24 stycznia 2015

Poranne zgrzyty

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Zmęczona kolejną nieprzespaną nocą zwlekłam się i poszłam otworzyć. 
-Czemu sobie nie otworzyłeś- zła spojrzałam na Tomka. Wzruszył ramionami. 
-Przywiozłem bandaże elastyczne i maść- oznajmił wchodząc do środka. 
-Nie trzeba było sama bym sobie kupiła. 
-Wiem, ale chciałem to zrobić. -Przyglądał mu się badawczo. Siedziałam na sofie zaspana i musiałam mieć minę a la Buka. Podszedł powoli i usiadł obok powoli wyciągnął dłoń i odpiął zapięcie bandaża. Rozwijał powoli opatrunek, choć wcale nie musiał być taki delikatny. -Moja obecność cie irytuje? 
-Nie, denerwuje mnie, że masz klucze a pukasz. 
-Nie byłem... 
-Gdybym nie chciała cię tu widzieć to już byś nie miał tych kluczy. - Ucięłam. Jego spojrzenie powiedziało mi w tym momencie wszystko. -Jestem zła masz rację, potrzebuje czasu, czuje się teraz samotna a to, że jest ciebie tu mniej niż zazwyczaj nie pomaga. 
-Jak jestem też nie jesteś spokojna. -Przerwało nam pukanie. 
-Otwarte!- Krzyknęłam. 
-O Boże- burknęła Kleo na widok Tomka, miała ostatnio na jego alergię. 
-Masz coś do powiedzenia?- Spytałam. 
-Przyszłam sprawdzić co u ciebie. 
-W porządku. 
-Właśnie widzę- popatrzyła jak wyglądam. 
-Zjedzmy coś bo muszę się niedługo szykować do pracy. -Zaproponowałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz