24 stycznia 2015

Samotna podróż

Wstałam z łóżka i wciągnęłam jeansy i koszulkę. Wymknęłam się z pokoju tak, żeby na nikogo nie wpaść. Nie miałam ochoty na tłumaczenie się właścicielce "Czemu Pani ciągle taka smutna?" Przez sad przeszłam na polna drogę. Było trochę po siódmej, zagarnęłam dwie spore brzoskwinie zamiast śniadania i ruszyłam przed siebie. Po co się spieszyć i szukać celu gdy mona się kręcić czując wiatr we włosach i napawać spokojem bijącym z tego miejsca. Okulary chroniły oczy przed kolejnymi porywami wiatru z piaskiem a moje rozleniwione nocnym odpoczynkiem ciało zaczynało się rozbudzać. Rozpuściłam włosy uwalniając się od wszystkiego co mnie trapiło. Było tak przyjemnie, pierwsze promienie słońca rozgrzewały skórę, w zbożu grały świerszcze a pod nogami przemknęła mi wielka ropucha, przed którą uskoczyłam przestraszona. Zawsze chciałam się zatrzymać w tym miejscu na dłużej, ale jakoś nigdy się nie składało. Droga zwężała się i prowadziła między wielkimi drzewami, zdjęłam koszulkę i rzuciłam na deski wchodząc na pomost, obok wylądowały jeansy a ja wskoczyłam do wody. Nie była przyjemnie ciepła, ale dało się popływać, zanurzyłam się cała i zajęłam pływaniem starając się nie myśleć o niczym. Zmęczona wyszłam na brzeg i usiadłam susząc się na słońcu. Obok mnie przebiegło kilkoro dzieciaków i wskoczyło z głośnym pluskiem do wody. Była sobota, korzystali z ostatnich dni kiedy mogą jeszcze pobawić się w wodzie. Dopiero po chwili zwrócili na mnie uwagę. Byli trochę zdziwieni, ale szybko zrozumieli, że jestem po prostu kolejnym klientem gospodarstwa agroturystycznego i stracili zainteresowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz