Mam lenia, wielkiego przeogromnego, nieuczesanego i zaspanego lenia. Przepraszam, wcale nie chce mi się pisać. Życie jest tak przyjemne, że nie mam nawet ochoty siadać do komputera, zarzuciłam wszelkie pisanie i... żyje. Najwięcej frajdy sprawiają mi spacery. Ja zmarznięta, poprawiająca szalik i chowająca ręce w kieszeniach, objęta silnym ramieniem, idąca ulicami śpiącego miasta, uśmiechnięta z mocno bijącym sercem i nadzieją, na coraz lepiej układająca się przyszłość. Zakochana, zamyślona, słuchająca jego głosu. On- mówiący o wszystkim, problemach, radościach, marzeniach i planach. No i to pocałunki uderzające do głowy jak ciemne piwo, z początku tak niewinne i delikatne a później drapieżne i pełne pasji. Powroty do domu, do ciepłego pomieszczenia, sypialni, leżenie u jego boku z poczuciem bezpieczeństwa jakie dają silne ramiona. Jego opiekuńczość sprawia, że uśmiecham się szeroko przez cały czas gdy jesteśmy razem a jemu, to podobno sprawia przyjemność, mimo, że ja nie widzę w tych zębach i ustach nic niesamowitego, on potwarzą, że mój uśmiech jest uroczy. Łaskocze mnie, tym razem bez litości, żeby tylko znów usłyszeć, mój histeryczny i dziki śmiech.
-Potwór- stwierdzam uśmiechając się szeroko, mam tylko chwile bo on znów całuje moje usta i szepcze, że jestem śliczna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz