25 stycznia 2015

Obawy 2

-No i co?- Poderwał się z krzesła i błagał spojrzeniem o dobre informacje. 
-Wszystko dobrze Kochanie- złapałam go za rękę. –Mam jakieś małe niezłośliwe guzki na macicy, dwa. Jutro umówiłam się na biopsję, sprawdzą co z nimi zrobić. Czy wycinać, czy leczyć hormonami. –Starałam się trzymać jak najbliżej prawdy, wiedziałam, ze będzie dzisiaj goglować wszystkie podobne przypadki i analizować sytuację. Nie mógł złapać mnie na kłamstwie, jeśli miało mi się coś stać, musiał wierzyć, że to moja głupota mnie tam zaprowadziła i ignorowanie wskazówek lekarzy. Nie umrę, nie umrę, nie umrę. Bezsensowna mantra huczała mi w głowie, nic nie było wiadomo a ja wewnętrznie panikowałam. 
-Na pewno wszystko dobrze?- Obserwował mnie uważnie, chyba nie był przekonany. Bokser wewnątrz mnie wyprostował się i przyjął gardę. 
-Tak, jasne Słonko- pocałowałam go czule. Jego wargi sprawiały, że odrywałam się od wszystkich zmartwień. –Gotów na Niewidzialny wieczór? –Upewniłam się. 
-Jasne- pokiwał głową i przytulił mnie wychodząc z poczekalni. –Jak ja cię Kocham- uśmiechał się idąc ze mną do auta. Pojedziemy zrobić coś przyjemnego? Spytał patrząc mi w oczy. 
-Jasne- zapewniłam go zaczynając podskakiwać. 
-Ulżyło ci co? Mówiłem, że trzeba chodzić do lekarza? –Karcił mnie już bardziej serio. 
-Tak, wiem. Już nigdy nic nie zignoruje, rozumiem. –Zapewniłam aż trzęsąc się w środku ze strachu przed jutrem. 

Zabrał mnie na kopiec Kościuszki, wiedział jak lubiłam tą panoramę. Staliśmy objęci i oglądaliśmy miasto, ostatnie dni były dość pochmurne, ale dziś jak na zawołanie widok był nieskazitelny. Można było zobaczyć dosłownie wszystko, a przynajmniej na tyle na ile pozwlały nam możliwości naszych oczu. 
-Obiecaj mi, że nigdy więcej nie zlekceważysz niczego takiego. Bo inaczej zacznę grzebać w łazienkowym koszu. –Prosił tuląc mnie do siebie mocniej. 
-Obiecuję- wyszeptałam wierząc w te słowa. 
-Nie zniósłbym gdyby coś ci się stało. Już raz to przechodziliśmy wiesz jakie to straszne. Nie dałbym rady drugi raz. Muszę wiedzieć, że jesteś zdrowa i nic ci nie jest, albo, że zdążymy z leczeniem. 
-Nie martw się- ścisnęłam jego rękę, -nic mi nie jest. –Zapewniałam. Przyjrzał mi się uważnie. 
-Czego mi nie mówisz? –Wyszeptał tak, że ledwie usłyszałam, miał udręczony wyraz twarzy, przejechał dłońmi po policzkach opuszczając wzrok i znów mi się przyjrzał. 
-Powiedziałam wszystko co wiem-zapewniłam, ale sama usłyszałam w głowie, że panikuje. 
-O Boże Nela, są złośliwe, tak? –Złapał mnie za ramiona i potrząsnął. –Powiedz mi wszystko! Kochanie, chce wiedzieć, nie udawaj dużej. Muszę wiedzieć, poradzimy sobie ze wszystkim tylko mi powiedz. –Znów tulił mnie do siebie i głaskał po włosach, więc z braku lepszego pomysłu na kłamstwo powiedziałam mu prawdę. –Skoro nie wiadomo i jest taki mały procent szans, to nic nie jest przesądzone. To na pewno nic takiego. Zobaczysz. Jutro nam ulży. Odwołam dzisiaj, co? 
-Nie, chcę jechać. 

Spotkanie z chłopakami było tym razem dość trudne. Nie było szans na ukrycie tego co się z nami działo, więc musiałam chłopakom opowiedzieć co i jak, łącznie z zasadami dopochwowego usg. Nie była to najprostsza rozmowa, ale niezbędna do zrozumienia sytuacji przez moich przyjaciół. 
-Jesteście w tym momencie jedynymi osobami które wiedzą i nie macie prawa podzielić się tym z nikim innym bo nie życzę sobie, czy to jasne? –Rozejrzałam się po Niewidzialnych. –Ty w szczególności- wytknęłam Łukasza palcem.-Jak Kleo się dowie to spanikuje a później zacznie się alarmowa drabina. Już mam przed oczami te pielgrzymki ze szczecina. Nic mi nie jest, nie jestem psychicznie gotowa na raka i nie ma go w tym pięknym ciele. –Schowałam twarz w ramionach Tomka. Nie byłam w stanie znieść dłużej ich współczujących i przestraszonych spojrzeń. Rozpłakałam się. 
-Ciiiii, spokojnie Kochanie. Spokojnie, to nic takiego. Poradzimy sobie, za parę dni będzie po sprawie. To nic z czym moglibyśmy sobie nie poradzić. 
-Jak to się ma do posiadania przez ciebie dzieci?- Zapytał Konrad. 
-W zależności od tego co zastaną przy zabiegu. Jeśli okaże się że guzy są rakowe, to może być tak, że będą musieli usunąć jej całą macicę. –Tłumaczył Tomek przytulając mnie mocno. Niewidzialni milczeli, nie mieli nic więcej do powiedzenia. Chyba teraz dotarło do nich wszystko. 
-Nela, -Piotrek złapał mnie za rękę. –Wszystko przejdziemy razem, nic ci nie będzie. Nie pozwolimy cię skrzywdzić nikomu, nawet tobie samej. Nie ma co płakać, jeszcze nic się nie stało. Nic też się nie stanie. Jutro zrobią tą biopsję a później ewentualnie usuną guzy i dalej wszystko będzie dobrze. –Poderwałam się z sofy i zrobiłam kilka długości salonu obserwowana przez siedem par czujnych oczu. 
-Co jak mi jednak usuną tą macicę?! Będę cholernym wybrakowanym towarem! Ja pierdolę, jak ja mogłam być tak głupia, z takim przypadkiem ignorancji pod nosem. Tomek, to znaczy że nie będzie drzewa, syna nie będzie nic, ja jestem do odstrzału. –Złapałam się z głowę. –Może lepiej, może lepiej żeby były złośliwe, będę z głowy. –Nim się spostrzegłam był przy mnie Kasjan. 
-Zrobię to ten jeden raz, uszykuj się. –Zamachnął się i dał mi w twarz, żadnych ulg. Strzał w pysk, aż mnie obróciło. 
-Kasjan!- Krzyknęli chłopcy. 
-Nie!- Podniosłam głos. –Dobrze. Dzięki. To podziałało. –Spojrzałam mu w oczy. 
-Nigdy więcej tak nie mów. –Pochylił się żeby nasze spojrzenia były na jednym poziomie. –Nie zostawisz mojego przyjaciela, tylko z powodu jakiegoś głupiego nie współpracującego organu, jasne? 
-Tak, jasne. Przepraszam. 
-Poprawię ci jak nie zmądrzejesz. Nie żałuje, ani trochę. 
-To dobrze- uśmiechnęłam się blado. 
-Wkładaj kurtkę idziemy do monopola, muszę się upić. 
-Ja nie mogę. Mam biopsję. 
-To nie znaczy, ze ja nie będę pić. Potrzymasz mi włosy jakby co? 
-Przyjaciółce zawsze- zapewniłam obejmując go

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz