Święta jak święta, wcale nie chciało mi się wstawać. Obudziłam się i przekręciłam na drugi bok nie otwierając oczu i mając nadzieję, że zaraz wrócą moje pikantne senne marzenia, ale nic z tego. Przeciągnęłam się, ale w łóżku było jakoś za mało miejsca. Otworzyłam oczy i spojrzałam na najpiękniejszego zajączka na świecie. Miał piękne pluszowe, różowe uszy i słodko spał z głową ma moim misiu. Był nieogolony i cudny grymas na twarzy, nie był ubrany w nic poza bokserkami i mruczał słodko przez sen. Tyle zarejestrowałam w ciągu ułamka sekundy zanim się na niego rzuciłam.
-Zajączku! -Przytuliłam się do niego i całowałam policzek póki nie zorientował się co się właściwie dzieje i nie odnalazł moich ust. -Skąd się wziąłeś długouchy?
-Pewnie cię to zdziwi, ale przyleciałem.
-Kłamczuch z Ciebie zajączku, zajączki nie latają. -Uśmiechnęłam się tuląc do klaty napakowanego futrzaka.
-Przykicałem o czwartej- ziewnął szeroko otwierając pyszczek.
-Mój Kochany sierściuch- pałowałam go i zaczęliśmy się śmiać.
-Mówiłem, że się ucieszą z tego pomysłu?- Spytał mój tata stojąc w drzwiach z mama mojego lubego zająca.
-Mówiłeś- uśmiechnęła się mama.
-Kto jest mistrzem?
-Niech będzie że ty- westchnęła.
-Kto mi to założył?- Tomek zdjął uszy. (ha ha, ale tylko te pluszowe, swoich nie umie zdejmować) Oboje spojrzeli w sufit.
-Sio, my tu śpimy- obruszyłam się na niby.
-Taa śpimy- zadrwił tata zamykając drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz