24 stycznia 2015

Przedślubny pech

Zjedliśmy pyszną kolację i pojechaliśmy do Kasjana, była tylko Pani Krysia bo Alan nie mieszka już tam a nadworny Znachor miał akurat dyżur żeby mieć wolne na ślub. 
-Masz cytrynę do herbaty? -Ola spojrzała z nadzieją na bruneta. 
-Ma- odparłam bo akurat stałam "w" lodówce. -Pokroje Ci. -Zadeklarowałam się i wzięłam nóż szefa ze stojaka. -Uwielbiam twoją mamę ma zawsze takie ostre noże. Patrzyłam na Kasjana. 
-Dzięki Słonko- odezwała się przechodząc przez salon. -Mogę Was przeliczyć? Tak z ciekawości? 
-Jasne- odpowiedział jej Tomek miał cudnie rozbawione spojrzenie. 
-Ósemka Niewidzialnych, Marek z Olą, Jacek, Rafał, dwóch Panów (Kamil i Mateusz), Karolka, Roxie, Przemek, Kleo, Beta, Adam. Dziewiętnaście, ładnie, to Wasi najbliżsi przyjaciele? 
-W sumie to tak, Kaśka nie przyszła bo... 
-O ja Pierdole! Kasjan, ratunku, bandaż, woda, ręczniki papierowe, gaza- Wrzeszczałam wkładając zakrwawiony palec pod kran. 
-Neluś!- Paweł stojący obok już mnie trzymał za ramiona. 
-O Boże- Ola osunęła się na sofę po poderwaniu się do góry. 
-Coś ty zrobiła?- Kleo zaglądała z za Karoliny. 
-Spokojnie, już mi lepiej. Ała boli. Ucięłam opuszek. 
-Paweł zostaw ją, reszta rozejść się i dać mojej żonie oddychać!- Tomek był zaraz przy mnie. 
-Marek z Olą ok?- Spytałam. 
-Taa, zawsze ją mdli przy krwi. 
-Zbieraj się, jedziemy na dyżur- Kasjan już obracał kluczyki w ręce. 
-Nic mi nie jest. 
-Nela, jedziemy, nie ma gadania. 
-Właśnie, że jest- szarpnęłam rękę i wyrwałam się z uścisku Tomka. -Nie będę ze skaleczeniem jechać do lekarza- spojrzałam na niego zła. 
-Przestań zachowywać się jak szczeniak! 
-Nigdzie nie jadę! 
-Jedziesz, świrze! 
-Tomek do cholery, czego nie rozumiesz w prostym słowie NIE! Nie jadę nigdzie nie rób z igły wideł! 
-Czy ty się słyszysz? Jak chcesz jutro wziąć ślub jak będziesz wszędzie krwawić. No chyba, że nie chcesz to ok. -Podniósł ręce w obronnym geście.
-Nie wyjeżdżaj mi tu z takim gównem, bo nie chce mi się tego słuchać, twoich rozterek dzień przed! 
-To są rozterki? To, że się martwię o przyszłą żonę? Jasne, mogę się nie martwić, nie ma sprawy. Proszę bardzo, sama rób sobie co chcesz, ale beze mnie!- Ruszył do drzwi. 
-Jasne, uciekaj wielki dorosły się znalazł! Rób sobie co chcesz!- Warczałam idąc za nim. 
-No weźcie- Kleo patrzyła w obie strony, za Tomkiem idącym do domu i za mną wracającą do kuchni. 
-Pokaż tego palca Słonko- Pani Krysia była koło mnie i odwinęła z mojego palca przesiąknięty ręcznik papierowy. -Nie ładnie to wygląda. Nie umrzesz od tego, ale warto to chyba zszyć, szkoda tylko, że zepsułaś takie ładnie zrobione paznokcie. 
-Nie chcę teraz robić cyrku, to nic. Rodzice zaraz się zlecą i będą przeżywać. 
-No to chyba za późno na te obawy- Roxie spoglądała przez okno -wściekły komandos na horyzoncie. 
-NELA! CO JEST?! 
-Nic- odpowiedziałam zwykłym tonem. 
-Jedziemy zszyć to gówno. JUŻ! 
-Tato daj sobie na wstrzymanie, nic nie trzeba szyć. 
-Ja nie proszę!- Przerzucił mnie przez bark worek. 
-Tato!- Wrzasnęłam oburzona. 
-Milcz smarkaczu. -Odpowiedział mi na moje jęki, wszedł do domu Hartmanów. -TOMEEEK! Do samochodu!- Wrzasnął. -Ciebie nie będę nosił! -Szatyn wyszedł z kluczykami i wsiadł bez słowa na fotel kierowcy. Tata usadowił się za nami- Jak wysiądę na parkingu pod szpitalem to macie mieć oboje te same mętne oczy co zawsze, jedziemy do Znachora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz