skopałaś mojego syna na tej polanie po biegach.-Roześmiał się.
-Pewnie nie, skoro chętnie zrobiłabym to jeszcze raz. –Przytaknęłam mu.
-Dobra, załatwię ci to, codziennie półtorej godziny treningu w domu. –Zapewnił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz