Siedzę między książkami, powtarzając kolejne lektury. Streszczenie rozrzucone po całym łóżku, laptop włączony, notatki z trzech klas porozwalane na boki a ja już nie mogę! No nie potrafię się skupić, zmęczenie materiału, dość i jeszcze Jacek rozmawia przez telefon! Nie mam absolutnej zdechłej ciszy!
-Uczę się tu! Daj mi zdać maturę!- Krzyczę nie podnosząc się z miejsca. Załamana brakiem szacunku do maturzystki kładę się i zakrywam głowę poduszką. Mam dość, zwariuje, oszaleje, postradam zmysły i wyzionę ducha, jęczę sobie z poduszką na głowię. Wchłaniam własną chęć pozbawienia się życia i słyszę jak drzwi się otwierają. Nie zamierzam się nawet podnosić niech potwór patrzy jak cierpię i niech czuje się winny! Niech myśli, ze umarłam śmiercią tragiczną targana rozpaczą z powodu braku ukochanej jak Werter, albo, że zwariowałam jak Lady Makbet, albo jeszcze lepiej że mnie opętał szatan jak Konrada z 3 levelu Dziadów! Lecz zamiast przejmujących przeprosin słyszę śmiech. Zbyt głośny by należał do jednej osoby, na tyle donośny żeby wiedzieć dokładnie do kogo należy. Siedem największych demonów na całym świecie nawiedziło moja sypialnię, więc jednak jestem Konradem, ale gdzie chór aniołów chroniący moją duszę?
-Misiaczku nie śpij- słyszę Kasjana.
-Co ty tu robisz, co?- Patrzę na niego.
-Wpadliśmy zobaczyć jak się czujesz- Karolina siada obok a reszta już segreguje moje notatki i książki zakładają wszędzie zakładki, wkładają w koszulki i zapisują strony ze streszczeniami w ulubionych.
-Blisko mi do śmierci, ale żyję.
-Co się tak przejmuje?- Pyta Paweł.
-Napisałeś maturę, masz ją za sobą więc się nie wypowiadaj. Nie chcę z wami rozmawiać na temat mojego stresu, bo wy jakoś to przeżyliście a ja mam to jeszcze przed sobą, dla mnie to nowe, jeszcze tego nie znam i pewnie jakoś to przeżyję, nawet jak nie znam, ale nie chcę teraz słuchać, że to nic.
-Nic dodać nic ująć- Konrad(już ten prawdziwy nie z dziadów) przeszedł na kolanach po moim łóżku usiadł przede mną i się uśmiechnął. -Nie płacz, zobaczysz, duża zła matura cię nie skrzywdzi. -Pogłaskał mnie po głowie.
-Bujajcie się wszyscy. -Wstałam zła. -Dam sobie radę, nie zamierzam się zabijać a teraz proszę zostawcie mnie. -Stałam przy drzwiach z rękoma założonymi na piersi i tupałam patrząc na nich wyczekująco. Świetnie się bawili drażniąc ze mną Kuba, Piotrek, Kasjan, Paweł i Konrad szczerzyli się otwarcie patrząc na mnie i czekając co zrobię, albo udając, że są zajęci i rozglądając się po moim pokoju, albo przekładając jakieś rzeczy. Karolina i Roksana chyba mi współczuły, ale tez nie mogły się powstrzymać od półuśmiechu.
-Świetnie potwory nie, to nie. Ja wychodzę, złapałam tylko torbę i najgrubszy zbiór streszczeń jaki miałam. Na dole stał Tomek z kwiatami. Po ostatniej telefonicznej kłótni wcale nie miałam ochoty rzucić mu się na szyję.
-Mecenasie Hartman- kiwnęłam głową mijając go.
-Neluś- uśmiechnął się i zostawił bukiet na stoliku.
-Mecenasie Hartman, proszę rozmawiać z moimi rodzicami jeśli ma mi Pan coś do przekazania, jako, że ciągle z nimi mieszkam, to oni decydują o moim losie.
-Panno Watrin, nie sądzę, żeby to się tak dało załatwić. -Stanął mi na drodze gdy zamierzałam wyjść z mieszkania.
-Puść mnie.
-Zwariowałaś?! Nigdy w życiu nie pozwolę ci odejść. -Uśmiechnął się uroczo.
-Niespodzianka! -Marek wpadł do mieszkania uderzając Tomka drzwiami i trzymając w rękach repetytoria przewiązane wstążką.
-Uważaj!- Oburzyłam się. -Mocno cie uderzył?- Wyraźnie było widać jak głowa Tomka odbija się od drzwi. -Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz?
-Świetnie skarbie.
-Na pewno?
-Jak mnie pocałujesz to wszystko będzie dobrze.
-Mecenasie to nie wypada.
-Przestań już się odzywać- przerwał mi gdy miałam jeszcze coś dopowiedzieć. Objął mnie i spojrzał mi w oczy, położyłam mu dłonie na policzkach i dałam się przyciągnął jeszcze bliżej, wzięłam głębszy oddech i westchnęłam patrząc na niego, tak dobrze było mieć go obok. Ciepły oddech owiał moje policzki, zamknęłam oczy stając na palcach...
-OBRZYDLIWE- stwierdził mój zdegustowany brat. Machnęłam tylko ręką, trafiając akurat w jego nos, nie na tym się jednak skupiałam, usta moje i Tomka się zetknęły, jego dłonie z moich łopatek przesunęły się na pas, uniósł mnie delikatnie przyciskając do swojego torsu, złapałam się jego ramion i ciasno objęłam za szyję. Było tak cudownie, nie istniało nic poza jego miękkimi ustami. Zgrały się moimi już w chwili zetknięcia.
-To jak zostaniesz z nami?- Spytał parę minut później stawiając mnie na ziemi.
-Z nimi nie- pokręciłam głową.
-Możesz iść masz wygodny pokój.
-Przecież nie zostajemy tutaj!- Oburzył się Kasjan.
-To co robimy?- Spytałam.
-Idziemy na pizzę. Trzeba tylko oderwać Kleo od książek- zawyrokował Piotrek.
Tak udało nam się wyjść Łukasz swoimi sposobami, nie znikam jakimi wyciągnął moja przyjaciółkę z domu. Jeden wieczór relaksu dobrze mi zrobił. Teraz wzięłam kąpiel z pianą i wysmarowałam się balsamem. Jest całkiem dobrze, ale już mi się ziewa a słodki zapach kwiatów też mnie trochę mami. Teraz dam się wymasować i idę spać... przynajmniej tak powiedziałam rodzicom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz