24 stycznia 2015

Omdlenie

Dwa dni temu była między nami ostra awantura. na prawdę ostro się pożarliśmy. 
-Słaniasz się na nogach przez tą robotę. -Stwierdził zły. 
-To moje źródło utrzymania, albo to zaakceptujesz, albo możesz na mnie patrzeć jedynie w wolne dni jak jestem ładna pomalowana i uśmiechnięta.- Miałam dość wałkowania tematu mojej samodzielności i finansów, aż mnie mdliło na samą wzmiankę. 
-Przystopuj wreszcie bo jesteś przemęczona- nagle znów zmienił się w czułego opiekuna z którym nie potrafiłam się kłócić. 
-Daj spokój, dziś tylko 4 godziny pracy i wracam do domu. 
-Pracowałaś po 14 godzin w długi weekend. -Przytulał mnie- Martwię się o Ciebie. 
-Jestem tylko trochę zaspana- stwierdziłam zmęczona. -Wypije kawę i zaraz mi przejdzie. -Zalałam cztery czubate łyżki naturalnej kawy 
-Zawał murowany- stwierdził łapiąc jabłko i całując mnie na pożegnanie. 
-Będę później bo muszę jeszcze pokazać mieszkanie nowym najemcom. Może jak będę miał większy dochód to moja kobieta się odpręży i odpocznie. -Roześmiał się widząc jak wystawiam mu język i zamknął za sobą drzwi. Powlokłam się do łazienki i zaczęłam szykować na uczelnię. Wróciłam z uczelni przegryzłam na szybko pierogi z torebki i pobiegłam do pracy. Po pracy znów do domu i tak zastałam moje słońce śpiące w naszym łóżku. Wzięłam szybki prysznic i ułożyłam się koło niego. 

-Wróciłaś wczoraj później- stwierdził. 
-Potrzebowali kogoś do pomocy, kumpela sie rozchorowała. 
-Zawsze pada na Ciebie. 
-O co Ci chodzi? 
-O to, że się zajeżdżasz! 
-No i dobrze! Nie interesuj się i daj mi wreszcie spokój z tą pracą! Dzień w dzień to samo! Odczep się wreszcie! 
-Ja mam się odczepić? To ty złą decyzję podjęłaś! Teraz to my jesteśmy mocno złączeni- złapał za moją dłoń, tą na której nosiłam pierścionek. 
-Nie zabieraj się za to od tej strony bo tylko mnie doprowadzisz do szału- ostrzegłam patrząc mu gniewnie prosto w oczy. 
-Można?- Kleo otworzyła drzwi i wsadziła głowę do środka. 
-Nie- warknęłam. 
-Co jest?- Spytała włażąc i tak. 
-To co zawsze- odpowiedział jej mój luby. -Koleżanka jest chora, ekstra godziny. 
-jesteś tak głupia, że aż czuje że mi mózg paruje w twojej obecności- stwierdziła. 
-Ugryź się w dupę- trzasnęłam drzwiami od łazienki. 

Pokaźniej jak zwykle dalszy ciąg awantury, kończący się kolejnym trzaśnięciem drzwiami i spóźnieniem na zajęcia. Nie chciało mi się z nimi znowu kłócić a już tym bardziej nie z nimi na raz. 

W pracy jak zawsze sporo biegania, mało wdzięczności ze strony klientów. Po 5 godzinach i 8 na uczelni byłam już mocno zmęczona na szczęście robiło się już pusto. Staliśmy w kilka osób i rozmawialiśmy. Kręciło mi się trochę w głowie jak zawsze, ale zignorowałam to, przecież mój durny organizm nie będzie mną rządził. Miałam nagłe odłączenie zasilania i już leżałam na podłodze. 

-Ej Mała, żyjesz?- Kierownik klepał mnie po policzkach. 
-Co? 
-Już jestem- dotarł do nas jak się później okazało medyk, każde centrum handlowe ma takiego na wyposażeniu, podobno... 
-Hej, spójrz na mnie- poświecił mi latarką w oczy. 
-Daj mi spokój człowieku, nie świeć. -Złapałam go za ramię i się podniosłam do pozycji siedzącej. Znając moje szczęście pewnie się domyślacie, że znów zemdlałam. 

Ocknęłam się leżąc na sofie, ciągle w pracy. 
-leżysz i się nie ruszasz- burknął na mnie sanitariusz. 
-Dobra, dobra- mierzył mi ciśnienie. 
-Jesteś przemęczona, przystopuj trochę. -Przetrzymali mnie siłą na tej sofie póki nie przyjechał Tomek którego oczywiście zaalarmowali. 
-Nawet nie drgnij- wycedził wściekły. 
-Ma rację- ściągnął ze sobą jeszcze ojca Kasjana! 


Mało dramatyzmu, krótka akcja a gadania co nie miara. Wypisane zwolnienie lekarskie, nie jestem pewna, ale takie wypisywanie po znajomości i przetrzymywanie w domu na siłę to chyba nielegalne... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz