Nie pamiętam nic, ale ostatniej nocy miałam koszmarny sen. Coś musiało mnie gonić, atakować, albo przestraszyć bo gdy obudziłam się serce biło mi jak młot a oddychałam jakbym od godziny biegała. To zdecydowanie nie było nic przyjemnego.
Ostatnio lubię zasypiać przy telewizorze, to dziwne, jeszcze dziwniejszy wydaje mi się fakt, że nie mam w sypialni telewizora. Schodzę na dół, włączam telewizor i ustawiam timer na dwadzieścia minut, wracam na górę i słysząc ciche głosy zasypiam. Chyba brak mi trochę domu, chrapania taty, mamy kręcącej się do toalety w środku nocy. Brak mi wspólnych śniadań, albo mijania się w ciągu dnia. Wiedziałam, że przeprowadzka będzie trudna, ale inaczej ją sobie wyobrażałam. Miało być fajnie i przyjemnie, bez kontroli i nadopiekuńczości, tymczasem czym skorupka za młodu nasiąknie...od tego trudno oderwać się w dorosłości. To jednak fajne, gdy ktoś czeka na ciebie do późna, martwiąc się czy wszystko z tobą dobrze. Nawet niedoceniane budzenie przez tatę z rana, gdy nie chce mi się wstać z łóżka, teraz muszę być odpowiedzialna i sama muszę się zmusić do podniesienia się, nawet gdy nie mam najmniejszej ochoty. Dlatego właśnie ostatnio włączam telewizor, chyba brak mi czyjejś obecności. Czuje się kiepsko, ale staram się pozbierać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz