24 stycznia 2015

Uczenia

Klucha w gardle, miękkie kolana i garnitur. Ostatni krok i ...umarłam! Nie no dobra, pierwszy raz przekroczyłam próg uczelni jako studentka. Głęboki oddech i poczułam...zapach płynu do podłóg. Pani która sprzątała właśnie kończyła zmywanie a ja bezczelnie deptałam jej pracę. Uśmiechnęłam się przepraszająco mówiąc dzień dobry i przemykając bokiem. Nie było wielkich fanfar czy werbli, nie było serdecznych powitań, było sporo równie przestraszonych dzieciaków. Niektórym już wydawało się, że są Lios Lane innym, że chyba nie są w odpowiednim miejscu. Ubrani rożnie, ale nie w garnitury, albo sukienki, przeważały jeansy i koszule. Wpadłam, już byłam zaszufladkowana "ta w garniturze" nie dobrze- przemknęło mi przez myśl i poczułam się źle. Niepewnie, nie lobię tego uczucia, zdarza mi się bardzo rzadko, pewnie dlatego jest tak stresujące. Kolejny głęboki oddech. Lepiej nie mdleć, nie wiem kim wolałabym być "tą od garnituru" czy "tą co zemdlała". Najlepiej żadną. Wolałabym być "hej! jestem Nel Watrin!" Jestem w dupie! Zlokalizowałam facetów i ustawiłam się blisko, oni zawsze są bardziej zabawni. Wyłączyłam mp3 i zdjęłam kurtkę odkładając wszystkie klamoty na parapet. Jak przewidziałam faceci się śmiali. Już nawiązali pierwsze więzi. Właśnie obgadywali wykładowców, żądne z nas tak na prawdę nie znało nazwisk z planu, ale oni mogli już spekulować, która pani magister ma wąsy a który docent posiada syndrom "obwisłej łapki". 

Pierwsze wykłady zakończone brakiem więzi, ale spędzona w spokojnej atmosferze. Ulżyło mi, ze mogę stamtąd wyjść, to było za dużo, tym bardziej, ze zaczęliśmy o 13 a skończyliśmy o 20. Byłam zmęczona, pewnie dlatego tak bardzo się ucieszyłam, że Tomek siedzi na masce mojego samochodu. 
-OMG! -Krzyknęłam zaskoczona i rzuciłam się na niego. -Tego właśnie potrzebuje, dożo seksu na rozluźnienie. 
-No nie patyczkujesz się- pocałował mnie. 
-Miałam dziwny dzień. Jestem kosmitą i odludkiem zabierz mnie do domu- dałam mu kluczyki. 
-Ja mam prowadzić?- Patrzył mi prosto w oczy i nie puszczał. 
-No, chyba, że ci się nie chce. 
-Chce mi się. Ja dojadę szybciej do domu. 
-Obiecujesz coś Hartman?- Spytałam obejmując go za szyję. 
-Zobaczysz w domu- wpił się namiętnie w moje usta. 
-Zjemy coś, gdzieś w przerwie? 
-Masz w domu mrożoną pizzę? 
-To wstawimy ją do mikrofali po przyjściu, może nie ostygnie. 
-Mam nadzieję- wsiadłam na siedzenie pasażera bo otworzył mi drzwi. 

Chwilę milczeliśmy, ja zamyślona, on chyba nie będąc pewnym czy chce żeby mówił. 
-Cieszę się, że jesteś. -Odezwałam się po paru minutach. 
-Bo jesteś spragniona?- Spytał śmiejąc się i nie odrywając wzroku od ulicy. 
-Nie, cieszę się, że jesteś ze mną, nie z kimś innym. 
-Kocham cię, to była pomyłka, ta dziewczyna...- zawahał się, nie chciał o tym rozmawiać- między nami niczego nie było, lubię z nią rozmawiać, skłamałem bo wiedziałem, jak potrafisz być zazdrosna. To był błąd,nigdy więcej tego nie zrobię. Nie mogę tylko pojąć jak byłaś w stanie być tak cierpliwą. -Spojrzał na mnie korzystając ze świateł. -Siedziałam bokiem skulona w fotelu. 
-Kocham cie, wiem, to banalne, ale nie trzyma się niczego na siłę. Wolałam, żebyś to ty podjął decyzję. Ja nie potrafiłabym, a później poczułam się zraniona i sama potrzebowałam czasu. 
-Przepraszam. 
-Już to mówiłeś. 
-Powtórzę jeszcze wiele razy. 
-Później teraz zamknij się i chodźmy na górę- trzasnęłam drzwiami i mrugnęłam do niego. 

Pizza wystygła, ale i tak ją zjedliśmy a później dwie następne zapijając piwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz