23 stycznia 2015

Trudności

Gdy rano zeszłam z góry spał w najlepsze. Przytulony do poduszki pochrapywał cicho. Musiał być zmęczony, starałam się zachowywać jak najciszej przy kuchni (salon jest oddzielony tylko barem od kuchni więc właściwie byliśmy w tym samym pomieszczeniu). Myślałam o jego sytuacji robiąc śniadanie, nagadaliśmy się na ten temat a mimo to nie byłam pewna czy mogę mu pomóc, dawno go nie widziałam tak poważnie zmartwionego. Jego problem nie należał do jednego z tych kiedy mogę go trzasnąć w głowę i szybko wyjaśnić co jest nie tak, poklepywanie po plecach też nie było rozwiązaniem. Sytuacja jest patowa a ja powinnam wiedzieć jak mu pomóc a kiepsko mi idzie. Mieszałam ciasto na naleśniki patrząc jak zaczyna się przewracać z boku na bok, wreszcie otworzył oczy i spojrzał za okno, na chwilę przestałam hałasować patrząc co zrobi. Podłożył poduszkę pod brodę i spoglądał za okno, rzucił jeszcze okiem na schody i znów się zapatrzył. Wróciłam do mieszania ujawniając mu gdzie jestem, melancholijny nastrój go nie opuszczał a moja taśma kiepsko działała na trzymanie jego kawałków razem. 
-Wiesz, że cię kocham?- Spytałam gdy na mnie spojrzał. 
-Martwisz się. 
-Oczywiście, że się martwię. Jesteś moim przyjacielem jak mam się nie martwić?- Spytałam z wyrzutem. 
-Przepraszam- podszedł i zabrał mi łopatkę z ręki. -Ja dokończę. 
-Przemuś- przytuliłam się do jego pleców- zostaniesz ze mną do końca urlopu? 
-Chcesz mieć na mnie oko?- Dotykałam blizn po wypadku na jego plecach. -Jak wtedy gdy się rozbiłem? 
-Bardzo. 
-Nie dłużej niż tydzień, obiecałem jeszcze babci, że przyjadę. 
-Dobre i to. -Przerwał nam dzwonek do drzwi. Wiedziałam, że Łukasz podrzucił Kleo. Otworzyłam więc drzwi w szlafroku i zrobiłam smutna minę. Nie potrzebowała więcej wyjaśnień. 
-O Boże! Przemuś- Rzuciła się na niego i wycałowała.-Tak dobrze, że jesteś- znów go cmokała po zarośniętych policzkach. -Tak baaardzo za Tobą tęskniłam. A ty żuczku? Kochasz nas jeszcze? Nie piszesz, nie dzwonisz, nie przyjeżdżasz. My tu usychamy z tęsknoty za Tobą. -Tuliła się do szatyna trzymającego w dłoni łopatkę do ciasta z której maź spływała na jego rękę i koszulkę Kleo. 
-Może ja lepiej dokończę, ty wytłumacz się Kleo. 

Zaniosłam im picie na balkon. 
-Mojito z samego rana? Aż tak źle ze mną nie jest. -Protestował Przemek. 
-To woda z cytryną, lodem i miętą. -Wyjaśniłam, -zaraz będą naleśniki. 

-Sama widzisz, że nie jest dobrze- szeptałam konspiracyjnie korzystając z tego, że Przemek jest w łazience. 
-Wiem, a on nie będzie walczył, w dodatku przecież to nie ten typ faceta. 
-To jej wina- wysyczałam przez zęby wyżywając się na dżemie. -Wszystko przez nią, jak bym ją dorwała to już by nie żyła. Suka, nie wolno się tak bawić uczuciami porządnych facetów. 
-Pewnie masz rację. 
-Nie podoba mi się, ze nie powiedziała mu prawdy, wyszło na to, że on jest nie w porządku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz