-Wszystko ok.?- Mój mąż pukał do łazienki, zdążyłam wziąć prysznic po bajecznym seksie i chyba zbyt długo nie wychodziłam, ale miałam do załatwienia kilka babskich spraw, których on nie musiał być świadkiem.
-Tak, bardzo dobrze, wejdź jak chcesz- zapewniłam.
-Co tak długo?- Stanął obok mnie nagi i pogładził mój policzek.
-Tak jakoś- uśmiechnęłam się. Wzięłam pudełko z wkładkami i wsadziłam do szafki obok ubikacji.
-Krwawisz?- Spytał.
-Tylko odrobinę, zdarza się.
-Ja zrobiłem ci krzywdę?- Zastygł ze słuchawką prysznicową w ręku.
-Nie, oczywiście, że nie. –Rozbawił mnie odrobinę. –Czasem tak jest. Krwawienia zdążają się i w środku cyklu. Z wielu powodów.
-Raczej nie z tych dobrych- patrzył na mnie uważnie. –Zazwyczaj przy jakichś schorzeniach są obawami choroby. –Był śmiertelnie poważny jakbym miała za sekundę umrzeć od odrobiny krwi.
-Tom, możesz się najpierw umyć i ubrać? Rozpraszasz mnie- zaśmiałam się zasłaniając ręką oczy na tyle żeby nie widzieć okolicy jego bioder.
-Będę za trzy minuty. –Odkręcił prysznic i zaczął się szybko myć. Położyłam się do łóżka i walczyłam ze spaniem. Byłam wyczerpana obowiązkami małżeńskimi i całym pracującym dniem. Otwierałam oczy i zamykałam przez dłuższą chwilę ale moja silna wola gdzieś zniknęła a ja zasnęłam przecudnie zmęczona. Odpłynęłam i mimo, że zarejestrowałam to, że Tomek przytula mnie i całuje, nic więcej mnie już nie obchodziło.
-Co tak wcześnie?- Przeciągnęłam się i popatrzyłam na męża w koszuli i spodniach od garnituru.
-Nie mogłem spać- wzruszył ramionami i położył się obok mnie na kołdrze. –Zrobisz sobie badania?
-Tomasz, no weź- odwróciłam się do niego plecami. –To tylko macica.
-Nela!- Szarpnął mnie za łokieć i spojrzał prosto w moje oczy. –Mój ojciec miał tylko gorszy dzień, dlatego krwawił z nosa i kręciło mu się w głowie.
-Nie mam białaczki przecież. Spokojnie, wiem że martwisz się, ale to niepotrzebne. Jeśli Cię to uspokoi, to zrobię te badania, ale nie martw się.
-Jesteś moją żoną, nie będę przechodził przez to co moja matka. Nie zniosę tego drugi raz, rozumiesz?- Jego oczy mówiły mi wszystko na temat jego bólu i strachu.
-Dobrze, dobrze. Zrobię wszystkie badania, co tylko zechcesz, tylko się nie martw. Postaram się w tym tygodniu umówić do mojego lekarza i załatwię wszystko. –Objęłam go i ułożyłam głowę na jego torsie.
-Jeszcze dzisiaj.
-Nie mogę dziś skarbie, mam pracę i na pewno nie uda mi się załatwić wizyty na dziś. –Wyskoczył z łóżka jak oparzony i chwycił za telefon. Najpierw rozmawiał z moją ciotką, później z kancelarią, a następny w kolejności był mój gabinet ginekologiczny.
-…w takim razie gdzie przyjmuje po południu? … Nie wie Pani? Jak to Pani nie wie?!...Gdzieś musi przyjmować! Oczywiście na czymś musi zarabiać! …Lekarzy Pani nie zna, pięćdziesiąt dyżurów dziennie z różnych placówkach!- Zmieniał się w Godżillę z każdym kolejnym zdaniem. –Do widzenia!- Rozłączył się wściekły. Siedział przy laptopie przy kuchennej wyspie i bluzgał na monitor wiedziałam, że uspokajanie nic nie da, ale jego nerwowość stresowała i mnie. Kręciłam się po kuchni robiąc nam śniadanie, podałam mu kawę w trakcie gdy rozmawiał z trzecim z rzędu prywatnym gabinetem ginekologicznym. –Dobrze, dziękuję. –Zakończył.
-Odrobinę lepiej?- Chwyciłam go za rękę.
-Będzie mi lepiej po wizycie. –Stwierdził zrezygnowany. –Nie denerwuj się, to pewnie błahostka, ale wolę to sprawdzić- przyciągnął mnie do siebie a ja wiedziałam, że kieruje nim strach. Wiedział, że nie ma siły na kolejną walkę o życie bliskiego. Poprzednia odcisnęła na nim takie piętno, że teraz mój kontrolujący zazwyczaj mąż wpadał w panikę. Przed oczami stawałam mu teraz ja chora, słaba i umierająca a to wszystko tylko z powodu kilku głupich kropel krwi. Dawałam się do południa tulić i uspokajać, to mu zdecydowanie najlepiej pomagało.
-Pani Hartman, zapraszam. –Pielęgniarka zaprosiła mnie do gabinetu. Weszłam i przywitałam się z lekarzem. Spędził na badaniu mnie około dwudziestu minut, pewnie dlatego, że sam nie był pewien. Tak mi się wydawało, a może myślałam tek, bo sama przez całe przedpołudnie byłam kłębkiem nerwów, udzielił mi się nastrój Tomka.
-Chciałbym, żeby podeszła Pani jeszcze do gabinetu obok zrobimy Pani USG i zaplanujemy działanie. –Wyrwał mnie z zamyślenia lekarz.
-Jasne- pokiwałam głową. Poszliśmy więc do następnego pomieszczenia gdzie przeszłam badanie USG którego osobiście nie cierpiałam.
-No dobrze już wiem wszystko, proszę się ubrać i zaraz wszystko Pani wyjaśnię. Mężczyzna zostawił mnie samą żebym mogła się ubrać.
-Więc? Co to takiego Panie doktorze?- Podeszłam do jego biurka wpychając koszulę w spodnie z butami i skarpetkami w ręku.
-Ma Pani przerost błony śluzowej macicy. Znalazłem dwa spore mięśniaki, chciałbym zaplanować zabieg, bo to nie stadium które można wyleczyć tabletkami, czy zastrzykami.
-To nie są złośliwe guzy, prawda? –Gdybym była odrobinę bardziej histeryczkom, to właśnie w tym momencie dostawałabym ataku paniki. Wewnętrznie wachlowałam już samą siebie i poklepywałam się po dłoni.
-Nie sądzę, ale żeby się upewnić zrobimy Pani jutro biopsję. To bezpieczna procedura… -mówił dalej ale ja już nie słuchałam. Byłam wyłączona. Zrobiłam to i byłam wkurzona. Zrobiłam to Tomkowi i to z własnej głupoty! Miałam już wcześniej objawy o które wypytywał mnie lekarz ale oczywiście je zignorowałam, byłam jak tata, miał rację. Objeżdżałam się w myślach za bezmyślność. Umrę? Nie do cholery, nie zrobię tego mojemu mężowi, jak zahipnotyzowana wstałam od biurka, wzięłam kartki wciśnięte mi do ręki przez usłużną, smutno uśmiechającą się pielęgniarkę. Nie! Nie dam się. Włożyłam mentalne bokserskie rękawice i podskoczyłam parę razy przed wyjściem z gabinetu jak pięściarz w przerwie między rundami walki. Czas na pierwszą rundę. Starcie z mężem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz