23 stycznia 2015

Nostalgia

Czy można umrzeć więcej niż raz? Nie, może inne pytanie. Czy można umierać żyjąc? Wiele razy. Za każdym razem, gdy się oddalam, czuje jak część mnie umiera, ta cieplejsza i weselsza wersja mnie samej. Zapada w śpiączkę, przełącza się na czas wegetacji, zasypia, aż do następnego razu. Nauczyłam się panować nad sobą, za każdym razem na lotnisku, potrafię powstrzymać żal i płacz. Uśmiecham się do niego, żeby miał na zapas wszystkich moich czułych gestów. Wykradam ostatnie pocałunki, słysząc kolejne ostatnie nawoływania dla pasażerów lotu. Kobieta z mikrofonem już wie, że potrzebujemy tylko minuty, zna nas, wszystkie nas znają, choć nigdy nie rozmawialiśmy. Obserwują nas za każdym razem. Przy każdym odlocie, zostawiam w Krakowie cząstkę siebie, taki mały kawałek, który pozwala mi później aktywować swoją drugą osobowość. Brzmi trochę jak rozdwojenie jaźni, ale przecież każdy z nas jest w pewien sposób szaleńcem. Znów stał na tarasie. Pomachał, choć wie jak koszmarny jest mój wzrok, ledwie widziałam zarys jego sylwetki i uniesioną rękę. Wzięłam głęboki oddech i wzbiłam się w powietrze, zostawiając za sobą przyjemne dwa tygodnie ferii. 
-Jeszcze parę miesięcy- powtarzam to jak mantrę. 
-Czego?- Spytał chłopiec siedzący obok. 
-Czekania. –Odpowiedziałam spokojnie i spojrzałam na niego. Blondynek wyglądający na łobuza z rozbieganymi oczkami, już szukał czegoś, czym mógłby się zająć. 
-Mi też mama nie chciała dać lizaka. –Spróbował mnie pocieszyć. 
-A mój lizak został na lotnisku- westchnęłam. 
-Może ci go nie zjedzą. 
-Może nie- mówię już sama do siebie, bo młody znudzony moja melancholijnością wspiął się na fotel i zaczął robić miny do pasażerów siedzących za nami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz