Kwiecień tego roku był upierdliwy jak wrzód na dupie.
Serio, nawet nie wiem jak to określić. Zacznę opowiadać same zrozumiecie. Do
połowy miesiąca dalej szarpałam się z nadopiekuńczą ochroną, chciałabym
napisać, że idealnie 15 się w pewien sposób udało, ale nie. Dokładnie
piętnastego dostałam zatrucia pokarmowego i miałam ochotę umrzeć. Naprawdę od
razu i po wszystkim. Płukałam usta w łazience gdy Tomek wszedł ze szklanką
wody.
-Wypij coś Hubert mówi, że nie możesz się odwodnić-
oznajmił jakby to był news. Moje poirytowane spojrzenie chyba mu to powiedziało
lepiej niż słowa. Zreflektowałam się w miarę szybko bo przez całą noc był
wyjątkowo opiekuńczy więc nie wypadało mi stroić fochów. Pokiwałam głową i po
umyciu zębów wypiłam całą wodę.
-Nie liczyłabym na to że coś z niej zostanie-
poinformowałam mojego męża przyglądającego mi się badawczo. –Serio. – Dodałam
żeby wzmocnić poprzednie słowa.
-Jeśli do popołudnia Ci nie przejdzie to Hubert wpadnie
zrobić ci zastrzyk. –Tomek gładził mnie po plecach.
-Ok., poradzę sobie- zapewniłam idąc do sypialni.
Wgramoliłam się do łóżka, ledwo bo mój mąż wybrał wysokie łóżko i jeszcze
wyższy materac. –Jedź do pracy- chwyciłam jego nadgarstek. –Nie masz co czekać.
-Zadzwoń gdyby coś się działo- namawiał.
-Ok., poinformuje cię. –Zapewniłam. –Idź bo Wiktor już
długo czeka.
-Dobra, zadzwoń
jak coś. –Schylił, żeby mnie pocałować, ale odwróciłam głowę.
-Dopiero wstałam z przed kibla- wymamrotałam, nie
chciałam go całować mimo, że umyłam zęby.
-Popatrz na mnie- powiedział cicho. Znów więc spojrzałam
na niego, uśmiechnął się delikatnie. Klęczał koło łóżka i gładził moje włosy. –Nie
ruszaj się. –Uprzedził. Zamknęłam więc tylko oczy i poczułam jak delikatnie
mnie całuje. Szybkie muśnięcie podobało mi się bardziej niż myślałam. –Bądź
mądra- podniósł się i pomachał mi wychodząc.
-Nie liczyłbym na to- prychnął Przemek wychodząc od siebie.
-Nie waż się po niej jeździć dzisiaj, koło dupy mi lata
ta cała Ada, jasne?- Tomek zatrzymał się jeszcze na chwilę.
-Nie zamierzam, tobie może tak, ale nie jemu- byłam
pewna, że ten wyrzut pod adresem Wiktora. Nie było to aż tak zaskakujące, że
Ada poleciała na niego. W końcu był z niego całkiem przystojny facet.
-On jest w pracy, nie czepiaj się go, jak chcesz to
będziemy po 20, wtedy możecie takie rzeczy załatwiać jak on będzie chciał, a
póki co nie warcz na moją żonę. –Drzwi trzasnęły a w domu zrobiło się cicho. Kimnęło
mi się pół godziny, obudziły mnie mdłości. Pobiegłam do łazienki i znów
zwymiotowałam.
-Wszystko dobrze? Nie jest ci słabo?- Poznałam głos
Przemka, ale dalej wyrzucałam z siebie tą głupią szklankę wody.
-Nie, ok.- zapewniłam odbierając od niego wilgotny
ręcznik i wycierając twarz i buzię. Podał mi rękę i pomógł wstać. Skorzystałam
z oferty bo byłam wymęczona. Nie spałam od czwartej i regularnie co jakiś czas
wyrzucałam z siebie żółć. Pomógł mi się ogarnąć, wsadził mnie do łóżka i
przykrył po szyję.
-Nie powiedziałem jej nic o blogu- stwierdził patrząc jak
się kulę w łóżku.
-No jasne- śmiałam wątpić.
-Serio, pozmieniałem imiona na nasze i wysłałem jej tylko
fragment tekstu o niej. Nie podjął bym takiej decyzji za ciebie.
-Czemu mi to mówisz?- Jęknęłam obracając się na plecy, w
żadnej pozycji nie było mi wygodnie.
-Bo uświadomiłem sobie że ty się faktycznie martwisz.
Byłem wkurzony, że jej było przykro i że spotyka się z Wiktorem i na to
wszystko. –Przyznał szczerze siedząc na podłodze koło mnie.
-Mówisz że na sto procent nie wie nic?
-Powiedziałem jej, że lubisz pisać i że dzielisz się z
resztą pamiętnikiem, nic więcej. –Zapewnił.
-Ok. Kamień z serca, -przyznałam.
-Hej, jak się masz?- Ojciec Kasjana wszedł do mojej
sypialni.
-Do dupy- powiedziałam mu prawdę.
-Jak zwykle panikujesz- wzniósł oczy do nieba i zaśmiał
się widząc moją zbolałą minę. –Tak cię męczy?- Złapał mnie za nadgarstek. Zmierzył
mi puls i przyjrzał mi się uważnie. –Kiedy byłaś w toalecie?
-Na siku?- Spytałam żeby uściślić.
-Tak.
-Wczoraj wieczorem.
-Nie piłaś tyle ile mówiłem Tomkowi- jak zwykle oskarżył
mnie za szybko. Nie można go było do końca winić, zwykle się nie stosowałam do
jego zaleceń.
-Od rana wypiłam półtorej litra wody, ale wszystko wyszło
tą samą stroną. Nie będę pić tylko po to żeby więcej rzygać. –Poirytowałam się.
Założył mi mankiet ciśnieniomierza na rękę i włożył stetoskop.
-Niepokoisz mnie, nie sądziłem, że jest tak źle, z tego
co mówił Tomek z samego rana. –Patrzył na mnie uważnie po zmierzeniu ciśnienia.
Ja byłam rozkojarzona i rozespana, nie bardzo kumałam co się dzieje wokół.
Wyszedł a ja nie wiedziałam czy wróci czy nie.
Jakiś czas później wrócił i włożył rękawiczki, wyjął ze
swojej torby kaniule dożylną. Chwile później miałam już podawaną kroplówkę.
-Podam ci wszystko w kroplówce- wyjaśnił mi podpinając
wężyk do kaniuli.
-Yhym- jęknęłam. Nie miałam nawet siły myśleć.
-Śpi?- Usłyszałam z salonu.
-Tak, czekam aż skończy się kroplówka.
-Kroplówka?!- Nie mogłam się zdecydować czy Tomek jest
zły, zdenerwowany, czy przestraszony. Nie mogłam nawet zbyt długo się
zastanawiać. Poszłam spać.
Otworzyłam
oczy, w fotelu pod oknem siedziała moja urocza teściowa. Oddychałam spokojnie,
nie mdliło mnie za bardzo i nawet byłam ciut głodna. Wyglądało na to, że po
nocy czułam się lepiej.
-Cześć Słonko- mama zobaczyła, że mam otwarte oczy.
-Hej, co tu robisz?
-Mam iść?- Uśmiechnęła się.
-Nie, poczekaj zrobię jakieś śniadanie bo jestem głodna. Zjesz
ze mną?- Zaproponowałam siadając.
-Nie, ty masz wypić sok i zjeść wafla ryżowego. –Hubert
nie kazał dawać ci nic innego.
-Wczoraj mnie mdliło, dziś jest ok.
-Bo jesteś po drugiej kroplówce. Dwie godziny temu
dostałaś leki przeciwwymiotne. Nie możesz jeszcze szarżować.
-Jak długo tu jesteś mamo- pokręciłam głową bo nie bardzo
łączyłam fakty. Była dziewiąta, Tomek musiał być już w kancelarii od ósmej.
Mama musiała przyjechać przed jego wyjściem, chyba, że wpuścił ją Przemek, a co
z tą kroplówką z przed dwóch godzin?
-Od szóstej, Tomek dzwonił wieczorem. Przyjechałam z
Hubertem bo miał na siódmą dyżur a chciał cie zobaczyć przed. Spodziewaliśmy
się, że może cię od rana męczyć więc wolałam być, żeby Tomek mógł spokojnie
wyjść do pracy.
-Nie trzeba było- zapewniłam. –Nic mi nie jest.
-Byłaś bardzo mocno odwodniona wczoraj. Hubert był
…-zamilkła- nie w sumie nie był zdziwiony, że nie zadzwoniłaś. Byłaś w złym
stanie. Uważaj na wenflon -uprzedziła bo zgięłam rękę.
-Nie miałam siły, nie myślałam o niczym poza wczołganiem
się do łóżka.
Do wieczora leżałam w łóżku, po dziewiętnastej znów
wrócił nasz Niewidzialny lekarz. Tak myślałam. Na szczęście do tej pory byłam już wykąpana i
miałam zmienioną pościel, plus przewietrzoną sypialnię, nic już nie pachniało
wymiocinami.
-Można?- Do drzwi zapukał Alan.
-Cześć- zadziwiłam się, że go widzę.
-Mam ci wyjąć wenflon -wyjaśnił.
-Nie zepsujesz?- Uśmiechnęłam się przekornie.
-Nie bój się, tyle już umiem. –Zapewnił.
-Wiem. Jak tam chirurgia, bawisz się świetnie?- Spytałam
znając jego specjalizację.
-Cudnie, wziąłem sobie do serca Niewidzialne ideały i
teraz wiem, że liczy się to co wewnątrz człowieka- zagadywał mnie siadając na
skraju łóżka i oglądając moją rękę. Włożył rękawiczki i delikatnie usunął mi
plaster i resztę ustrojstwa.
-Chyba zbyt dosłownie z tym grzebaniem we flakach, ale
super, że ci się poprawiło. –Patrzyłam na niego zaskoczona. Od ślubu mieliśmy w
miarę dobre układy w przeciwieństwie do wcześniejszych lat. Nie był tak podobny
do ojca jak Kasjan, ale może byłam zbyt ostra osądzając go jako brzydkiego. No
wiem, zołza. W sumie jakby nie być wredną, to można było stwierdzić, że ma w
sobie coś.
-Jak dzisiaj? Dobrze się czujesz?- Zignorował mnie
odrobinę.
-Może być, pchnę już lepiej. Nie wymiotuje wszystkim co
wezmę do ust i znów wiem co się dzieje.
-Pijesz?
-Tak, a chcę jeść. Powiedz proszę mamie, że może mnie
nakarmić bo mam wrażenie, że będzie mnie głodzić żebym była szczuplejsza.
-Nie musisz być szczuplejsza- zapewnił przyklejając mi
gazik materiałowym plastrem. –Zjedz coś płynnego. Jogurt, zupę krem, rosół, ale
nie za dużo i nic stałego. Jak uda ci się to utrzymać w żołądu, to tata pozwoli
ci rano zjeść śniadanie. –zapewnił.
-Może być burger jak go dobrze pogryzę? Też będzie
płynny. –Zapewniłam.
-Nie, zjesz krem z cukinii. –Moja teściowa miała misję,
przyniosła mi bulionówkę pełną do połowy. –Nie przejmuj się jej gadaniem, chora
zawsze jest marudna. –Odpowiedziała Alanowi za mnie. Zaśmiał się cicho.
-Tylko tyle?- Spojrzałam na mamę. –Pozwolisz jej mnie
głodzić? Jak to ma się do lekarskiej przysięgi?- Wyrzucałam mu wkładając pierwszą
łyżkę do ust.
-Dasz radę, podobno jesteś ostra i się bijesz.
-Ale nie z mamą.
-Nie grymaś, będzie ok. Ja spadam a ty nie jedz nic
stałego -przypomniał wstając.
Chociaż historia jak wiadomo - nieciekawa - to strasznie tęskniłam za Twoim pisaniem. Ja strasznie źle przechodzę choroby, więc wiem jaka to męczarnia, a już szczególnie przytulanie kibelka.
OdpowiedzUsuńJak Ty to robisz, że nawet z tematu głupiej choroby wychodzi Ci taki tekst, że siedzę i czytam bez tchu?
kiyad
Dawno mnie nic tak nie trafiło, masakra i nawet nie wiadomo jak i gdzie bo nikt inny nie załapał ode mnie. Masakra była.
UsuńSerio? Mi się wydawała jakaś nie dopracowana. Miło, że ci się podobała :)
Moja pasja do pisania wzięła się jeszcze z czasów czytania real-love. Więc w sumie niezależnie co napiszesz- i tak będę czytała. Czasem żałuję, że nie wydałaś tego co napisałaś, bo z chęcią kupiłabym książkową wersję :)
Usuńkiyad
Uff, zawsze mam Ciebie :) Już mi lepiej :D Ja mam wydrukowaną jedną wersję :D Tomek mi wydrukował, ale to bez sensu bo to zbyt drogie :/
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSą wydawnictwa które za dany procent ze sprzedaży wydają Twoją książkę. Sama zastanawiam się nad takim rozwiązaniem. Może to mało opłacalne na początku, ale jeżeli uzyska się potem pewną renomę to myślę, że to dobry sposób na wybicie się...
UsuńW każdym razie... Lubię Ciebie czytać i będę niecierpliwie czekać na kolejną notkę :)
kiyad
Tak, wiem też mam obcykane wszystkie te opcje, dzięki za pomoc :) Nie planuje nic, nie mam złudzeń :)
UsuńDziękuję, do przeczytania :)
a może to ciąża ? :D
OdpowiedzUsuńSrąża :P na pewno nie. Nie po to wydaję hajs na tabletki żebym nagle została matką. Sorry Batory ;) Pochwalę się na pewno jak się zdecyduje, na razie nie ma szans.
UsuńŁadnie Cię złapało... A co z tym świrem? Sprawa rozwiązana?
OdpowiedzUsuńTa jasne, chciałabyś :(
Usuńmnie ostatnio też zlapało zatrucie, tylko, że ja miałam gorzej, bo z dwójka dzieciaków przy nodze..;/ Niedobrzy, jeść nie pozwalają :D
OdpowiedzUsuńKleo i Łukasz już po ślubie? A co u Karoliny i Kasjana? I u reszty Niewidzialnych? ;) pozdrawiam Klara
OMG, no to faktycznie masakra. Nie zazdroszczę. Noooo nie pozwalali :( a ja kocham jeść.
UsuńPowoli, spokojnie. Po kolei mogę ci tylko powiedzieć, że ślubu nie było.
BLONDE ANGEL: no kochana takie zatrucia paskudna sprawa, ważne że się z tego wyleczyłaś i miał Ci kto pomóc (leki, opieka, kroplówka itp). powiedz mi kochana my nadal na kwietniu jesteśmy? pisz troszkę częściej :( chociaż tak raz na dwa/trzy tygodnie, krócej nawet, ale żebyśmy jakąś ciągłość miały :)
OdpowiedzUsuńNo tak, wiem, wiem w kwietniu. Postaram się.
Usuń