24 stycznia 2015

Napaść na chorą

Konrad przyjechał po mnie i odwiózł do domu. Wsadził do łóżka i ostrzegł, że za dwie godziny pojawi się Kasjan i do tego czasu cały czas mam leżeć w łóżku. Jako, ze była środa, dostałam przepustkę na zajęcia. Nie mogłam jednak liczyć na pełen dzień na uczelni, dostałam tylko dwie godziny na ćwiczenia a Tomek zmobilizował chyba wszystkich Niewidzialnych do niańczenia mnie. Bywało to naprawdę wkurzające, zwłaszcza, że cała siódemka była nad opiekuńcza. 

Nie byłam jednak jedną z tych posłusznych pacjentek, które wiecznie się słuchały Pana Doktora. Naprawdę czułam się znacznie lepiej, ok mój katar się utrzymywał i może odrobinę szybciej się męczyłam, ale nie kaszlałam już i nie miałam gorączki. W końcu już trzeci dzień walki, mi też należało się coś od życia. Włączyłam mp3 niemal na maxa i powędrowałam na dół (w przepisowym dresie i szlafroku z kapciami na nogach) zrobić sobie kawę. Znalazłam czekoladowe ciasteczka, zajadałam się nimi czekając aż ugotuje się woda a moja mrożona pizza dojdzie w mikrofali do fazy „bardzo pyszna”. 

-O matko!- Wrzasnęłam przerażona obracając się w podskoku o sto osiemdziesiąt stopni i odruchowo przyjmując obronną pozycję. Ugięłam nogi stając stabilnie i wyciągnęłam przed siebie ręce przyjmując idealną technicznie gardę. –Kasjan durniu!- Wydarłam się rozcierając pośladek. Rozchachany brunet ryczał z radości a za nim równie dobrze bawił się Piotr. –Rozum ci odjęło- walnęłam go w ramię z całej siły. Stał w progu z paskiem w ręku i nie mógł się uspokoić. Otarł łzy i spytał: 
-Gdzie miałaś być? Konrad zostawił cię w łóżku. 
-Goń się durniu- oburzona dalej masowałam tyłek. Mocno mnie pociągnął. –Masz w ogóle pojęcie, jakiego siniaka mi zrobiłeś? Lej sobie Karolinę jak lubi a mnie zostaw w spokoju.-Rozbawiony objął mnie, musnął mój policzek i przeprosił. 
-Wybacz, nie chciałem tak mocno, ale ty też miałaś leżeć. –Tulił mnie zadowolony. 
-Chciałam zjeść, przepraszam, ze jestem głodna- wyrwałam się zła. Napędził mi niezłego stracha i naprawdę mocno uderzył. 
-Nie gniewaj się- prosił Piotrek, gdy Kasjan wkładał pasek w szlufki. –Uroczo się przeraziłaś. 
-Mało nie padłam ze strachu- stwierdziłam łagodnie.- Policzymy się, możecie być pewni. Prędzej czy później, ale się odwdzięczę. 

Siedzieliśmy gadając i śmiejąc się, właściwie wczesne popołudnie mogłam zaliczyć do udanych, trochę pograliśmy w karty, oglądaliśmy trochę telewizji a ja nie czułam się najgorzej. 
-Księżniczko- usłyszałam od drzwi. 
-Oh my gosh! Joe Pike*!- Wrzasnęłam wyskakując z łóżka, przeskakując przez piotra I rzucając się tacie na szyję. Pike był jednym z moich ulubionych bohaterów książkowych. Wysoki umięśniony blondyn w wieku taty noszący zawsze awiatory dla zamaskowania rysów twarzy i przenikliwych niebieskich jak niebo oczu. Były żołnierz, w czasie aktualnej akcji książek prywatny detektyw i właściciel sklepu z bronią. 
-Kochanie- tata tulił mnie do siebie pawie miażdżąc mi zebra, też miał lustrzane awiatory które mu kupiłam po przeczytaniu książki. 
-Co ty tu robisz?- Klasycznie po przywitaniu połaskotał mnie i podniósł za biodra do góry. 
-Jak to co? Moja córcia jest chora- uśmiechnął się i uściskał mnie ponownie. Przyjrzałam mu się uważnie. –No dobra- zdjął okulary, miał granatowe limo wokół prawego oka. –Nie gap się, jestem ochroniarzem, czasem się bije. Nie przyjechałem, też specjalnie dlatego, ze jesteś chora, załatwiałem tu sprawy dla agencji- zapewnił przyglądając mi się dokładnie.
-Wygrałeś chociaż?- Spytałam poruszona. 
-Oczywiście, jak zawsze- poprowadził mnie do łóżka i włożył okulary mimo tego, że nie było jasno. 
-Nie musisz się chować, znoszę to lepiej niż mama- zapewniłam sięgając po nie. –Jeny, jaki ty jesteś przystojny z bliska- przytuliłam się do jego ramienia. 
-Z daleka nie?- Spytał witając się z chłopkami. 
-Też- dodałam bez przekonania- trochę. 
-Pogadamy?- Przyjrzał mi się uważnie. 
-Jasne. –Uśmiechnęłam się. 
-Nie tylko o miłych sprawach. Przyjechała ze mną Danka. Chciałbym porozmawiać z Pawłem. 
-Pójdziemy już, tata cię przypilnuje- Kasjan stwierdził, że to czas na zostawienie nas we dwoje. 
-Nie musicie- uśmiechnął się ojciec. –Nie ewakuujcie Pawła z miasta, chcę tylko z nim pogadać, rozumiem co nim kierowało, ale czuje się w obowiązku zamienić z nim parę słów po tym o robił i mówił. 
-Jasne- przytaknął mu Piotr- tylko zdaje sobie Pan sprawę, że my już rozmawialiśmy i sprawy z Kleo też się ułożyłyły? 
-Tak.- Zapewnił- Spoko, nie będzie piany i bicia. 
-Super. –Poszli sobie zostawiając nas. 
-Dbam o nią, nie mów już nic Pawłowi. Starczy mu wrażeń, Roksana go pilnuje. –Mówiłam a on poprawiał mi kołdrę. Okrył mnie szczelnie a ponieważ siedziałam zarzucił mi na ramiona koc i objął ramieniem. 
-Co u Ciebie Księżniczko?- Spojrzał na mnie uśmiechając się łagodnie. Wygadałam mu wszystkie woje frustracie od czasu gdy ostatni raz się widzieliśmy. Było tego trochę w końcu wszyscy przechodziliśmy burzliwy okres. 

Wstał a ja otworzyłam oczy. 
-Nie uciekniesz- uśmiechnęłam się. 
-Zjesz kolację?- Spytał troskliwie. 
-Pewnie- wyciągnęłam do niego ręce. 
-To chodź- zaniósł mnie na dół. –Super pachnie- pochwalił tata, gdy znaleźliśmy się w kuchni z Tomkiem i mamą. 
-Dzięki- odpowiedziała mu mama. Zatopili się w rozmowie, żartowali z czegoś. 
-Już jesteś?- Chwyciłam Tomka za rękę. Otulił moją szyję ramionami i ucałował policzek. 
-Jestem już dawno, ale wolałaś się przytulać do Joe’go zamiast do mnie. 
-Sam przyznasz, że Crais* byłby zachwycony takim ucieleśnieniem Pike’a. 
-Pewnie tak. –Kołysał mną delikatnie tuląc zarośnięty policzek, do mojego rozgrzanego od gniecenia się na ramieniu taty. 
-Jak zajęcia? 
-Męczące- przyznał, gdy głaskałam jego drugi policzek. Było mi tak przyjemnie. Mama Tomka i mój tata zachowywali się przy sobie tak swobodnie, ojciec podjadał warzywa z sałatki Pani Agnieszki a ona śmiała się z nim z któregoś klienta, byłby jeszcze fajniej gdyby i moja mama nie była tak zapracowana i byłaby z nami, wtedy to już w ogóle zaśmiewaliby się jak zwariowani, lubili się jak starzy przyjaciele. My z Tomkiem za to razem byliśmy tak spokojni, nie musieliśmy się już chować jak para przestraszony nastolatków, rodzice w pełni akceptowali to, że razem mieszkamy i szanowali to, że sami rozwiązujemy problemy, które rodzą się miedzy nami. 
-Tatuś? Mama jest w domu?- Spytałam, bo nagle nabrałam ochoty na rozmowę z nią. 
-Chcesz? Mam minuty do wykorzystania- podał mi swój telefon. 
-Dzięki- wybrałam numer mamy. 
-Cześć Rambo, co słychać? Już cała za tobą tęsknie- odezwała się mama zanim zdarzyłam ją powitać. Rozwaliła mnie, no bo co miałam na to odpowiedzieć? Najpierw zaszumiało mi w głowie z zaskoczenia a później mnie to rozbawiło. 
-Yyy.- Miałam coś zacząć, ale nie bardzo wiedziałam. 
-Nelluś, to ty?- Spytała odrobinę zakłopotana mama. 
-Serio mamo obrzydliwe- stwierdziłam wreszcie. 
-Dziecko, nie dzwoń następnym razem z telefonu ojca. 
-Rambo- zrobiłam głupią minę patrząc na ojca a on zachłysnął się wodą. –Fajnie. –Roześmiałam się. –Czuje się skrępowana, chciałam tylko z Tobą pogadać. Jest tata, Tomek, Pani Agnieszka, tylko ciebie brakuje. Wpadniesz do mnie kiedyś? Tęsknie za Tobą. 
-Może wy wpadniecie? W weekend. Wiesz jak lubię jeździć. 
-No wiem, zaprosić cię to kara. Musimy to przegadać, właściwie to chyba brakuje mi twojego marudzenia. 
-Jesteś Kochana słonko, też chętnie cię zobaczę. –Uśmiechałam się szeroko- Jak cię czujesz? 
-Ok, ok. Nic mi nie jest dr Zło kazał mi leżeć a wiesz jak mnie to wykańcza- zaśmiałam się a ona ze mną. 

*Joe Pike- bohater książek Roberta Craisa między innymi: Requiem dla Miasta Aniołów 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz