Ludzie to najgorsze świnie jakie można spotkać! Nie cierpię ich! Tych co się uważają za VIP-ów a tak na prawdę są zwykłymi prostakami i chamami! Przywlekła się dziś taka jedna do kancelarii i zaczęła się awanturować, że za długo czeka aż ją obsłużę i że jeszcze jak ona się naczekała to okazało się, że termin na spotkanie dla niej jest dopiero za miesiąc a ona ma sprawę za dwa tygodnie! Wstyd się przyznać, ale złamała mnie. Musiałam wyjść, pierwszy raz zostawiłam interesantów i wyszłam. Nie dałam, rady, rozpłakałam się. Oznajmiłam Boberowi, że wychodzę i ze łzami w oczach udałam się na dziedziniec od wewnętrznej strony. Mamy taki mały w budynku, rozsiadłam się na schodach i popłakałam. Tego było za dużo, człowiek daje z siebie ile może, stara się i usiłuje wszystkich zadowolić, nie ważne, czy miał czas na 2. śniadanie, czy nie albo czy dziś wstał lewą nogą. Zawsze stara się być miły a tu się trafi s*ka i zepsuje resztę dnia.
Rozsiadłam się na schodach i schowałam twarz w dłoniach, nie mogłam się uspokoić, minęło 10 minut a ja ciągle nie mogłam się pozbierać.
-Już idę mecenasie- zapewniłam słysząc drzwi, wiedziałam, że on i Tomek mnie potrzebują w recepcji a nie ryczącą na dziedzińcu. Obok jednak zamiast mecenasa którego się spodziewałam usiadł Tomek, objął mnie i spytał:
-Co się stało?- Na dobre się poryczałam, jego bliskość rozklejała mnie jeszcze bardziej.
-Nawrzeszczała na mnie, a starałam się, na prawdę się starałam. Przepraszam!- przylgnęłam do niego.
-Nie płacz, nie warto, nie ona pierwsza i nie ostatnia na ciebie nakrzyczy.
-Ale Tomek! To nie jest moja wina, że nie ma terminów!
-No i co? Myślisz, ze to zrozumie? Oczekujesz współczucia od takiego człowieka?
-Przykro mi- jęknęłam smutna pociągając co chwila nosem.
-Poczekaj- zajrzał przez okno do gabinetu Bobera i zdjął mu z parapetu chusteczki. -Specjalnie dla ciebie ukradłem- podał mi karton. -Posłuchaj- kucnął na wprost mnie. -Nikt nie ma prawa na ciebie krzyczeć, wykonujesz swoje obowiązki a jak jej się nie podoba to niech szuka innej kancelarii. Tak?
-Nie, moim obowiązkiem jest ją zadowolić.
-Nie, Neluś, zadowalać to ja mogę ciebie a nie ty ją. -Zaśmiał się widząc jak przewracam oczami- Skarbie, Bober powiedział jej, że się nią nie zajmie. Nie martw się jakimś babsztylem, chcesz jechać do domu i odpocząć? Dużo ostatnio pracujesz.
-Ty też.
-Ja to nic, nie chcę, żebyś się przemęczała.
-Zostanę, poradzę sobie- zapewniłam wstając.
-Chodź- przygarnął mnie do siebie i przytulił. -Jak ktoś będzie krzyczeć, to zawsze możesz zawołać mnie albo Bobera, nie płacz Skarbie.
-Ok, dzięki Tomuś- dałam mu buziaka i wróciłam do recepcji wycierając nos.
-Pan...-nie zdążyłam skończyć bo mężczyzna stał już koło mnie. -Przepraszam, że tak długo, już się Panem zajmuje.
-Nie warto wypłakiwać na taką takich ładnych oczu- zaczął uśmiechając się przyjaźnie, był troszkę po trzydziestce.
-Nie mówiłabym tego jeśli ma Pan zaraz spotkanie z moim przyszłym mężem- uśmiechnęłam się zaglądając w terminarz.
-Niech się Pani nie martwi.
-Jestem tylko zła, bo bardzo się staram wypełniać swoje obowiązki a Pani przyszła i zepsuła mi cały dzień.
-Ten młody mężczyzna który też wyszedł bardzo Pani bronił- odezwała się kobieta siedząca na wprost mnie.
-Nie niego zawsze mogę liczyć przyznałam.
-Panie Hartman, mogę poprosić Pana ****
-Oczywiście- usłyszałam radosnego Tomka.
-Zapraszam to tamte drzwi na lewo- wskazałam Panu kierunek.
-Życzę lepszego nastroju- powiedział jeszcze idąc do gabinetu Tomka.
-Dziękuje- znów wydmuchałam nos i wytarłam załzawione oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz