Jechałyśmy głównie w milczeniu, Roxie nie chciała gadać a ja nie bardzo chciałam ją zmuszać. Wnioskowałam, że właśnie przewartościowuje swoje opcje na przyszłość i tworzy plany A, B i pewnie nawet C na wszelki wypadek. Matki tak mają.
-Hej! -Odruchowo odebrałam telefon słysząc okrzyk Leonidasa z 300, musiał to być któryś z chłopaków, co do tego nie było wątpliwości.
-Cześć Neluś, możesz mi powiedzieć o co chodzi z tą wyprawą?- Paweł wydawał się być bardzo zdenerwowany.
-Och głupku, jak myślisz? Pokłóciliście się?
-Nie.
-Macie jakieś problemy?
Nie.
-Kochasz ją nad życie?
-Tak.
-Więc wszystko jest ok.
-Ale Roxie kiepsko się ostatnio czuła, miała iść do lekarza i w ogóle.
-No przecież wiesz, że chorzy zawsze ciągniemy do mamy. –Łgałam.- Ja jej samej nie puszczę a skoro ty masz zajęcia a ja mogę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu…
-Jak to dwie?
-W Poznaniu jest sporo sklepów, może w końcu wybiorę z moją druhną jakąś kieckę.
-A no tak, dobra. To nie truje dupy.
-No na razie, pa. –Odpowiedziałam mu zanim jeszcze usłyszałam głuchy sygnał. –Kryje twoje plecy tylko przez te dwa dni, nie będę go okłamywać. To powinien być dla Was najszczęśliwszy czas w życiu.
-Tak bardzo się boję- ruda chlipała po cichu.
-Dacie radę, nie jesteście sami- zapewniłam klepiąc delikatnie jej dłoń leżącą na kolanie. Będziemy na miejscu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz