25 stycznia 2015

Kłótnia o bzdurę


Tomek pracował w domu. Następnego dnia miał mieć jakąś ważną sprawę więc starałam się mu nie przeszkadzać. Ja miałam akurat wolne więc siedziałam po swojej stronie gabinetu i pisałam. Zawsze gdy był czymś zajęty zupełnie się temu oddawał, nie spoglądał nawet na mnie. Jest totalnie jednozadaniowy, co jeśli mam być szczera mocno mnie wkurza. Ja pisząc odrywałam się żeby popatrzeć w okno (jak urządzaliśmy gabinet to Tomek zaplanował moje biurko po odpowiedniej stonie okna, czyli tak jak miałam w domu rodzinnym, żebym mogła odwracać głowę w tę samą stronę co zawsze, bo tak lubiłam), zrobić sobie herbatę czy chwilę popatrzeć na niego jak pracuje w skupieniu, ale na serio to oddałabym ten widok na rzecz jednego cudownego uśmiechu. 
-Jak CI idzie?- Cmoknęłam jego policzek w drodze do kuchni i objęłam go za szyję. 
-Ok.- westchnął ciężko. –Kochanie, pracuje- odwinął moje ręce i zaczął przekładać papiery. Prychnęłam i polazłam do kuchni jak planowałam od początku. 
-Zjesz coś?- Spytał Przemek grzebiący w lodówce. 
-Co proponujesz? 
-Na taki humor sałatę lodową z vinegrette- pogłaskał mój policzek. Tego właśnie potrzebowałam od mojego męża! Zła zacisnęłam powieki, zajęło by mu to dwie sekundy, trzy gdyby zdecydował się jeszcze na szybkiego całusa i byłabym spokojna, zadowolona i szczęśliwa. Nie znosiłam czegoś takiego, mój mózg pojmował potrzebę przygotowania się do rozprawy, ale nie przyjmował braku chęci poświęcenia mi trzech do pięciu sekund. –Chodź, pójdziemy gdzieś damy mu popracować. –Zachęcił Przemek. 
-Dobra,- pobiegłam się przebrać. –Wychodzimy- zostawiłam Tomkowi na biurku szklankę soku. 
-Dobra, dziękuję- nie podniósł nawet głowy! 
-Nie ma za co, potrafię zrozumieć jak mnie nie chcesz- burknęłam i obróciłam się na pięcie marząc żeby za mną poszedł, ale tego nie zrobił za drzwiami mieszkania przytuliłam się do Przemka i ruszyłam do windy. 
-Byłaś chyba zbyt dramatyczna. –Pokręcił głową. 
-Ja jestem zbyt dramatyczna a on zbyt przewrażliwiony. –Wzruszyłam ramionami mimo tego, że w środku było mi bardzo przykro. 

W dużo lepszym nastroju wróciliśmy po obiedzie do domu. Chichotałam jak głupia patrząc na wygłupiającego się Przemka. 
-Hartman, albo zaraz zostawisz te papiery, albo zaspokoję ci żonę. –Zagroził stając w progu gabinetu. –Przynieśliśmy obiad, oderwiesz się? –Dodał. 
-Już idę- zapewnił więc przełożyłam obiad z pudełka na talerz. 
-Boże! Jesteś taka piękna- zachwycał się Przemek zdejmując ze mnie sweter i rzucając na wyspę. 
-Dzięki. 
-Nie mogę przy Tobie utrzymać rąk przy sobie. –Odwrócił mnie do siebie plecami. –Nawet zaczynam rymować. –Ułożył moje dłonie na blacie i przykrył swoimi. 
-Chcesz popatrzeć przy obiedzie jak rozbieram i dominuję twoją żonę?- Przemek spojrzał na mojego męża wchodzącego do kuchni z jakąś teczką. 
-Nie dzięki, mam robotę- odpowiedział mu roztargniony. 
-Jak chcesz-przyparł mnie biodrami do szafki. 
-Spadaj –odepchnęłam go wkurzona. Tomek nie zamierzał zamienić z nami nawet jednego zdania jedząc obiad. Wyjęłam z szafki kubek i wstawiłam wodę na herbatę. 
-Zrób mi też kawy- poprosił Tomek. Wyjęłam drugie naczynie, ale nie odezwałam się słowem, dopiero wtedy podniósł głowę z nad kartki. –Coś się stało? 
-Nie. 
-To czemu jesteś taka? 
-Jestem normalna, taką mam widać twarz, jak ci się nie podoba to trochę za późno. 
-Powiesz mi o co chodzi? 
-Nie widzę sensu, pracuj, nie chcę przeszkadzać. –Poszłam sobie. 
-Nel- złapał mnie za nadgarstek w salonie. –Co jest? Wiesz, że muszę dzisiaj posiedzieć przy papierach. 
-Nic nie ma! Odczep się. –Próbowałam się uwolnić, ale on za dobrze wiedział, że będę się szarpać, więc zaciskał tylko mocniej palce na moim przegubie. 
-Puszczę jak mi powiesz. Wyjaśnisz? 
-Tak. –Burknęłam i znów sobie poszłam jak tylko wystarczająco rozluźnił uścisk. 
-Mów!- Przyparł mnie do ściany przy naszej sypialni. Rozpłakałam się i zagryzłam wargi. 
-Nic. 
-No mów, nie gram w to, wiem, że zaczniesz dopiero jak będę wystarczająco długo namawiał. Masz się zebrać w sobie i przedstawić żale. –Warczał wkurzony. 
-Sam sobie przedstaw żale- odepchnęłam go. –Nie wkurzaj mnie nawet, to ty okazujesz zniecierpliwienie, że raczę ci zająć trzy sekundy i obruszasz się, że przeszkadzam mecenasowi w pracy. Goń się Hartman. Chciałam cię tylko pocałować i zapytać co chcesz do picia, żeby ci ułatwić pracę, ale nie! Ty oczywiście jesteś pępkiem świata i ja nie mogę dotknąć własnego męża, bo jutro jest proces! Jak dążysz do ideału ojca to się gdzieś minąłeś, bo on taki nie był! On zawsze miał dla mnie czas! 
-Nie mieszaj mojego ojca w swoje fochy! Mój ojciec był w zawodzie od lat jak go poznałaś więc nie udawaj znawcy bo ja wiem jak było lepiej niż ty!- Też na mnie wrzeszczał a ja stałam przy przeciwległej ścianie i chlipałam jak mała dziewczynka. 
-Dupek z ciebie, nie twierdzę, że znałam go lepiej! Naprawdę potrafisz być kutasem Hartman. –Burczałam wkurzona. –Najpierw nie pozwalasz mi zaopiekować się moim mężem a teraz jeszcze na mnie wrzeszczysz jak debil. To nie jest facet za którego wyszłam! Mój mąż wiedziałby, że okazuje mu czułość, żeby go wesprzeć i dlatego, że się martwię i że zbiorę się szybko, żeby mu nie przeszkadzać. Chciałam pomóc, a jak mnie odepchnąłeś to było mi przykro. Postanowiłam więc się nad tobą nie rozczulać, ale ciebie zaalarmował jak na ironię brak czułości. Śmieszne nie?- Znów zalałam się fontanną łez. –Zaskakujące jak oczywiste jest to dla ciebie, że się uśmiecham, całuje Cię i przytulam chociażby pytając o to czy ci smakuje obiad co? Nie przywykłeś do normalnego traktowania bo ja cię trzymam w czułej otoczce, ale proszę może być szorstko. –Znów ruszyłam przed siebie. Wpadłam do sypialni a stamtąd do łazienki, gdzie chciałam usiąść i pochlipać, ale oczywiście poszedł za mną. Stałam po środku i patrzyłam jak wchodzi za mną i zamyka drzwi za sobą. Byłam rozzłoszczona i nie zamierałam ustąpić, podszedł jednak i chwilę się ze mną siłując objął mnie i przyciągnął do siebie tuląc jak zawsze. Zaczęłam mu chlipać w koszulę, byłam rozżalona. Wiedziałam, że nie zrobił tego, żeby mi sprawić przykrość. 
-Przepraszam- szepnął a ja zaczęłam ryczeć bardziej. –Stresuje się pewnie za bardzo. Jasne, że zauważam brak czułości bo nie przywykłem do innego traktowania ze strony mojej uroczej żony- tłumaczył spokojnie i gładził mnie po plecach dając szlochać do woli. –Wiedziałem, że jak tylko zacznę cię przytulać albo całować to się rozkojarzę, bo jesteś taka piękna. 
-Nie smaruj mi wazeliną- bąknęłam uśmiechając się delikatnie, obserwował mnie w lustrze a ja jego, też się uśmiechnął. 
-Przykro mi, ja wiem, że musisz pracować. Szanuje to, mówiąc o tacie miałam na myśli to, że on zamieniał ze mną dwa zdania jak mu zanosiłam herbatę, a ja zawsze starłam się szybko zniknąć bo wiedziałam że ma trudną pracę. Znam się na serwowaniu prawnikom przekąsek, uwierz mi. 
-Postaram się to bardziej kontrolować -zapewnił. –Przepraszam. 
-Ja też za zwyzywanie cię. 
-Nie, spoko „mój mąż wiedziałby…” zawsze mnie motywuje. –Zapewnił. 
-Bo mój mąż wiedziałby, ale ten adwokat mieszkający razem z nim w jednym ciele nie zawsze wszystko łapie. 
-Kocham Cię- pocałował mnie i przycisnął do swojego torsu. 
-Ja Ciebie też- zapewniłam. 
-To co pójdziecie sobie gdzieś jeszcze na dwie godzinki, lepiej i szybciej pracuje jak nikogo nie ma, bo się nie rozpraszam. Wtedy za dwie godziny będę mógł się oddać pod twoje rozkazy. 
-Coś wymyślę, ale najpierw obiad. –Zarządziłam. –Nie chcę żebyś był głodny- tłumaczyłam w drodze do kuchni. –Jest idealny- popatrzyłam na Przemka zdejmującego ciepły obiad z patelni. 
-„Mój mąż by wiedział” –zapiszczał na mnie- że nie lubię zimnych obiadów- roześmiał się i postawił przed Tomkiem talerz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz