Dwa stoliki dalej we wnęce siedziała para na oko licealistów, pewnie byli na wagarach bo jaki zwykły licealista siedzi o 11 w knajpie? Nie to jednak zwróciło moją uwagę, siedzieli po tej samej stronie stolika i całowali się co chwilę, cóż moja mama byłaby zdegustowana ich obściskiwaniem się. -Co tak patrzysz?- Mój uśmiechnięty mąż przyglądał mi się uważnie.
-Tak tylko- wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się krzywo zabierając się za śniadanie.
-Kochanie?- Wiercił we mnie dziurę tym swoim czujnym spojrzeniem.
-Kiedy my się tak zachowywaliśmy? Są niesamowici, tacy świeży i naturalni.
-Masz na myśli to, że on obślinia jej twarz?-Uśmiechnął się szeroko, chociaż świetnie wiedział o co mi chodziło.
-Nie, mam na myśli to ile pasji wkładają w pocałunki. Kiedy ostatni raz tak mnie całowałeś publicznie? Ja nie mam pretensji, ale tęsknię za tym 20 letnim facetem porywającym mnie w zakamarki uniwerku w Szczecinie.
-Zestarzałem się?
-Nie, mamy od cholery obowiązków a wieczorem wolimy się przytulić i pójść spać. To nie twoja wina, ja też się posunęłam. -Uśmiechnął się szeroko. Śniadanie było ostatnią okazją do zobaczenia się dzisiaj, ja miałam do późna siedzieć w restauracji a Tomek miał wyjątkowo wolne.
Pilnowałam obsługi i rozmawiałam ze stałymi gośćmi, ciocia zawsze tak robiła a ja nie chciałam porzucać tego rytuału, czasem robimy to we dwie. W drzwiach niespodziewanie pojawił się mój mąż z książką w ręku, świetnie wyglądał czarne jeansy dobrze leżały na umięśnionych nogach a błękitna koszula i sportowa marynarka mogłyby być zdjęte z jakiegoś modela.
-Dobry wieczór, nazywam się Sylwia co mogę Panu podać?- Podeszłą do niego nasza nowa kelnerka.
-A co dobrego Pani zaproponuje?
-Dzisiaj mamy pysznego dorsza, szef kuchni niesamowicie go przyrządza.
-W takim razie się skuszę- Odpowiedział jej uprzejmie. -Do tego poproszę świeży sok pomarańczowy.
-Obawiam się niestety, że nie mogę Panu go podać, czekamy akurat dzisiaj na serwis do wyciskarki. -Młoda którą zatrudniłam trochę ponad tydzień temu nie traciła rezonu.
-Szkoda, to nie będzie ten sam dorsz.
-Nie marudź Tom-postanowiłam wkroczyć do sytuacji. Gdy mój mąż był na dobrej drodze do zmasakrowania mojej nowej chodzącej kompetencji. -Sylwia daj panu sok porzeczkowy. -Wydałam polecenie- a ty powiedz mi co tu robisz w wolny dzień?
-Przyszedłem popatrzeć na moją piękną i kompetentną żonę.
Siedział przy tym stoliku prawie do końca mojej zmiany i patrzył jak pracuję, gdy usiadłam do biura pozałatwiać papierki stanął przy ekspresie i pomagał dziewczynom ku ich uciesze. Kawa i zagadywanie kelnerek wychodziło mu jak nic innego, świetnie się z nim bawiłam mimo, że miałam masę pracy.
-Chodź idziemy- wrzuciłam szpargały do torby i zostawiłam kierownika sali samego na posterunku.
-Nie mogłem się doczekać. -Objął mnie w pół i spojrzał w oczy. -Już jesteś po pracy?
-Nie, będę za jakieś pięćset metrów. -Chwyciłam go za rękę i ruszyłam w stronę swojego samochodu.
-Pójdziemy dłuższą drogą- pociągnął mnie w inną stronę. Dzisiaj spędzam czas z moją szesnastką, tak żeby jej zaimponować. -Zaciągnął mnie do pierwszej ciemnej wnęki jaką spotkaliśmy i przyparł do ściany, jego biodra przyciskały moje a spojrzenie wzniecało ekscytację.
-Tomek- syknęłam ostrzegawczo.
-Bądź grzeczna, wcześniej się nie stawiałaś. -Uśmiechał się szelmowsko, ale oczy żarzyły się radośnie. Chwilę później trzymałam już rękę na jego idealnie wyrysowanej szczęce i całowałam ciepłe natarczywe usta i spragniony język. Ogarnęła mnie chęć powiedzenia mu jak bardzo go kocham ale pełne namiętności pocałunki odbierały mi dech w piersiach do tego stopnia że kręciło mi się w głowie a nie miałam dość.
-Kocham Cię, będę spełniał twoje zachcianki. Nawet jeśli zażyczysz sobie takiej błahostki jak obściskiwanie się po kątach- pocałował kącik moich ust i pociągnął za rękę na spacer. Robiliśmy jeszcze kilka takich przystanków a Tomek z każdym kolejnym dawkował mi coraz więcej namiętności. Szczyt osiągnął w samochodzie w drodze do domu, mało nie zemdlałam z braku tchu pod blokiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz