24 stycznia 2015

Przeziębienie

-Houston we have a problem. –Wycharczałam rano i wyłączyłam budzik. Jakimś cudem zwlekłam się z łóżka i zajrzałam do łazienki a później na uczelnię, wytrzymałam do 14 i wsiadłam do samochodu. Zastanawiałam się przez chwilę czy nie zadzwonić do któregoś z chłopaków i nie poprosić o zabranie mnie do domu. Uznałam jednak, że nie mogę ich wykorzystywać, więc wrzuciłam jedynkę i ruszyłam do mieszkania. Potrzebowałam pomocy, zdecydowanie. Wyjęłam komórkę. 
-Kleo, jestem przeziębiona, boli mnie gardło, kaszle, kicham, mam suchy nos i chyba gorączkę a na pewno będę miała, bo robi mi się zimno, mimo swetra. 
-Weź prysznic i się połóż- rozkazała i się rozłączyła. Usiłowałam się skupić po prysznicu i zastanawiałam się czy nie miałam na dziś zaplanowanego czegoś, co musiałabym odwołać. Nie wpadło mi nic do głowy, Kleo miała przyjechać, chyba, tak myślałam, no więc został Młody, zadzwoniłam do niego sprawdzić w jakiej jest formie, można uznać, ze dotrzymał mi towarzystwa zanim nie pojawiła się Kleo, co zręcznie ukryłam. 

-Jak się masz?- Kleo spojrzała na mnie uważnie. 
-Beznadziejnie- przyznałam szczerze. 
-Zrobiłam błąd, zadzwoniłam do twoich rodziców. 
-No i co?- Spytałam zainteresowana. 
-Chyba odwiodłam twojego ojca od przyjazdu- wzruszyła ramionami. 
-Tak źle? 
-Wyglądasz właśnie tak- podała mi termometr. 
-Uwielbiam jak jesteś obok- skuliłam się. 
-Co ty masz na sobie? -Włóż dres i bluzkę na długi rękaw.- Podawała mi ubrania i naciągała jak na dziecko. 

Zupa, spanie, sen, miły sen. Suchość gardła, pulsująca głowa, zatkany nos. Wygramoliłam się z betów i przeczesałam włosy palcami. 
-Mmmmm…-miałam coś powiedzieć, ale się rozmyśliłam. Poczłapałam na dół w balerinach i mało nie wyrznęłam głowa w schody, gdy się poślizgnęłam. Co nie umknęło uwadze Kleo. 
-Boże, ledwo się na nogach trzymasz!- Złapała mnie pod ramię, gdy się zbierałam. 
-No. 
-Zmierzyłaś jej temperaturę?- Spytał Łukasz. 
-Miała podniesioną, ale tylko trochę, sprawdzę jeszcze raz. –Posadziła mnie na sofie a ja gapiłam się w sufit. 
-Łukasz?- Zaskoczona spojrzałam na Młodego, gdy mój chory mózg sparzył jego postać z faktem rozstania się tej dwójki. 
-Wpadłem sprawdzić, co z Tobą skoro Tomek jeszcze nie wie, ale otworzyła mi Kleo. 
-A no możliwe- zwinęłam się w kłębek, gdy Kleo włożyła mi termometr pod pachę. –Zimno- oznajmiłam i dostałam koc. –Kiedy wróci Tomek? 
-Powinien być za pół godziny, za dziesięć minut kończy zajęcia. –Odpowiedziała mi. –Zjesz zupę?- Spytała patrząc na mnie troskliwie. 
-Noooo, rosół, tam gdzieś są kubki- miałam na myśli smaczną zupę knorra. 
-Mama ci ugotowała normalny- oznajmił Młody, poprosiłem ją i przywiozłem. 
-Dzięki- bąknęłam. 
-O Boże- w drzwiach stanął Tomek, może chwilę później a może się kimnęłam. –Co z nią jest?- Spytał naszych przyjaciół. 
-Przeziębiła się, ma wysoką gorączkę. 
-Nellusiu- kucał już przy sofie. –Czego potrzebujesz? 
-Wygląda na kogoś, kto jest w stanie decydować?- Przewróciła oczami Kleo. Wyjęła chusteczkę z opakowania i położyła mi ja przy buzi, wsunęłam ja zgrabnie pod otwarte usta i się śliniłam. Wyjął telefon. 
-Zupa?- Spojrzałam na Kleo. 
-Spałaś, ostygła. 
-Może być. 
-Może masz rację przynajmniej się nie poparzysz, a ciągle jest całkiem ciepła. –Tomek usiadł obok i oparł sobie moją głowę na kolanach, musiałam się jednak podnieść i chętnie skorzystałam z jego ramienia, zjadłam trochę rosołu, ale apetyt ciągle mi nie dopisywał. 
-Nel na miłość Boską, nie baw się tym makaronem, zjedz troszkę. –Szatynka patrzyła na mnie jak na niepokorne zwierzątko. 

-Ojciec Kasjana cię obejrzy to nie wygląda na zwykły katar- oznajmił mi Tomek. –Jesteś uparta i potrzebujesz smyczy, w tym wypadku mamy, zabieram cię do domu, jeśli mnie w ogóle rozumiesz- szatyn przyglądał mi się zaniepokojony. 
-Oczywiście, potrzebujesz smyczy, ale, po co? 
-Twoja teściowa będzie cię miała na oku jak ja będę na uczelni. 
-Ale, po co ta smycz? 
-Kończy mi się skala na termometrze- oznajmiła Kleo. 
-Mam wtorek wolny, mogę z nią siedzieć- oznajmił Młody a mi było wszystko jedno, nie kumałam tylko tej smyczy. Uczepiłam się Tomka jak małpka i dałam się zanieść do samochodu. 
-Gdzie się tak załatwiłaś, co?- Tata Kasjana usiadł na łóżku zaraz po tym jak mnie zbadał. 
-Fajne, dostanę takie jak będę grzecznym pacjentem?- Spytałam rozkojarzając się i dotykając stetoskopu. –Nie wiem gdzie. Jest zima, może na uczelni mnie ktoś zaraził a może któryś z chłopaków, albo dziewczyny. 
-Trzymaj- Pan Świderki podał Tomkowi receptę. –Leżysz w łóżku Nela- podniósł moja głowę za podbródek tak, żebym na niego spojrzała. –Żadnych buntów- ostrzegał kierowany doświadczeniem. –Leżysz w łóżku. 
-Nie cierpię jak Pan to mówi- bąknęłam zła. –Mogę się ubrać w ciepłe ciuchy i nie wychodzić z domu… 
-Wyleczysz to- przerwał mi. –Będziesz jadła rosołki, połykała tabletki i brała syropem za każdym razem jak Agnieszka ci go przyniesie. Przyjdę jutro z rana. Sprawdzę jak się sprawujesz. 
-Yhym- mruknęłam tylko. 
-Tomek- spojrzał na szatyna- daruj jej wszelką aktywność fizyczną dziś, ok?
-Hej! Mam leżeć i jeszcze się nudzić?! Tego w umowie nie było! –Udałam oburzenie. 
-Dla twojego dobra- zapewnił Pan Świderki śmiejąc się ze mnie. –Hartman, tylko wygrzewanie- Tom tylko pokręcił głowa uśmiechając się. Uwielbiali nam robić takie uwagi, wszyscy rodzice są tacy sami. 
-Powiem tacie- zagroziłam. –Trzymanie w łóżku i zero rozrywki, to zakrawa na morderstwo. 
-nie strasz mnie swoim tatą, bo sądzę, że przyznałby mi rację. 
-Nela też ma kij baseballowy- odezwała się Kleo. Stała za Panem Świderskim z rękoma założonymi na piersi. 
-Dobrze się nim posługuje, jak czuje się zagrożona- zapewnił Tomek. 
-Nie mów- Kleo spojrzała na niego. 
-Wpadłem w nocy, wrzucałem wodę do jej lodówki, nie spodziewała się mnie, więc napadła na mnie w satynowej piżamce z kijem w ręku. –Wyjaśnił. 
-A to czytałam- zaśmiała się mama przynosząc mi kolację. 
-Boże, jestem chora- schowałam się pod kołdra i skuliłam. –Nienawidzę być chora. Mamusiu, mogę zejść na kolację do kuchni? 
-Skarbie, jak będziesz posłuszna to szybciej ci przejdzie. –Pogłaskała mnie po buzi. Musiałam się poddać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz