Ostatnie pudła z rzeczami w wynajmowanego mieszkania były już w naszym własnym. Chłopaki świetnie się spisali, wszystko było rozstawione w konkretnych pomieszczeniach. Dzień wcześniej spakowałam i poopisywałam każde pudło z pomocą Tomka i mamy. Miałam wejść za Niewidzialnymi i zabrać się za zamawianie pizzy czy innego żarcia na wynos gdy w ramiona porwał mnie mąż.
-Nie waż się- krzyknął wbiegając po schodach gdy miałam już wchodzić. -Ja muszę wnieść największą część sprzętu AGD.
-Serio?- Spojrzałam mu w oczy uśmiechając się pobłażliwie.
-Tak, Pani Hartman, właśnie tak. -Ucałował mnie słodko i drapieżnie za razem a ja rozpłynęłam się.
-Nelluś- Roxie ze ślicznie zaokrąglonym brzuchem niechcący ostudziła wybuch namiętności który pewnie by nas zalał gdyby nie goście.
-Hym- odezwałam się ostatni raz na tą chwilę muskając usta szatyna.
-Sorry- uśmiechnęła się.
-Nie szkodzi, ślicznie wyglądasz, mówiłem Ci?- Upewnił się Tomek.
-Tak, ale jesteś uroczy jak to powtarzasz więc możesz jeszcze nie przestawać- odwdzięczyła się
-Mnie chciałaś pytać- zamachałam jej ręką przed oczami. Przyjrzała mi się badawczo jak zawsze i zwyczajnie przyznała.
-Chciałam żebyś nas jakoś pokierowała co Ci pomóc, bo że rozpakować to wiemy, ale w jakiej kolejności i tak dalej.
-Później, najpierw zjemy a ty się nie będziesz przemęczać- oznajmił jej w odpowiedzi Paweł gdy ja otwierałam usta.
-O. To, to, właśnie co mówi blondyn. -Objęłam przyjaciółkę. -Kleo, zastawiaj buzię- zaśmiałam się widząc jak ziewa.
-Jeszcze nie odespałam tego waszego wesela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz