24 stycznia 2015

Wyprawa do rodziców

Jechałyśmy głównie w milczeniu, Roxie nie chciała gadać a ja nie bardzo chciałam ją zmuszać. Wnioskowałam, że właśnie przewartościowuje swoje opcje na przyszłość i tworzy plany A, B i pewnie nawet C na wszelki wypadek. Matki tak mają. 
-Hej! -Odruchowo odebrałam telefon słysząc okrzyk Leonidasa z 300, musiał to być któryś z chłopaków, co do tego nie było wątpliwości. 
-Cześć Neluś, możesz mi powiedzieć o co chodzi z tą wyprawą?- Paweł wydawał się być bardzo zdenerwowany. 
-Och głupku, jak myślisz? Pokłóciliście się? 
-Nie. 
-Macie jakieś problemy? 
Nie. 
-Kochasz ją nad życie? 
-Tak. 
-Więc wszystko jest ok. 
-Ale Roxie kiepsko się ostatnio czuła, miała iść do lekarza i w ogóle. 
-No przecież wiesz, że chorzy zawsze ciągniemy do mamy. –Łgałam.- Ja jej samej nie puszczę a skoro ty masz zajęcia a ja mogę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu… 
-Jak to dwie? 
-W Poznaniu jest sporo sklepów, może w końcu wybiorę z moją druhną jakąś kieckę. 
-A no tak, dobra. To nie truje dupy. 
-No na razie, pa. –Odpowiedziałam mu zanim jeszcze usłyszałam głuchy sygnał. –Kryje twoje plecy tylko przez te dwa dni, nie będę go okłamywać. To powinien być dla Was najszczęśliwszy czas w życiu. 
-Tak bardzo się boję- ruda chlipała po cichu. 
-Dacie radę, nie jesteście sami- zapewniłam klepiąc delikatnie jej dłoń leżącą na kolanie. Będziemy na miejscu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz